Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski
96
BLOG

Normalni pójdą na cmentarz...

Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

"Wojna krzyżowa" trwa i zaczyna obniżać swój poziom do punktu, za którym jest już tylko śmieszność.  Happening zorganizowany przez internautów z facebooka był tylko przygrywką, wczoraj bowiem obie strony konfliktu znów wystapiły w serialu, który z dramatu powoli zmienia się w komedię. Komedię, która byłaby może śmieszna, gdyby nie to, że sprawa dotyczy ofiar tragicznego wypadku lotniczego, a na prowincji jedni walczą ze skutkami suszy, a inni - ze skutkami powodzi.

Oto bowiem przed południem nastapiło "uroczyste" (???) odsłonięcie tablicy pamiatkowej poświęconej... No właśnie, komu? Nie prezydentowi Kaczyńskiemu bynajmniej i nie innym politykom tragicznie zmarłym w Smoleńsku, tylko... społeczeństwu, które celebrowało wtedy swoja żałobę. Na tablicy umieszczono jednocześnie krzyż, co całą rzecz czyni jeszcze bardziej groteskową, bo w ten sposób Kancelaria Prezydenta postawiła swego rodzaju nagrobek ludziom w 99 procentach - wyjąwszy tych, którzy od kwietnia zmarli - żywym. W dodatku  tablica wykonana została w kolorze maskującym, zbliżonym do koloru ścian budynku, co w oczywisty sposób dało drugiej stronie asumpt do snucia teoprii spiskowych ("powiesili białe na białym, żeby nie było widać").

Sam sposób odsłonięcia tablicy był kuriozalny. Było kilku żołnierzy i biało-czerwona flaga, co miało w założeniu potwierdzić "oficjalność" i "uroczystość" aktu, był ksiądz - co miało zapewne pokazać, że Kościół jest po stronie nowego prezydenta, a nie "obrońców krzyża". O planach odsłonięcia nie poinformowano nikogo, posłowie dowiedzieli się o tym z smsów wysyłanych niemal w chwili uroczystości. Tablicę montowano za zasłoną, a tajemniczość całej akcji budziła skojarzenia z PRL-em. Wszystko wygladało tak, jakby prezydent Komorowski wstydził się tych, których honoruje - sam pod tablicę nie przyszedł i obejrzał sobie jej odsłonięcie w telewizji. Efekt całej akcji był łatwy do przewidzenia: wściekłość ludzi zebranych pod krzyżem, wyzwiska, ostre reakcje polityków PiS-u, niekłamane zadowolenie wyborców Platformy, że "państwo prawa zrobiło to, co powinno" i "to wreszcie się skończyło". "To", czyli wojna o krzyż. Teraz wystarczy wpuścić na plac policję, wypałować mohery, krzyż przenieść do św. Anny (który to kościół się, nawiasem mówiąc, wali i nie wiadomo, czy nie trzeba go będzie niedługo czasowo zamknąć) i będzie spokój. Kilka gniewno-kabaretowych chrząknięć doleciało od strony posła Niesiołowskiego, poseł Napieralski po raz kolejny powtórzył mantrę pod tytułem "tam nie powinno być krzyża" (tym razem "tam" oznaczało: na tablicy) i wydawało się, ze istotnie, zaraz ktoś "krzyżaków" przepędzi.

Tymczasem nie tylko nikt ich nie przepędził, ale oni sami - za pośrednictwem PiS-u - wystrzelili kolejny nabój w tej wojnie. Wieczorem cała warszwska policja ściągnięta została w okolice domu prezesa Kaczyńskiego, pod którym miała się ponoć odbyć nielegalna manifestacja przeciwników krzyża. Działacze PiS-u alarmowali, że na Żoliborz zmierzają tłumy internautów z krzyżami (oto Polska właśnie: tu nawet przeciwnicy krzyża chodzą z krzyżem!). Przez cały wieczór Żoliborz i Marymont wyglądały jak za czasów stanu wojennego, szkopuł był tylko jeden: nie było kogo rozpędzać. Internauci z krzyżami nie przyszli. Zwolennikom prezesa pozostała co najwyżej satysfakcja, że policja platformerskiego państwa (bo dziś po obu stronach nikt już realnej Polski nie traktuje jako państwa wspólnego: ono zawsze jest "ich" albo "nasze") trochę sobie połaziła po krzakach.

Zastanawiam się, jaki bedzie następny odcinek tego serialu. Ktoś puści plotkę o sfanatyzowanych "krzyżakach" idących w kierunku domu premiera Tuska, albo jadących kawalkadą do Budy Ruskiej,  żeby podpalić prezydencką daczę pochodniami? Przyjedzie Świtoń i postawi jeszcze parę krzyży na Krakowskim Przedmieściu? Napieralski osobiście wyrwie z ziemi krzyż spod Sejmu? O tym sejmowym krzyżu nikt dziś nie pamięta, ale tam też może być w przyszłosci ostro - jest rzeczą bardzo możliwą, że PO, pozbywszy się, przynajmniej teoretycznie - problemu spod Pałacu, spróbuje to samo zrobić na Wiejskiej, być może właśnie rękami chętnych do tego postkomunistów. Problem w tym, ze w Sejmie jest spora grupa posłów PiS, którzy zapewne krzyża będa bronić. Panowie się wezmą za klapy, obrazki pójdą w świat...

Póki co mamy pod Pałacem i krzyż, i tablicę. Tablicę z krzyżem, czyli krzyże są już dwa, można powiedziec, że każda ze stron ma teraz swój własny, tylko dla siebie, krzyż smoleński. Prof. Mikołejko z Uniwersytetu Warszawskiego nazwał ten pierwszy krzyż totemem plemiennym - teraz musiałby chyba się zgodzić z twierdzeniem, że obok siebie mamy w Warszawie dwa totemy. Od tej pory PiS i konserwatywni obywatele bedzie odprawiał swoje obrzędy pod krzyżem na chodniku, Platforma i liberalni obywatele - pod krzyżem na tablicy.  A jednych od drugich bedą oddzielac od siebie kordony policji, żeby sobie pod zmultiplikowanym symbolem ofiary i przebaczenia nie powybijali zębow.

Zaś ci najnormalniejsi, którzy od zgiełku politycznych sporów wolą prawdziwą zadumę i chwile skupienia, pójdą na Powązki, do smoleńskiej kwatery. Tam, gdzie są wspólne krzyże i wspólny pomnik, i gdzie można odetchnąć świeżym, niepolitycznym powietrzem. Bo to już niestety taki kraj, że czasami powietrze bywa najświeższe właśnie na cmentarzu...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości