Od dawna nie wiedzieć czemu utarła się niezgodna z rzeczywistością opinia, że partia ta nie cieszy się popularnością w tym regionie.
„Tymczasem kilka rdzennie górnośląskich powiatów wiernie głosowało za kandydatami PiS. W wyborach prezydenckich 2010 r. Jarosław Kaczyński wygrał w pięciu takich powiatach. W sześciu innych miał wynik powyżej swojej średniej z tego województwa. Niemało zamieszkałych przez hanysów gmin można uznać za pisowskie twierdze, np. Mszanę – Jarosław Kaczyński zdobył tam 71 proc. głosów, czy Bojszowy z 67 proc. (pięć lat wcześniej Lech Kaczyński uzyskał tam 71 proc. głosów)”.
Za: http://blog.rp.pl/gursztyn/2011/04/07/slaska-awantura-moze-zaszkodzic-pis/
Jasne jest to, że ogólnodostępne i cytowane dane analizuje się w PO już od dawna i wyciąga wnioski. Spektakl medialny ubiegłego tygodnia pokazał nam jak wnikliwie się to robi i jak wykorzystuje, uaktywniając przy tym swoiste regionalizmy, których nie brakuje.
„Obawiam się, że patriotyzm śląski, a dokładniej patriotyzm górnośląski, bo tam działa RAŚ, jest przeciwstawiany patriotyzmowi polskiemu. Urokiem samorządności jest to, że nie konfrontuje ona patriotyzmu państwowego z patriotyzmem lokalnym. W idei samorządności jeden idealnie dopełnia drugi. Natomiast RAŚ neguje to dopełnianie. Odrzuca zasadę, która zakłada, że każdy Polak akcentuje swój patriotyzm poprzez pracę na rzecz swojej lokalnej społeczności”.
Uwaga! Cytuję Tomasza Nałęcza. To jest znamienite…
Komu powinno zatem ubyć, a komu przybyć głosów w świetle dialektyki, która zapanowała od tygodnia?
