Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2885
BLOG

Pastor Mądel dokonał coming-outu

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 52

       Ponieważ, jak już wspominałem, telewizji już nie oglądamy,  o tym, że TVN24 w sobotni wieczór, swój najlepszy czas poświęcił na przedstawieni męczeństwa ojca Krzysztofa Mądla, dowiedziałem się od mojego kumpla Coryllusa, który wprawdzie z kolei w ogóle telewizora w ogóle w domu nie trzyma, tyle że akurat był z rodzinną wizytą i to stamtąd do mnie zadzwonił. Niestety, kiedy włączyłem telewizor, było już po wszystkim, to znaczy ojciec Mądel trzymał odpowiedni fason i pyskował tak jak on tylko potrafi, a ja już się tylko zastanawiałem, czy ci wszyscy, którzy oglądają ten program, znają Mądla choćby z tego, co on wypisuje u siebie na blogu. Późnym wieczorem obejrzałem całość w sieci i to pytanie wróciło z jeszcze większą mocą:  jaka część telewidzów zna Mądla z jego bloga?

      Czemu owa kwestia była dla mnie taka ważna? Otóż mam wrażenie, że każdy, kto słuchał wypowiedzi Mądla, obserwował jego zachowanie, był świtkiem tego szaleństwa, musiał pomyśleć sobie tylko jedno: że ma do czynienia z jakimś wariatem, który chce być księdzem, a może kiedyś tym księdzem był, ale go ktoś zgwałcił i on z tego zbzikował. Jakoś tak. A to przecież nieprawda. To znaczy prawda, tyle że nie do końca. Faktem jest, że z tego Mądla – ponieważ, jak się okazuje, on faktycznie ostatecznych święceń nigdy nie przyjął – jezuita jak z koziej dupy trąba, i to, że myśmy tu czasem na niego wołali "pastor", to nic takiego wielkiego, niemniej Kościół go tam jakoś tolerował i na to, by go wysłać do wszystkich diabłów, jeszcze się nie zdecydował. No i najważniejsze – Mądel to w żaden sposób nie wariat, tylko kuty na cztery nogi, skrajnie bezczelny pyskacz, który bardzo skutecznie zdołał przekonać wielu, że nikt tak jak on nie jest głosem oficjalnego Kościoła i Jego najwyższej hierarchii, zwłaszcza już od czasu, gdy papieżem został jezuita. Tylko bowiem z tą wiedzą można było skutecznie naprawdę docenić to, do czego doszło wczoraj wieczorem w telewizji TVN24.
      Otóż mamy takiego blogera Mądla, człowieka, który przedstawiając się jako jezuita, niemal emisariusz Ojca Świętego na Polskę, każdego niemal dnia wygłasza społeczno-polityczne kazania, w dodatku czyniąc to takim tonem, że wielu zwyczajnie traktuje go jak święty autorytet w niemal każdej dziedzinie, i nagle, jak grom z jasnego nieba spada na nas wiadomość, że on nie dość, że nie jest żadnym jezuitą, że jego sytuacja w Kościele pozostaje w ciężkim zawieszeniu od dziesięciu już lat, to w dodatku jest osobą psychicznie zdemolowaną, o jednoznacznie agresywnych skłonnościach, a w dodatku, jak sam twierdzi, z ciężkimi doświadczeniami molestowanego seksualnie dziecka.
     Jak mówię, każdy postronny obserwator, oglądając wczorajsze wystąpienie Mądla, musiał widzieć, że tu się dzieje coś bardzo niedobrego. Natomiast wiedza ta nie mogła mieć żadnego znaczenia, jeśli pozbawiona była owego znanego nam z blogu Mądla kontekstu. A to już jest naprawdę coś.
     Dlaczego uważam, że to wszystko jest tak bardzo warte naszej refleksji? Otóż Mądel wcale nie jest tu najważniejszy, natomiast on bardzo skutecznie nam pokazuje coś, co przy odpowiednio ukierunkowanym rozwoju zdarzeń może nas pewnego dnia wręcz zalać jak potop. Ja sobie bowiem jestem w stanie bardzo dobrze wyobrazić, jak wielu dziś z sukcesem funkcjonujących tak zwanych autorytetów w najróżniejszych dziedzinach, powodowanych jakimś, pozornie nawet nie koniecznie znaczącym, wydarzeniem, dokonują takiego coming-outu, jak to miało miejsce w przypadku Mądla.
      Zwróćmy uwagę na to, że wcześniejsze podejrzenia, jakoby Zakon ukarał Mądla za to, co on pisał i gadał o ojcu Jacyniaku okazały się błędne. Tu w ogóle nie chodziło o to, że Mądel wyraził jakąś szczególnie radykalną opinię, Kościół go za to ukarał i on od tego oszalał. Nie. Tamten dzień zaczął się, jak każdy poprzedni, tyle że w pewnym momencie Mądel wpadł w jakiś, nieuświadomiony nawet przez siebie samego, amok i ciężko pobił człowieka. A cała reszta potoczyła się już na zasadzie domina. A to całe gadanie o pedofilii to niewykluczone, że nawet nie przyczyna, ale skutek.
      I ja podejrzewam, że dokładnie tak samo potoczą się losy wielu z tych, którzy na razie zadają szyku i ani im w głowie jakiekolwiek złe myśli. Ale i na nich przyjdzie czas. W końcu każdy z nich – ludzi jednoznacznie opętanych – będzie musiał eksplodować. Już nie mogę się doczekać, jak te maski im spadną na ziemię, a oni zaczną mówić własnym głosem to, co im ich czarne serca podpowiadają. Nawet nie muszę wymieniać nazwisk. Wszyscy wiemy, o kim mowa… a poza tym, tego i tak jest dużo za dużo, jak na ten skromny blog.
      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka