Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski
1080
BLOG

Grabarczyk,Tusk i krew na rękach

Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski Polityka Obserwuj notkę 8

I się stało - zakończyły się ostatecznie konsultacje społeczne w sprawie zaniechania przez rząd budowy i przebudowy niektórych dróg. Naród pokrzyczał, powysyłał do ministra infrastruktury alarmujące petycje, lokalni działącze mieli okazje pokazać się w telewizji i pokazać, jak bardzo im zależy na rozwoju ich miast i regionów, a rząd i tak zrobił swoje. Kilkaset odcinków, w tym niemal wszystkie wylotówki z dużych miast, zostało przesunietych na listę rezerwową, z terminem rozpoczęcia po 2013 roku. W tym - między innymi - trasa ekspresowa S-17 z Lublina do Warszawy. Rząd zrobił wyjatek tylko dla jednej inwestycji: przebudowy trasy wylotowej z Warszawy na południowy zachód. Wiadomo - panowie ministrowie lubia wygodę i spokój, a przecież po pierwsze z wylotówek warszawskich sami niekiedy korzystają, po drugie - niezadowolona ludność Janek i Raszyna miałaby do stołecznych pałaców znacznie bliżej, niż wściekli mieszkańcy Lublina czy Krakowa, którym nadzieję na rychły koniec drogowego koszmaru władze odebrały. Minister nie ukryqwał zresztą, że zadziałała także "koleżeńska perswazja" p. Gronkiewicz-Waltz.

Nową politykę drogową rządu p. Tuska tumaczył na konferencji minister Grabarczyk, zgodnie z panującym w ostatnich latach zwyczajem, że jak władza coś daje, to mówi o tym premier, a jak coś zabiera, to przekazują to ministrowie. Przyczyny zaistnienia takowego mogą byc tylko dwie: albo jest to zagrywka pi-arowska, obliczona na wykształcenie w odbiorcach odruchu Pawłowa (warczymy na Grabarczyka, ślinimy się z przyjemnością na widok Tuska), co świadczy o tym, że pan premier uważa społeczeństwo za stado baranów podatnych na najprostsze mechanizmy propagandowe, albo po prostu Donald Tusk unika przekazywania złych wiadomości z przyczyn osobistych, czyli po prostu jest tchórzem podszyty i boi się rozmawiać ze społeczeństwem o sprawach trudnych, ergo - nie ma kwalifikacji do pełnienia urzędu, który pełni. Która ewentualność jest gorsza, niech czytelnik oceni sam. Tak czy inaczej, p. Grabarczyk stwierdził, że trzeba było ograniczyć wydatki na drogi, co spowodowane jest koniecznością trzymania w ryzach długu publicznego. Wiadomo - mamy kryzys, a zadłużenie pabntwa rośnie. Jak to się ma do zapewnień ministra Rostowskiego, który przez długie miesiące powtarzał, że żadnego kryzysu nie ma i jak to się ma do oburzonych fuknięć prorządowych komentatorów, protestujących przeciwko porównywaniu Tuska do Gierka, minister infrastruktury nie raczył wyjaśnić, zresztą być może w ogóle go o to nie pytano. Niezależnie od tego, kto i kiedy kłamał, a kto i kiedy mówił prawdę, ministerstwo dostało na drogi o 16 miliardów złotych  mniej i wobec tego "żeby na jakieś drogi dać, to trzeba komuś zabrać". 

Do tej pory starałem się na tym blogu nie prezentować wąskiego lokalnego punktu widzenia, ale tym razem niestety nie da się pisać z Lublina nie po lubelsku. Otóż jako mieszkaniec Lubelszczyzny czuję sie potraktowany przez demokratycznie wybrane władze mojego kraju jak ostatni idiota i azjatycki dzikus. Z jednej bowiem strony mami się mnie błyskotkami w rodzaju tworzonych za publiczne pieniądze reklamówek funduszy europejskich, w których bardzo skądinąd sympatyczna pani Wellman wygaduje kompletne idiotyzmy na temat tego, jak to wspaniale rozwija się od czasu wstapienia do Unii wschodnia Polska, z drugiej - decyzjami podobnymi do tej ostatniej uniemożliwia się rzeczywiste wykorzystanie przez tutejsze samorządy unijnych dotacji. Nie wierzę bowiem, żeby rządowi Rzeczypospolitej nie było wiadomym, iż przesunięcie realizacji obwodnicy Lublina i ekspresówki w kierunku Warszawy na rok 2013 spowoduje ogromne trudności lub w ogóle uniemożliwi uzyskanie unijnego dofinansowania ich budowy, co w rezultacie może skończyć się przesunięciem inwestycji o kolejnych kilka lat. 

Ale co kogo przy Alejach Ujazdowskich obchodzą dzicy Azjaci zza Wisły? Pan minister Grabarczyk wyraźnie powiedział: żeby komuś dać, trzeba komuś zabrać. Zabrano Lublinowi, zabrano tez Krakowowi. Po co? Okazuje się, że nie tylko po to, żeby mogła dostać Warszawa. "Do kryzysu finansowego dołożyło się fiasko budowy niektórych autostrad w systemie koncesyjnym. Odcinki A2 z Łodzi do Warszawy czy A1 z Łodzi na Śląsk mieli budować prywatni inwestorzy. Teraz za te trasy musi płacić rząd" - informuje w relacji z konferencji Grabarczyka "Gazeta Wyborcza". To ja się w takim razie pytam w imieniu obywateli mojego regionu: dlaczego to my, i tak od zawsze dyskryminowani, mamy płacić za nieudolność kilku prywatnych inwestorów budujących autostrady na drugim końcu Polski, czy też może za nieudolność rządu w negocjacjach z tymi inwestorami? Niech płacą ci, którzy doprowadzili do takiej sytuacji, ewentualnie ci, którzy z tych autostrad będą korzystać! Skoro trzeba za publiczne pieniądze wybudowac autostradę z Warszawy do Łodzi czy z Łodzi na Śląsk, to bardzo proszę o wstrzymanie wszelkich innych inwestycji drogowych w tych regionach. Przypominam, że województwo lubelskie zostało odgórnie, już na etapie projektowania sieci autostradowej, jako jedyne w Polsce całkowicie pozbawione szans na powstanie jakiejkolwiek drogi tego typu. Wstrzymywanie inwestycji w drogi ekspresowe na Lubelszczyźnie po to, żeby zbudować autostradę na Śląsku czy pod Warszawą jest w takiej sytuacji po prostu niemoralne. 

Uczynienie bowiem priorytetu z rozwoju sieci drogowej w Polsce zachodniej sprowadza się bowiem do podwyższania poziomu bezpieczeństwa na drogach tam, gdzie i tak jest on wyższy (tereny na zachód od Wisły od dawna dysponują bardziej rozwinietą i nowocześniejszą infrastrukturą drogową), przy jednoczesnym utrzymywaniu go cały czas na tym samym poziomie tam, gdzie jest on i tak katastrofalny. Opublikowana kilka miesięcy temu mapa bezpieczenstwa dróg polskich nie pozostawia watpliwości: pod względem poziomu zagrożenia wypadkami śmiertelnymi na trasach wylotowych Lublin prezentuje się najgorzej w Polsce. Jest jedynym miastem wojewódzkim, z którego wyprowadzaja kierowców tylko i wyłącznie drogi o najwyższym w sześciostopniowej skali ryzyku utraty zycia na drodze. Owa feralna trasa warszawska, która miała być modernizowana, gromadzi na jednej jezdni cały ruch tranzytowy z północnej i zachodniej Polski na Ukrainę. Komu nie po drodze przez Kraków i Rzeszów, jedzie przez Lublin - i to przez środek Lublina, bo obwodnicy też się przez dwadzieścia lat III RP nie doczekaliśmy. Odpowiedzialny rząd powinien raczej kierować strumień pieniędzy właśnie w te rejony, które absolutnie bez nowych dróg sobie nie poradzą, a nie w te, które już sporo ich mają. Chyba że dla p. Tuska i jego ministrów życie mieszkańca Warszawy, Łodzi czy Katowic ma wartość większą, niż życie mieszkańca Lublina.

Może i tak rzeczywiście jest, skoro co i rusz czytamy w "postępowej", liberalnej prasie, że jak nam się nie podoba, to powinniśmy się wyprowadzić z naszych Lublinów czy Olsztynów do kilku największych miast, bo przecież nowoczesny Europejczyk powinien być "mobilny" i w każdej chwili gotowy do "relokacji". Inaczej zawali się przecież system wolnorynkowy - szczególnie jego lansowana u nas postać, charakteryzująca się wyraźną nierównowagą sił i przewagą interesów pracodawcy nad pracownikiem i wielkich metropolii nad społecznościami lokalnymi. najciekawsze jest to, że z jednej strony robi się wszystko, aby wymuszać na ludziach częste przeprowadzki, co prowadzi do atrofii więzi lokalnych, z drugiej zaś bez przerwy mówi się o tym, jak ważną rzeczą jest kultywowanie tożsamości regionalnej i rozwój regionów. jak się ma taki region jak Lubelszczyzna rozwijać bez dróg, odgadnąć nieopodobna.

Każdy, kto widział choć raz którykolwiek odcinek trasy Lublin -Warszawa, każdy, kto choc raz tą drogą jechał, wie, że mamy tam do czynienia ze stu siedemdziesięcioma siedmioma kilometrami horroru. Setki tirów, szaleńczo pędzące busy, spieszący się kierowcy samochodów dostawczych, rejestracje z Ukrainy, Białorusi, Turcji, Rumunii  (a wraz z nimi tamtejszy, dość specyficzny sposób korzystania z jezdni), a do tego ciągniki (a latem także kombajny), czasami gdzieniegdzie jeszcze ostatnie furmanki, rowery, idący skrajem jezdni piesi -  wszystko to wciśnięte w jedna nitkę nierównego asfaltu. Każdy rok opóźniania przebudowy tej trasy, każdy miesiąc jej dalszego istnienia w obecnym kształcie to ogromne prawdopodobieństwo kolejnych wypadków i bedących ich skutkiem ofiar śmiertelnych, bo to była, jest i zawsze już będzie jedyna droga do Warszawy. Nikt nam autostrady do stolicy nie wybuduje, dzikusom z Lubelszczyzny autostrada się przecież nie należy. Autostrad potrzebuje wrocławska Europa, lubelskiej Azji wystarczy jednojezdniowa S-17, mimo że to jedna z najniebezpieczniejszych dróg w Polsce.  

Panie premierze! Może Pan nam zabrać pieniądze na S-17, może Pan spowodować utratę unijnej pomocy - wolno Panu, to pan rządzi tym krajem, wpisze się Pan po prostu w długą tradycję budowania muru pomiędzy Polską A i Polską B. Nie mamy w Lublinie Hani Gronkiewicz-Waltz, nikt nie pójdzie do Pana ani do p. Grabarczyka z "koleżeńską perswazją" - mamy za to posła Palikota, który raczej już nie jest Pańskim pupilem. Niech Pan jednak pamięta, że podpisując wyrok na trasę S-17 bierze Pan na siebie odpowiedzialność za każdą następny wypadek, za każdą śmiertelną ofiarę, którą jeszcze zabierze ta potworna droga. Nie wierzę w brednie o tym, że ma Pan na rękach krew śp. Prezydenta. Ale od odpowiedzialności za krew przyszłych ofiar wypadków pod Garwolinem i Kurowem nic pana nie uwolni. 

A za rok, przy wyborach, my tu, w Lublinie, będziemy o tym pamiętali!

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka