(tupoczątek historii)
…tuktu ruktu, tuk tuk… - klekotały na fugach niedbale przez latynosów położone płytki, klekotały koła więziennego wózka, z jego całej udręki rwie się nawet opowieść, powtórki klekotania, chaos. Poszarpane wszystko, spojrzysz - cegły, dotkniesz - mur; żeby choć dotknąć pozwolili.
Drzwi za to otwierały się przed zagipsowaną nogą na aluminiowej podpórce, murzyn pchał, biała siostra barami rozpierała ciągnąc, a jeszcze rano się czosnku najadł, specjalnie na okazję, zaparkowali go za balustradką, najmniej osiem metrów do oblicza sądu tak zwanego. Chuchnął raz, chuchnął drugi, ale nie dochuchnął!
Pierwszy, Drugi, Drugi Drugi i Trzeci Drugi siedzieli, zauważył, na pięterku, któryś z nich podszedł do okna, uchylił, napluł, rzeka Liffey zabrała plwocinę. Wszyscy siedzieli w The Czterech Sądach, noga się goiła, ojciec był kowalem, ale ciekawe, po co przyszli, skoro jesteśmy pozałatwiani, kasę skarmili… – miał skłonności do bezproduktywnego myślenia.
Sędzia puknął młotkiem, że sprawa „DPP (Director of Public Prosecutions) czyli cały lud Irlandii versus „on na wózku” ma się w ten sposób, że akurat się rozpoczyna. W odpowiedzi kiwnął głową, czterogłowiem kiwnęły chłopaki na galerii. Poproszony o werbalizację sprawy, czy w ogóle rozumie skłamał: - Yes.
Potem było nudno, ktoś tam po angielsku przeczytał, że „w bagażniku ujawniono czterdzieści dwa tysiące tabletek extasy”, galeria zarechotała, ktoś inny mówił, że podrzucone, w środku gipsu go swędziało, duszno było. I na dodatek wszyscy sędziowie i adwokaci w perukach jak w jakimś filmie sprzed 100 lat.
(Chciał nawet peruki kiedyś dla nich w Polsce robić, bo na Wyspach po dwa tysiaki euro za sztukę, ale okazało się, że to specjalna wełna, warkoczyk-harcap czy jak się nazywa, trzeba by splatać, aksamitna podpinka jak dla papieża, nerwów nie miał, dojścia nie było, poniechał. Może i szkoda, pomyślał).
Adwokat zapomniał dostarczyć sądowi papieru, że jest połamany, musiał wstać przy ogłoszeniu wyroku. Sędzia powiedział coś po angielsku, ale w trybie pytającym, a potem pozwolili mu siąść. Murzyn przetłumaczył na polski: - Masz wybór. Sześć lat w pierdlu bez internetu, albo dziewięć z internetem.
Zemdlał. Galeria rżała wniebogłosy, adwokaci gratulowali sobie, peruki fruwały, rozprawa została przełożona do wtorku. Nagłówki gazet poinformowały rano, że wreszcie mamy do czynienia z selekcją kary, a na dodatek w rękach skazanego, Europa… i tak dalej i tak dalej. Trzy lata za wifi. Obudził się w piątek. Po południu. Miał sztywne łącze, to grunt!