Ortodoks Ortodoks
166
BLOG

Irlandzkie wspominki (kibicowsko)

Ortodoks Ortodoks Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Moje kibicowanie Irlandii zaczęło się 24 lata temu. Wiadomo, zawsze kibicuje się słabszym i takie tam. Na pewno trochę tak było i w tym wypadku, ale to nie wszystko. Był też szerszy plan.
 
Polska rozbita przez Anglików w roku 1986 przez wiele lat nie podniosła się z totalnej zapaści. Meksykański hat-trick Linekera pozbawiający biało-czerwonych marzeń o sukcesie na mistrzostwach świata (ostatni gwóźdź wbili Brazylijczycy, ale to już była raczej formalność) zapadł mocno w pamięć. Ci sami Angole na mistrzostwa Europy 2 lata później trafili do "grupy śmierci" (ha ha, wtedy były dwie grupy, obie zabójcze - nie to co dzisiaj). Grali z Holandią i Sowietami (obaj późniejsi finaliści imprezy) i Irlandią właśnie. Anglia przyjęła na mistrzostwach potężne cięgi, najbardziej cieszyły jednak te irlandzkie. No bo kto normalny by się cieszył z batów dzielonych przez kacapów? Pewnych granic się przecież nie przekracza.
 
Poza tym irlandzcy drwale piłkarzami byli kiepskimi, ale walczyli w sposób niewyobrażalny. Swojemu odwiecznemu wrogowi z drugiej wyspy zwycięstwo wręcz wydarli z trzewi. Kto widział, ten wie. Serce, zaangażowanie, walka - to wszystko musiało zaowocować sympatią do wyspiarzy.
W rzeczonym ’88 Irlandczycy z grupy nie wyszli. Ale Anglia nie zdobyła choćby punktu, więc imprezę należało uznać za nadzwyczaj udaną.
 
Dwa lata później los okazał się być ponownie wredny. Co prawda nie było już Sowietów tylko słabiutcy Egipcjanie, ale ponownie w grupie pojawili się Holendrzy (mistrzowie Europy) i… Anglicy (przyszli półfinaliści imprezy). Ci ostatni pałali żądzą rewanżu i prawie się im udało. Tylko że ambicja i wola walki po stronie Irlandczyków była chyba jeszcze większa niż na Euro. Wyrównali (0:1 oczywiście Lineker) wynik meczu po ciężkim boju. To była ta sama Irlandia, ci sami średni piłkarze, ale siła charakteru pozwoliła im również wyrównać wynik z Holandią! To naprawdę była sensacja. Niezwykłe były też kolejne rozstrzygnięcia. Mianowicie o kolejności w grupie musiało zadecydować… losowanie. Irlandia i Holandia miały bowiem idealny remis we wszystkich kryteriach. Jeśli wierzyć, że szczęście sprzyja lepszym, to Irlandczycy na pewno byli lepsi. Losowanie wygrali. Mogli trafić na RFN (grający chyba najlepszy futbol w swojej historii), a trafili na Rumunię. Holendrzy oczywiście z Niemcami przegrali, a Irlandczycy… co to był za mecz!
Rumuni swój najlepszy czas mieli dopiero przed sobą, jednak już we Włoszech pokazali niezłą ekipę. Irlandia wygrała, ale dopiero po karnych. Na kanwie tego wydarzenia w Irlandii powstało nawet coś w rodzaju teatru telewizji. Ówcześnie gwiazdorzy drużyny - trzymając proporcje - to dzisiaj tacy polscy Latowie, Bońki czy Szarmachy. Był to bezspornie najlepszy czas Irlandczyków. W ćwierćfinale trafili na przyszłych brązowych medalistów (i gospodarzy przy okazji) - Włochów i minimalnie przegrali. Wstydu jednak na pewno nie było.
 
Rok 1992 to kolejne mistrzostwa Europy. Tym razem bez Irlandczyków, których porażkę w eliminacjach przypieczętował - któż by inny - Gary Lineker strzelając w 77 minucie meczu bramkę... Polsce. W Chorzowie. Tak właśnie. Irlandczycy w ostatniej kolejce rozbili Turków i do awansu potrzebowali tylko jednej rzeczy - porażki Anglików z Polską. Wówczas wszystkie trzy zespoły miałyby tyle samo punktów, ale Irlandia najlepszy bilans bramkowy. Polakom też zależało na pokonaniu Anglii i do tej feralnej 77 minuty było 1:0. Tylko ten cholerny kat-Lineker. Polska potrzebowała jednak też straty punktu Irlandii w Turcji, co nie nastąpiło, zatem większymi przegranymi okazali się wyspiarze. Nie awansowała więc Polska, nie awansowała Irlandia. Na ME pojechali Anglicy.
 
Dwa lata później miał miejsce ostatni występ owego pokolenia niezłomnej ekipy Eire. I jak zwykle w tle wydarzeń pojawili się Holendrzy, którzy w 1/8 wzięli rewanż na Irlandczykach. Ci jednak wcześniej zdążyli wyjść z grupy. Co ważne, w tejże grupie zdołali sensacyjnie pokonać... Włochów. Włosi, podobnie jak 4 lata wcześniej zdobyli medal - tym razem srebrny. Ale z Irlandią przegrali. I były to piękne chwile.
 
 
Później było już znacznie gorzej. Smuta trwała wiele lat ze skromnym przerywnikiem na epizod MŚ w 2002 roku. Niezależnie jednak od słabości piłkarskiej Irlandii, niezależnie od poziomu ich ligi, który stoi nawet niżej niż Polska (tak, da się), to nie ma takiej opcji żebym nie kibicował Irlandii. Z tym stanem ducha już chyba zejdę z tego świata.
 
 
Eire Abú!
Ortodoks
O mnie Ortodoks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości