MarekMalcher MarekMalcher
748
BLOG

Kacapy i Chochły. Opowieści okołomorskie 9

MarekMalcher MarekMalcher Polityka Obserwuj notkę 2

 Boże chroń nas przed wojną.

Dwie publikacje z ostatnich dni na temat konfliktu Ukraina- Rosja przyciągnęły moją uwagę. Pierwsza to Artykuł Marka Czarkowskiego w „Przeglądzie” przedrukowany przez „Onet”: " Ukraina podzielona. Jedno państwo, dwa narody.” Drugą publikacją są doniesienia PAP zamieszczone po sąsiedzku w Salonie24.pl „Rosyjscy wojskowi boją się wojny z Ukrainą. A Ukraińcy masowo się zbroją”

” Przegląd” jest lewicowym periodykiem, który sprawia wrażenie jakby był azylem starych komunistów, zastygłych w swoich marksistowskich wierzeniach. Takie też wydają mi się ich poglądy doskonale ujęte w zacytowanym tytule.

W czasie moich kilkunastu ostatnich lat pracy bardzo często moimi oficerami na statkach offshorowych byli Ukraińcy. Sądzę, że na przestrzeni lat 1998-2015 przewinęło się ich kilkunastu, tak więc miałem możliwość obserwować jak z czasem zmienia się ich spojrzenie na własny kraj i na ich wielkiego sąsiada. Byli to najczęściej młodzi ludzie ze Wschodniej Ukrainy, z wybrzeża morza Czarnego. Przylatywali na zachodnio-afrykański szelf, gdzie pracowaliśmy, z Mariopola, Chersona, Charkowa, Odessy. Dobrze wykształceni absolwenci tamtejszych szkół morskich stawali się ostrą konkurencją dla młodych polskich oficerów- tym bardziej, że godzili się pracować za mniejsze pieniądze. Natura pracy na statku, wiążąca się często z godzinami oczekiwania sprzyja  długim rozmowom. Nie wypadało kapitanowi zwierzać się podwładnym, więc głównie słuchałem- jak najuważniej. Dla wschodnich Ukraińców były w pierwszych latach dwudziestego pierwszego wieku dwa punkty odniesienia: idealizowany Zachód i Rosja. Spojrzenie na Rosję zmieniało się. Wszyscy moi oficerowie mówili biegle po rosyjsku, był to ich pierwszy język, znajomość ukraińskiego była rzadka. Rosja była bardzo częstym tematem naszych rozmów. Nigdy te dwa narody nie darzyły się zbytnią sympatią: „Chochły” ( jak Rosjanie nazywają Ukraińców) nigdy zbytnio nie przepadały za „Kacapami” ( tak Ukraińcy mówią o Rosjanach). W pierwszych latach dwudziestego wieku była to tylko niechęć, podszyta także zazdrością- był to czas największych osiągnięć Putina, który skutecznie zakończył czas „smuty” w Rosji i doprowadził do tego, że po paru latach rosyjscy emeryci zaczęli ponownie odbierać emerytury. Na Ukrainie „smuta” panowała nadal a Ukraińcy coraz częściej jeździli do Rosji do pracy. Mimo to niechęć się potęgowała. Wiązałem to z odkrywaniem własnej historii- zwłaszcza z coraz szerszą wiedzą na temat ludobójstwa z lat 1932-33. Wiedza o straszliwym „Hołodomorze” sztucznie wywołanym przez komunistyczne władze głodzie (na będącej „spichlerzem Europy” Ukrainie- zamysł iście szatański!), który pochłonął około 10 milionów ludzi, wbrew temu co można by sądzić po skali zbrodni- wcale nie była na Ukrainie początku tego wieku powszechna. Ukryta była znacznie głębiej niż wiedza w komunistycznej Polsce o Katyniu- po prostu strach był tutaj znacznie większy i trwał znacznie dłużej. Miałem wrażenie, że na młodych Ukraińcach ta świeża wiedza o skali sowieckich (rosyjskich) zbrodni wywiera efekt piorunujący. Wreszcie przyszła wojna w Donbasie. I wtedy u większości moich rozmówców zobaczyłem czystą nienawiść. Od tej pory sądzę, że ewentualna wojna z Ukrainą będzie największym błędem Putina.

   Już teraz Putin zrobił więcej niż ktokolwiek inny dla zjednoczenia narodu ukraińskiego i sądzę, że tytuł w „Przeglądzie” a potem w Onecie odnosi się do Ukrainy jaka była 20 lat temu.

Co do samej wojny analitycy zgadzają się na ogół z Łukaszenką, który twierdzi, że przy ataku w pełnej skali armia ukraińska zostanie pokonana w ciągu kilku dni. Ale co dalej?

Rosyjscy wojskowi zapewne pamiętają lanie z pierwszej wojnie czeczeńskiej z lat 1994-96, kiedy to bezmyślne wejście czołgów pozbawionych wsparcia piechoty do Groznego, stolicy Czeczenii, ułatwiło na ciasnych ulicach ich masakrę i w rezultacie odbicie miasta przez powstańców. Tu do takiej sytuacji nie dojdzie, ale miasta przy ewentualnej inwazji najpewniej staną się dla Rosjan nieustannym problemem nawet jesli uda się zainstalować marionetkowy rząd. Wtedy Rosjanom pozostają dwa wyjścia. Jedno z nich to tlący się i przeciągający latami konflikt, zaznaczany pojedynczymi incydentami i zamachami. Drugie wyjście to rozwiązanie z drugiej wojny czeczeńskiej (1999-2000) kiedy to Rosjanie zastosowali w Czeczenii terror na pełną skalę. Nieznana jest liczba ofiar- całkowicie rozbieżne dane mówią od 40 do 200tys przy czym ta druga liczba jest znacznie bardziej prawdopodobna. Obraz tego konfliktu był przez lata zaciemniany celowym szkalowaniem Czeczeńców. Udało się Rosjanom przykleić temu narodowi łatkę islamistów, handlarzy narkotyków i bandytów. Próby nakreślenia uczciwego obrazu tej wojny były trudne i niebezpieczne, o czym przekonała się pisząca o zbrodniach federalnej armii rosyjskiej dziennikarka Anna Politkowska, znaleziona w końcu 2006 roku w windzie swojego bloku z dwiema kulami w głowie.

      Ewentualne wprowadzenie terroru na Ukrainie będzie jednak znacznie trudniejsze niż w Czeczenii. Ukraińcy już dzisiaj szykują się do wojny partyzanckiej a Ukraina to nie jakiś kraik, którego większość ludzi nie potrafi znaleźć na mapie, a mieszkańcy to nie chodzący w ręcznikach na głowie muzułmanie, którzy nikogo nie obchodzą. To duże państwo w Europie a dzisiaj jest znacznie łatwiej wrzucić do sieci drastyczne obrazy okrucieństw, potęgując potępienie Rosjan przez cały cywilizowany świat.

     Wydaje się, że Putin ostro pracuje na swój upadek.

Czas nie jest jego sprzymierzeńcem. Każdy dzień utrzymywania w gotowości 130 tysięcy wojsk kosztuje. Każdy dzień w polu i na zimnie sprzyja budzeniu się wątpliwości w sens misji wśród jego żołnierzy.

  Kolejnym kłopotem Putina może być opozycja wojskowych. Oświadczenie „Ogólnorosyjskiego Zgromadzenia Oficerów” gen. Iwaszowa kiedyś wysoko postawionego wojskowego, prorokuje trudną, długą wojnę.

  Nie przywiązywałbym wielkiej wagi, do stanowiska wojskowych wobec wojny z Ukrainą. Szybka i udana inwazja na pewno spotkałaby się z ich poklaskiem i niestety z euforią większości Rosjan. Ważniejsze wydaje się samo publiczne ukazanie się tego memorandum. Świadczy o tym, że pozycja starzejącego się cara Putina, wcale nie jest tak silna jakby się to wydawało i zaczyna się już walka o sukcesję. Samo oświadczenie mówi o tym, że odwieczna wojna między dwoma służbami: cywilną FSB Putina i wojskową GRU przechodzi do innej, jawnej fazy.

     A to ważne, bo jak wiadomo ( i gdzieś niedawno napisano) podczas gdy wszystkie państwa mają tajne służby to w Rosji jest odwrotnie. To tajne służby mają państwo.

 

emerytura po czterdziestu latach na morzu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka