nimfadora nimfadora
867
BLOG

Praca w niedzielę,czyli jak to jest po drugiej stronie lady...

nimfadora nimfadora Polityka Obserwuj notkę 5

Przez kraj przetacza się właśnie fala dyskusji o pracy w niedzielę.Jedni krzyczą o wolności wyboru,bezrobociu itp.Drudzy o braku wolności tych co pracować w te niedziele muszą,o niewolnictwie

Jako praktyk od ponad dekady chciałabym podzielić się z Państwem refleksją w tej sprawie.Od razu zastrzegam,że nie zamierzam się użalać ani skarżyć.Chcę tylko przedstawić Państwu kilka faktów dotyczacych pracy marketu w niedzielę.Mowa tu będzie o markecie sieci  wystroju wnętrz i nie tylko.

Przeciętny kierownik zarządza działem o powierzchni 300-1200 m2 mając do dyspozycji 5-15 osób.Oczywiście górna granica dotyczy największych działów.Market pracuje na dwie zmiany (średnio na dziale) więc łatwo sobie policzyć jaka powinna być obsada.Założyć przy tym należy ,że co najmniej jedna osoba dziennie jest stale nieobecna(dni wolne).

Tu mała dygresja,gdy rozpoczynałam pracę w firmie nasi przełożeni (obcokrajowcy,przybyli wraz z siecią do Polski) na dział taki jak mój (tzw."ciężki" dużo pracy fizycznej,przenoszenia wagowo ciężkich towarów) przeznaczyli w budżecie 15 osób uznając ,że tyle jest potrzebne do komfortowej obsługi zarówno dla klienta jak i pracownika.Z biegiem lat zastąpili ich rodowici menadżerowie ,,którzy po szeregu analiz i przeliczeń uznali,po co aż tyle skoro tę samą pracę może spokojnie wykonywać okrojona obsada.W moim przypadku realnie mam do dyspozycji 9-10 osób.Ile oszczędności w budżecie??.I tak to ruszyło.O takich trywialnych sprawach jak zmęczenie fizyczne człowieka,mała pensja w stosunku do pracy nie wspominam bo to kopanie się z koniem.Najlepszy jest argument na nieśmiałe prośby o zwiększenie obsady:pokaż ,że potrafisz robić większe obroty.No jak mam pokazać ,jak nie mam kim!!!!!Zmęczonymi,zniechęconymi ludźmi??????

Więc jeśli dziś pomstujecie Państwo na brak obsługi w marketach,zanim zaczniecie się wyżywać na Bogu ducha winnych sprzedawcach,kasjerkach itp. to podpowiadam proszę pisać wyżej, albo dzwonić.To są wasi partnerzy do takiej rozmowy.Może kiedyś to pomoże.Obrzucenie błotem sprzedawcy czy kasjerki naprawdę niewiele zmieni.

Nie ma do pracy w niedzielę dodatkowych osób.Owszem przychodzą na niektóre działy tz."mercze" wystawiający towar , owszem za ścianą w markecie spożywczym dodatkowo na niedzielę przyjmowani są ludzie z agencji tymczasowych.Ale zazwyczaj wiąże się to z brakiem możliwości  pracy w kolejną niedzielę kasjerek albo sprzedawcy,albo sezonem urlopowym albo długotrwałymi zwolnieniami. Jednak, jeśli w związku z zamkniętymi marketami w niedzielę zabiorą pracownika to w tygodniu nie będzie miał kto was obsłużyć.Proste.Naprawdę markety(takie jak mój) nie zatrudniają dodatkowo na weekend.To co miało być okrojone już okrojono.Oczywiście znajdzie się jeszcze świetny menadżer i uzna,że to dobra okazja by jeszcze raz przyjrzeć się strukturze zatrudnienia.Ale powtarzam będzie to tylko pretekst.Odbije się to na pewno na jakości obsługi klienta,czasie jego obsługi...

Bardziej skupi się to na pensji pracowników.W chwili obecnej za przepracowane 8 godz w niedzielę jest dodatek ok 70zł netto.Pierwsza niedziela jest wliczona w podstawę, dwie kolejne dają kwotę 140 zł do pensji.Czwarta niedziela  musi być wolna.Jeśli markety zostałyby zamknięte w niedzielę pracownik straci więc owe 140 zł.

Wracam do klientów.Jak wyglądają zakupy w niedzielę.

Zazwyczaj markety pracują od 8.00.W lecie jeśli jest ładna pogoda,pierwsi klienci są zazwyczaj ok 8.30 -do 10 osób.Później spokój do godz.12. Wtedy rusza pierwsza fala.

Tu znowu dygresja.Niedzielnych klientów dzieli się na trzy grupy:apacze,grzybiarze,rzepy.

Apacz - wiadomo :w czymś pomóc ? a patrzę sobie.

Grzybiarz -biorąc koszyk przy wejściu zazwyczaj spacerując po sklepie wrzuca do niego różne towary,po czym koszyk pozostawia byle gdzie i wychodzi.

Ostatnia najmniej lubiana Rzepy - nie widzi,nie słyszy,a czepia się wszystkiego.

Mam nadzieję,że nikogo nie obraziłam:))Oczywiście są też klienci ,którzy dokonują zakupów.W końcu obroty niedzielne są.

Pierwsza fala jak wspomniałam od 12-14.

Później mamy chwilę przerwy.Wiadomo obiady.

Od godz.16-19 ruch jak na dworcu.Całe rodziny z biegającymi wszędzie dziećmi(czasem poraża mnie beztroska rodziców pozwalających dzieciom np.skakać w butach po dywanach, czy np. rzucać rolkami tapet itp.

Wtedy trzeba najwięcej osób do obsługi bo jesteśmy narodem niecierpliwym,wszystkim się spieszy,nikt nie może czekać.A tu właśnie pierwsza zmiana poszła do domu i zostają dwie osoby do obsługi no czasem trzy.

I to w zasadzie koniec.Prawdziwy handel się kończy.

Ok. 19.30-21 wbiegają osoby,którym przypomniało się np.że kwiatek w doniczce trzeba kupić,albo nie mają gdzie przyprowadzić znajomych.Albo po prostu się nudzą......

Do kanonu należy wpisać mamy z dwutygodniowymi noworodkami,które o tej porze dokonują wyboru np.zasłonki do pokoju dziecka.Błagam niech nikt nie mówi ,że to z braku czasu.

Nie będę analizować pracy marketów spożywczych bo ich specyfika jest zupełnie inna.Zastanawia mnie tylko jedno.Piszę tę notkę przeddzień Bożego Ciała.Jutro więc markety zamknięte.Za to dzisiaj armagedon,dzikie tłumy,wszyscy muszą kupować jedzenie: średnie zakupy w dużym markecie spożywczym przed dniem zamkniętym to 300-500 zł za koszyk. Jeden dzień oddechu i co? znowu rzesze klientów.Wszak otworzyli market::))



 

nimfadora
O mnie nimfadora

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka