Sobota
Godzina 17.15
Gdzies w Kampali
Dookola nas handlarze. Przebijamy sie przez kolejny rynek, na ktorym mozna kupic wszystko i ktory zdaje sie nie miec konca. Okolice nie sa zaciekawe, wszedzie mnostwo ludzi. Biali nie zapuszczaja sie na te tereny. Jest bardzo goraco i glosno. Tu tez znajdujemy dzieci ulicy, ale te sa chybe wystawiane przez kogos by zebrac. Moze ktos robi na nich interes? Sa bardzo male, 3-4 latki. Siedza na ziemi co kika metrow. Wszystkie maja w uszach ten sam rodzaj srebrnych kolczykow i wyciagniete do gory raczki. Nawet gdy w te raczki wkladamy im jedzenie, klada te rzeczy na kolanach ponownie wyciagajac dlonie w gore. Jest ich okolo 10. Dziewczynki i chlopcy.
Ich malenkie cialka sa prawie niewidoczne posrod setek stop ulicznych przechodniow. To cud, ze nikt ich nie rozdepcze. Te dzieci nie usmiechaja sie, nic nie mowia. Po prostu sa!