Kandydatka na ministra edukacji P. Anna Zalewska ogłosiła, że od przyszłego roku zostaną zniesione dwie dodatkowe godziny, które musi przepracować tygodniowo każdy nauczyciel. Motywuje to ograniczeniem biurokracji w szkole.
Krótkie wyjaśnienie czym owe godziny są.
Otóż poprzedni reżim planował zwiększyć obowiązkowego wymiar pracy dydaktycznej nauczycieli (tzw. „pensum”). Z planów tych ostatecznie nic nie wyszło, ale tylnymi drzwiami wprowadzono dwie dodatkowe godziny, które musi odpracować każdy pełnozatrudniony nauczyciel. Zrobiono to oczywiście w stylu platformy, czyli wprowadzając galimatias (przepisy są niejasne) i zwiększając biurokrację, gdyż te godziny musiały być przez nauczyciela w sposób niezwykle rozbudowany dokumentowane. Dopiero w ubiegłym roku szkolnym MEN wycofał się z niektórych formalnych wymogów.
Co do zniesienia tych godzin, to jest to krok w dobrą stronę, tylko rodzi on konsekwencje w postaci potrzeby zapewnienia dzieciom zajęć prowadzonych dotychczas w ramach tego rozwiązania. Jeśli będą to godziny ponadwymiarowe, to trzeba będzie za nie nauczycielom zapłacić a niektórych samorządów może być na to nie stać.
Sam jestem zwolennikiem podwyższenia pensum nauczycieli, przy jednoczesnym jednak drastycznym ograniczeniu wymaganej od nich dokumentacji. Myślę, że każdy prawdziwy pedagog wolałby pracować z uczniami niż wypełniać tony zbędnej i nikomu niepotrzebnej makulatury. Zasadniczo cała dokumentacja powinna się ograniczać do dziennika lekcyjnego i dokumentów związanych z zakończeniem roku szkolnego (świadectwa, arkusze ocen). Reszta jest moim zdaniem zbędna i służy wyłącznie biurokracji. Aby tak się stało szkoła musiałaby być rozliczana z efektów nauczania a nie ze skakania z gałęzi na gałąź przed urzędnikami z MEN i kuratoriów.
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/505391,edukacja-i-pieniadze-nauczyciele-beda-mniej-pracowac-pis-chce-likwidacji-godzin-karcianych.html
