Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
65
BLOG

Arcycienias

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 10

Czy pamiętacie Państwo jak działacze PO mówili, że maja fachowców którzy moga zająć się każdą dziedzina zycia w Polsce porządnie, profesjonalnie? Czy pamiętacie jak najpierw mieli być super rządem, później super koalicjantem a ostatecznie utworzyli "Gabinet Cieni" który były Premier Marcinkiewicz nazwał "Gabinetem Cieniasów"? na pewno każdy to pamieta. Był to jeden z pogodniejszych momentów rządu PiS, chyba jedyny obok "Karmmy kaczki" Jarosława Kaczyńskiego niedługo przed afera tasmową i publikacją raportu WSI. I absolutnie trafny, dodajmy. Jak trafny niech zaświadczy fakt, że PO do maja 2006 nie miała czegoś tak podstawowego jak program a gdy zaczęto czynić sobie podśmiechujki z tego stanu rzeczy naprędce zaadaptowano do roli programu deklarację programową Jana Rokiy. Rokity już w PO nie ma ale podejrzewam, że wciąż jest "program" jego autorstwa. Program, którego przed wyborami 2007 każdy działacz PO miał się nauczyć choćby w zarysie o czym pisałem w swoim czasie :) Takoj prikaz wierchuszki.

Mamy przełom stycznia i lutego 2009 roku, PO rządzi (w koalicji z PSL) od ponad roku. Jak idzie rządzenie partii deklarującej, że na kaze stanowisko ma kompetentnych ludzi? Ano dopóki kraj szedł siłą rozpędu po zwyżce gopodarczej z czasu rządów PiS (żeby nie było nieporozumień - zwyżka nie była zasługa PiS tak samo jak dołek nie jest winą PO - gospodarka rządzi sie swoimi prawami) PO mogła koncentrować sie na priorytetach czyli ukręcaniu łba IV RP, reaktywowaniu WSI, przeprowadzaniu sekcji zwłok laptopów czy ryciu pod sypiącym piach w tryby maszyny do lodów Centralnego Biura Antykorupcyjnego - jedynej słuzby niezinfiltrowanej przez byłych esbeków co zaskutkowało tym, że podejrzani nie dowiadywali się o swoich aresztowaniach z prasy z kilkudniowym wyprzedzeniem. krótko mówiąc PO mogła zajm0ować sie swoim RZECZYWISTYM programem o którym swego czau pisałem TUTAJ. Dobre czasy sie jednak skończyły co zreszta było do przewidzenia - każdy kto interesuje sie polityką i gospodarką juz od czasu Enronu wiedział, że w USA strzeli. Niewiadomą był jedynie termin załamania, przez lata rząd USA desperacko walczył o porawę koniunktury dla przegrzanej amerykańskiej gospodarki jednakże w moim odczuciu było to tylko przedłużanie agonii. Wreszcie rymnęło, a moim zdaniem zdarzenia z ub. roku były tylko przygrywką, apogeum dopiero przyjdzie.

I rząd musi na to reagować. Jak pisalem nie rządu wina że kryzys przyszedł. Ale rząd musi teraz tak działać aby skutki załamania minimalizować. Mówiąc brutalnie: trzeba na chwilę albo na zawsze porzucić program reanimowania trupa III RP i zając sie bieżączką. I co mamy?

Mamy panikę.

Panikę, która doprowadziła do kuriozalnej sytucji: Lider ugrupowania mającego podobno ogromne poparcie i urzędujący Premier mówiąc dosadnie żebrze o zaproszenie na kongres partii opozycyjnej. Po co Donald Tusk prosi o zaproszenie i gościnę? Jaki może mieć w tym cel? Czy chce prosic o pomoc, radę, wsparcie w sytuacji kryzysowej? Czy może wzorem szanujących się managerów chce podpatrzec, posłuchać i przedstawić zasłyszane pomysły jako własne?

Którakolwiek z tych opcji jest prawdziwa (a może żadna z nich) jedno jest pewne: Donald Tusk udowodnił właśnie, że Marcinkiewicz swego czasu trafił w sedno. Tyle że PiS jak zwykle dał PR-owo cielska po całości - Adam Bielan w TVN24 odpowiedział, że kongres PiS jest sprawa PiS i zapraszania gości nie będzie. Moim zdaniem to wielki błąd, należało Tuska potrzymać pod drzwiami zamin powiedziało mu się "papa" - jak uczynił to rok z okładem temu o. Rydzyk gdy Donald wpraszał się do Radia Maryja. Dziś dało by to jeszcze lepszy efekt - Tusk jest w kropce. Jest w kropce i jak pisałem - panikuje. A ludzie w panice nie zachowują się racjonalnie - racjonalnym zachowaniem było by po prostu nawiązanie współpracy na forum parlamentu ale to Donaldowi do głowy nie przychodzi - jest jak brzechwowska mucha która chciała byc czysta...

Z kąpieli każdy korzysta,

A mucha chciała być czysta.

W niedzielę kąpała się w smole,

A w poniedziałek w rosole,

We wtorek - w czerwonym winie,

A znowu w środę - w czerninie,

A potem w czwartek - w bigosie,

A w piątek - w tatarskim sosie,

W sobotę - w soku z moreli...

Co miała z takich kąpieli?

Co miała? Zmartwienie miała,

Bo z brudu lepi się cała,

A na myśl jej nie przychodzi,

Żeby wykąpać się w wodzie.

Tylko co by na to powiedziały inne muchy?...

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka