Dawno temu, kiedy jeszcze po ziemi łaziły mamuty, ludzie pierwotni rodzili się, żyli i umierali w obrębie swych plemion (dziś byłoby to określone mianem "krwiożerczego trybalizmu"). Razu pewnego któryś z praludzi dokonał odkrycia - grupa większa jest zasadniczo pobieżnie silniejsza i lepsza od grupy małej. Czemu? Bo we czterech łatwiej się zabija wielkiego, wygłodniałego kota niż w pojedynkę. Argument prosty i zupełnie wystarczający. Plemiona robiły się coraz większe, z biegiem czasu coraz bardziej sformalizowane i wykształcały konkretne zasady, wedle których miały funkcjonować. Jeden zbierał jagody, drugi polował, trzeci rozbijał głowy tym z sąsiedniego lasku, a czwarty ogarniał to wszystko, żeby jakoś funkcjonowało.Ludzie gromadzili się i podporządkowywali pewnym ograniczeniom, aby zapewnić sobie większe bezpieczeństwo. W kupie siła, po prostu, a jednostki łatwiej sprowadzić do parteru i wykończyć. Tego chciano uniknąć, i po to stworzono administrację państwową.
Podstawowym zadaniem państwa jest zatem zapewnienie swym obywatelom bezpieczeństwa, ochrona przed szkodą i krzywdą. W zamian obywatele przestrzegają przepisów prawa, na przykład płacą podatki. Jeżeli państwo nie jest w stanie zapewnić tej ochrony, do czego jest przecież zobowiązane, nie możemy mówić, że funkcjonuje sprawnie - niekiedy lepiej jest powiedzieć, że wręcz przestało istnieć.
Rozkład państwa obrazują wydarzenia z kwietnia i czerwca tego roku, kiedy to powódź zabrała dorobek życia tysiącom ludzi, zaś państwo nie tylko nie było w stanie temu zapobiec, ale też nie mogło poszkodowanym dostatecznie pomóc. Wolę napisać: "nie było w stanie", niż "nie chciało, na złość opozycji", choć ten drugi wariant jest chyba nawet prawdopodobniejszy. Mało tego, mamy już dość zaawansowany sierpień, zatem od ostatnich powodzi minęło już sporo czasu - a państwo brnie coraz głębiej w wybrane bagno, jakby nie chcąc się przyznać do błędu, i spokojnie pozwala tonąć kolejnym gospodarstwom.
Pierwsze założenie było takie: "państwo jest dla ludzi". Z biegiem czasu tę ideę szlag trafił, i obecnie większość państw to rozdęte, żarłoczne potwory, rozrośnięte do absurdu w myśl zasady "ludzie są dla państwa". Niestety, dotyczy to również państwa polskiego.
Państwo nie dotrzymuje swojej części umowy, to jest - nie zapewnia obywatelom ochrony przed szkodą, nie gwarantuje im bezpieczeństwa. Mało tego - coraz wyraźniej widać, że nie jest obywatelami zainteresowane w ogóle, co najwyżej ich portfelami. Czy zatem nie przyszła pora, żeby obywatele pokazali państwu, gdzie jego miejsce?