nieateista nieateista
271
BLOG

Wspomnienie ostatniej bytności w kościele

nieateista nieateista Społeczeństwo Obserwuj notkę 15
Kiedyś, wiele lat temu, poszedłem do kościoła w innym celu niż większość.

W jakim?

Aby wnikliwie obserwować i wczuć się w atmosferę tego miejsca.

W mojej pamięci utkwiło odczucie przenikliwego zimna.

Ogromne kamienne mury, wysokie sklepienie, pełno obrazów, rzeźb, okna pokryte kolorowymi witrażami. Inni potrafią się tym zachwycać. Ja – osoba poszukująca Boga, oczekująca pomocy, potrzebująca żarliwej wiary – czułem chłód i widziałem jedynie dzieło ludzkich rąk.

Nie było tam Tego, którego chciałem znaleźć. Nie było tam ciepła, a tym bardziej miłości. 

A ksiądz?
 
No właśnie. Wsłuchiwałem się w jego słowa. A raczej próbowałem wczuć się w to, jak mówi – rozpoznać, czy w jego głosie jest uczucie. I niestety, w tym głosie nie odnajdowałem wiary, pasji, żarliwości. Nawet wtedy, gdy duchowny czytał Pismo Święte, gdy mówił o miłości do bliźniego, wiedziałem, czułem, że zależy mu przede wszystkim na dochowaniu powagi, na tym, aby poprawnie odegrać swoją dobrze wyuczoną rolę, aby zrobić na mnie jak najlepsze wrażenie. Słyszałem monotonne, choć doniosłe „bla, bla, bla”. Nie wierzyłem, aby przejmował się tym, czym powinien najbardziej: bym wziął sobie do serca słyszane słowa.
 
Przyglądałem się także innym uczestnikom mszy. I prawie zawsze widziałem to samo: zupełną obojętność na twarzach moich współwyznawców. Brałem udział – jak się później okazało, już ostatni raz – w pustym i zimnym ceremoniale. To było szokująco bolesne doświadczenie.
 
Czasami zdarza mi się słuchać fragmentu mszy w telewizji także teraz. I widzę, wyczuwam wciąż to samo, co w przeszłości tak mnie zraziło do tego wyznania. Oczywiście zdaję sobie sprawę z subiektywności moich odczuć. 
 
nieateista
O mnie nieateista

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo