Cierpię na tą przypadłość. Ilekroć mam udać się do jakiegoś urzędu reaguję zwiększoną nerwowością, podwyższonym ciśnieniem, zwiększonym wydzielaniem potu i zwykłym strachem. Nie inaczej jest w tej chwili gdy kombinuję z wnioskiem paszportowym.
Pomyślałem sobie, że co prawda w tej chwili nie planuję wyjazdu do egzotycznych krajów, ale przecież nigdy nic nie wiadomo i paszport może się przydać. Wypełniłem sobie spokojnie w domu ten wniosek, wkleiłem elegancką, świeżo pstrykniętą u fotografa fotkę zaniosłem do stosownego urzędu i... okazało się, że zaniosłem podpisany wniosek. Tak, podpisany wniosek paszportowy jest bebe fuj. Wniosek należy złożyć bez podpisu i dopiero przy szanownej pani urzędnik podpisać. Wkurzyłem się tym bardziej, że przy okazji zaniosłem też wnioski paszportowe całej rodziny, w sumie cztery świstki papieru z fotkami, które też przecież kosztowały. Co za po...ne komunistyczne porządki.
Teraz więc muszę ponownie wypełniać wniosek i ponownie wklejać fotkę. Moja rodzina albo musi znaleźć jeden dzień, jedną godzinę, w czasie której wszyscy dostarczymy wnioski albo będziemy jeździć kiedy kto ma czas co ewidentnie wydłuży całą sprawę. Niech żyje Polska.
PS. Dziś ponownie zaniosłem wniosek i dowiedziałem się, że nie wolno mi przykleić zdjęcia na wniosek. Mam dostarczyć niepodpisany wniosek bez zdjęcia, które to oni sobie wkleją "po swojemu". By te ku...wy szlag trafił.