Ortodoks Ortodoks
405
BLOG

Witam w świecie Irofilów

Ortodoks Ortodoks Rozmaitości Obserwuj notkę 5

 

W domu, w pracy, na mieście, w telewizji, w Internecie. Wszędzie. Po wczorajszym meczu Irlandia-Hiszpania przelała się fala komentarzy na temat fantastycznej postawy irlandzkich kibiców.
 
Trybuny chóralnie śpiewające The Fields of Athenry zrobiły ogromne wrażenie na większości obserwatorów. Na mnie również, choć ja akurat zaskoczony nie byłem. Tak jak napisałem niedawno, etap zauroczenia, pierwszej fascynacji mam już daleko za sobą. W zasadzie zazdroszczę tym, którzy mieli okazję przeżyć to właśnie pierwszy raz, bo przecież "ten pierwszy raz" jest zawsze najdłużej pamiętany, robi największe wrażenie.
 
Szkoda, że chwilę popsuł komentujący spotkanie Szpakowski, bo choć raz w życiu mógłby zmilczeć. Już nawet nie chodzi o to, żeby siedział cicho kilka minut, ale żeby chociaż darował sobie protekcjonalne opowiastki o "dzielnych choć słabych piłkarsko Irlandczykach, którzy mają znakomitych kibiców". Irlandczycy nie potrzebują takiego paternalistycznego stosunku - to ludzie twardzi. Na pewno należy im się ogromny szacunek za to co pokazali na boisku, natomiast nie można zapominać, że za takie "poklepywanie po plecach" prawdziwy twardziel może pozbawić klepiącego paru jedynek.
Na takie komentarze może sobie pozwolić człowiek nieobeznany z historią piłki nożnej. Szpakowski mimo wszystko na pewno do nich nie należy. Powinno się na to uważać zwłaszcza z pozycji polskiego komentatora sportowego. Być może wkrótce w jakichś eliminacjach przyjadą do Polski Irlandczycy i regularnie skopią PZPN-owi tyłki. I wtedy co, też będzie o dzielnych, acz słabych Irlandczykach?
 
Może niepotrzebnie marnuję czas na takie dygresyjne wycieczki w stronę Szpakowskiego, ale jakoś mi to strasznie przeszkadzało wczoraj. No ale zdecydowanie większe niż piłkarze zrobili jednak wczoraj kibice. Generalnie, myśląc naszymi kategoriami, pikniki. Ale takie porównanie jest krzywdzące. Nawet gdyby polscy przebierańcy z trybun zaśpiewali jeszcze głośniej "Polacy nic się nie stało", to nie będzie to samo. Nie ta klasa.
Coś o tym wiem, bo (niestety) nie raz, ani nie dwa zdarzało mi się z grochami spływającymi po policzkach śpiewać "Nie płacz o Śląsku mój...". Tyle spadków przeżyłem, że nawet zliczyć na prędce nie jest mi łatwo.
 Jeśli ktoś wie o czym mowa, to zrozumie też na czym polega różnica między "nic się nie stało", a "the Fields...". To zresztą zupełnie nie piłkarska piosenka, ale śpiewana na wszystkich, nie tylko piłkarskich, stadionach Irlandii. Różnica leży w autentyzmie i szczerości. W prawdziwym przeżywaniu tego co się dzieje, a nie na odśpiewaniu przyśpiewki, , a następnie wtrąceniu kolejnego hot-doga.
 
Chwilę jeszcze o samych piłkarzach. Najwięksi Irlandzcy futboliści w historii (Bonner, McGrath, O'Leary, Staunton, Houghton, Townsed, Aldridge, Quinn, Cascarino) wszystko do czego doszli zawdzięczają niezłomności i nieustępliwości. To coś, co w dzisiejszym świecie jest coraz rzadsze. Absolutnie nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić przegrywającego 0:3 Messiego czy Ronaldo równie zaciekle walczących o choćby honorowe trafienie. Nie ma co wypominać Irlandczykom, że są słabi. Wiedzą to i bez tego. Walkę trzeba podkreślać zawsze, bo dzisiaj to rzadkość.
 
Powoli kończąc; witam w świecie Irofilów każdego kto doznał wczoraj zauroczenia. Dalszą podróż w tym kierunku odbędzie zapewne niewielu z Was, ale gdzie milion ziaren jest rzuconych, tam choćby parę tysięcy kwiatów wyrośnie.
W naszym kraju nietrudno tego bakcyla złapać. Nieco podobny jest ten irlandzki fatalizm, to ciągłe liczenie się z klęską do tego stopnia, że człowiek jest gotowy bez strachu zaglądać jej w twarz. To dlatego Irlandczycy liczyli na ćwierćfinał z Anglią. Szanse w tym starciu mieliby mizerne, ale mieliby okazję do wielkiego boju.
 
A jak ktoś lubi słuchać irlandzkie melodie, to niech posłucha tego.
 
 
To śpiewał Big Paul - człowiek, który zatrzymał Roberto Baggio. To o nim powiedział kiedyś Ian Rush: "Ludzie ciągle mówią, że strzeliłem mało goli Man Utd. Powodem był zawsze McGrath, on był zadobry." To jego za najlepszego obok Bobbyego Moore'a piłkarza, jakiego kiedykolwiek trenował, uznawał Jack Charlton.
Ortodoks
O mnie Ortodoks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości