neomys fodiens neomys fodiens
1599
BLOG

Luksusy Bufetowej

neomys fodiens neomys fodiens Polityka Obserwuj notkę 16

- Mogę zapewnić, że ani w Paryżu ani Londynie, gdzie miałam okazję mieszkać, metro nocą nie jeździ. To jest luksus. Zobaczymy, czy nas na to stać - powiedziała ukochana prezydent Miasta Stołecznego Warszawy (człowiek światowy), Hanna Gronkiewicz-Waltz, dni temu kilka. A godzin temu kilkadziesiąt oczywiście okazało się, że na ten bufetowy "luksus"  oczywiście "nas" (znaczy się kierowanego przez HGW ratusza) nie stać. Znaczy to tyle, że niebawem mieszkańcy ursynowskich blokowisk (jak i apartamentowców na Kabatach) będą musieli z sobotnich imprez wracać tłukącymi się w nieskończoność nocnymi autobusami. Albo bulić za taksówki. 

Problem niby lokalny, dotyczy w zasadzie kilku warszawskich osiedli, więc szumu w krajowych mediach zbyt wiele nie było. Być może dlatego, że po części trzeba z Bufetową się zgodzić - dofinansowywane z podatków metro jeżdżące do drugiej czy trzeciej w nocy (bo całą noc to ono nie kursowało) głównie po to, żeby porozwozić do domów poimprezową młodzież jest swego rodzaju luksusem. Większość warszawiaków łożących z własnej kieszeni (podatki + drogie jak cholera bilety, których ceny od stycznia po raz kolejny wzrosły) na miejską komunikację z nocnego metra nie korzysta praktycznie wcale. Ale jednak całkiem sporo warszawiaków ta likwidacja zaboli. W końcu metro obsługuje wielkie sypialnie, do tego takie jak Kabaty, gdzie mieszka masa młodych ludzi. A to ci stosunkowo najczęściej wracają do domów nocą. Ktoś się musiał poświęcić, nie? No ta... Niestety, wyjścia ponoć nie było, ceny rosną, a wydatki trzeba ciąć! Takie czasy! W końcu mieli likwidować autobusy, skracać SKM, a tylko metro ucierpiało. Powinniśmy być wdzięczni, znaczy się... A jednak nie, Pani Prezydent, takiego wała! Nie będę wdzięczny i nie będę się cieszył, mimo że metrem w nocy jechałem dosłownie kilka razy i osobiście likwidacja kursów po północy jakoś szczególnie mnie nie boli.

Nie będę się cieszył, bo po raz kolejny ratusz pod rządami HGW utruwa ludziom życie, jednocześnie wyrzucając pieniądze na rzeczy tak idiotyczne, że aż człowieka dreszcze przechodzą, kiedy o nich myśli. I jak zwykle po dupsku dostaje miejska komunikacja, czyli - w rezultacie - ci, których nie stać na jeżdżenie po mieście własnym autem, czy taksówkami. Zresztą po wprowadzeniu przez HGW i jej kamarylę buspasów, oparkometrowaniu całego centrum miasta, rozkopaniu co drugiej większej ulicy, zalaniu tunelu pod Wisłostradą, wprowadzeniu setek kretyńskich ograniczeń  i postawieniu bandyckich radarów do ściągania z kierowców haraczy (oczywiście wiele niedogodności było już przed nastaniem Bufetowej, ale za jej rządów jest tylko gorzej), jazda po Warszawie własnym autem stała się prawdziwą mordęgą. A publiczna komunikacja, której ceny rosną w dzikim tempie? Spadają dwa centymetry śniegu (w grudniu, nie w lipcu) - stoi. Przychodzi odwilż, a potem przymrozek - stoi (nowe tramwaje i pociągi SKM nie radzą sobie z oblodzoną trakcją; co innego tramwaje stare, które właśnie znikają z  naszych ulic, ale to już inna bajka). Tłok jest? Jest. Brud jest? Owszem. Punktualność? Czasami autobus jest na czas, ale nie zawsze. Masa bezdobnych i żebraków? No, ci z kolei są zawsze, szczególnie w zimie. Ale za bilety płacimy jak za zboże, bo miasta nie stać na większe finansowanie.

Ja w zasadzie nie lubię socjalizmu, ale skoro już tyle pieniądza musi być redystrybuowane przez władze, w tym te lokalne, to finansowana powinna być głównie właśnie miejska komunikacja, bo ona służy stosunkowo największemu odstetkowi owe podatki bulących... Na coś przecież się te pieniądze płaci. A no właśnie. Na coś. A na co konkretnie? Cóż za wspaniałości - jeśli nie taki luksus, jak metro w nocy - ratusz z naszej kabzy finansuje? Otóż luksusy tak przydatne warszawiakom i przyjezdnym jak iluminacja stalinowskiego daru dla podbitego miasta, czyliż PKiN (sama instalacja diod kosztowała ze 2-3 lata temu ponad 2 miliony złotych), czy potrzebne jak kotu buty kolorowe oświetlenie warszawskich mostów. Oprócz tego warszawski podatnik współfinansował np. tzw. Dom Kereta , czyli "kulturalną" grandę do kwadratu; za nasze pieniądze - od miasta poszło 150 tysięcy złotych - wybudowali melinę dla pisarzy... może niech Hanka płaci swoimi, jak chce kolegów gościć?! Dodatkowo z naszej kasy finansowana była rozbudowa i modernizacja stadionów Legii i Polonii (na Legię setki milionów, na Polonię kilka). Sam jestem kibicem tej pierwszej, ale skoro przyjaciele Hani z ITI sobie ją niestety kupili, to niech oni płacą za stadion, a nie podatnik. Choć poparciem PO na antenie TVN na pewno odpowiednio się Szczodrej Haneczce odpłacili, to kibicom Legii tylko drogimi biletami na mecze i kretyńskimi wojenkami. Coś jeszcze dobrego warszawiacy od ratusza dostaną za swoje własne pieniądze? Owszem! Buduje się przecież Muzeum Historii Żydów Polskich. Setki milionów złotych, po części z budżetu miasta. Ale opyla się budować, będą tłumy, jestem pewien. Pewnie przez rok za bilety zapłaci tyle osób, ile w dwa weekendy przejeżdżało się nocnym metrem, ale co tam.

Nie można też zapomnieć o tym, że to przecież podatnik musi zapłacić za pensje rosnącej armii warszawskich urzędników. Niech pracuje w weekendowe noce, a nie się szwenda na imprezy i metrem wraca, żeby miasto mogło jeszcze lepiej wydawać jego pieniądze. 

Bo na luksusy nas nie stać. Granda i zbydlęcenie.

Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka