Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1767
BLOG

Cała Polska czyta Roalda Dahla

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Rozmaitości Obserwuj notkę 14

     Wczoraj na blogu Coryllusa pojawił się niespodziewanie mój ulubiony brytyjski autor Roald Dahl, no i niemal natychmiast komentarz z informacją, że Dahl akurat nie zasługuje na szczególne upamiętnienie, bo, choć to naturalnie sprawny autor, to nieznośne jest to, że jego książki są wtryniane dzieciom, jako lektura, gdzie „dorosłych przedstawia się najczęściej jako głupich i złych ludzi”. Gdyby ktoś myślał, że owa krytyka zawiera coś jeszcze, jest w ciężkim błędzie. Dahl jest „wtryniany”, a u niego dorośli to „głupi i źli ludzie”. To wszystko. Pojawiło się jeszcze kilka innych recenzji. W jednej z nich napisano, że Dahl jest „obrzydliwy, jak popieprzony Kosiński”, w kolejnej, że to „prototyp enerdowskiego kochanka”, a w jeszcze następnej, że od najmłodszych lat miał „zryty beret”.

     Ponieważ ja o tym Dahlu piszę raz na jakiś czas, a wiem, że większość Czytelników go zwyczajnie nie zna, co zostało mi zademonstrowane w sposób wyjątkowo brutalny wczoraj właśnie, pomyślałem sobie, że się wreszcie przełamię i napiszę tekst ściśle informacyjny. Otóż przede wszystkim trzeba nam wiedzieć, że Roald Dahl to człowiek, na podstawie którego opowieści nakręcony został znany wszystkim dzieciom w Polsce film „Charlie i fabryka czekolady”, a wszystkim dorosłym ostatnia „tarantinowska” część słynnego filmu „Cztery pokoje”. A więc nie byle kto.

     Druga informacja, której nie powinniśmy przeoczyć, to ta, że Roald Dahl, choć w Polsce stosunkowo mało znany, w Wielkiej Brytanii, czy nawet w Szwajcarii, o czym świadczy jeden ze wspomnianych wyżej komentarzy, jest traktowany, jako klasyk. I to, nie oszukujmy się, klasyk znacznie bardziej autentyczny, niż, również wspominana tu niedawno, J.K. Rowling, po której, jestem tego pewien, jeśli za sto lat pozostanie w ogóle jakiekolwiek wspomnienie, to wyłącznie w podręcznikach socjologii.

      No ale, jak wiemy, dzisiejszy świat jest tak zorganizowany, że to iż ktoś jest wybitym twórcą, w dodatku traktowanym jako klasyk, nie znaczy nic, a zatem nie pozostaje mi nic innego, jak opowiedzieć o Dahlu tu, raz i na zawsze. Ostatecznie.

      Od razu jednak muszę się zastrzec, że z Dahlem mamy parę zmartwień. Przede wszystkim, mimo że z pochodzenia Norweg, był Dahl Brytyjczykiem i to takim Brytyjczykiem, którego Imperium bardzo sobie ceni i nie wypuści z rąk za żadną cenę do końca świata. A zatem w tej sytuacji, musimy go traktować, jako potencjalnego wroga. Po prostu. I to nawet pamiętając o tym, że to on właśnie, jako jeden z nielicznych, wsławił się tym, że odmówił przyjęcia od Królowej Orderu Imperium.

      Drugi problem z Dahlem to ten, że jeśli poczytamy sobie jego opowiadania dla dorosłych, to niemal w jednej chwili musimy uznać, że autor tych historii, to osoba zwyczajnie zaburzona. Świat bowiem tam przedstawiony, to w znacznej części świat, którego normalny człowiek nie jest w stanie znieść. Powtarzam: to są w ogromnej większości teksty wybitne, niemniej jednak – trochę tak, jak to się dzieje w przypadku Andersena i jego baśni – w pewnym momencie wątpliwości pojawia się dużo za wiele. A my możemy się jedynie zastanawiać, czy to możliwe, że do tego stanu doprowadziły go traumy z dzieciństwa i przeżycia wojenne, czy może jemu udało się osiągnąć coś, czego poza Eliotem nie dokonał chyba nikt, a mianowicie w swoich książkach stworzyć rzeczywistość całkowicie obiektywną.

     Jest jednak coś – poza oczywiście literacką jakością tego dzieła – co sprawia, że osobiście każdą książkę, jaką Dahl napisał z przeznaczeniem dla dzieci, jestem gotów z czystym sumieniem polecić swoim wnukom. Dlaczego? Otóż z tego jednego powodu, że moim zdaniem, na poziomie wartości, które sam wyznaję, każda z nich sprawdza się znakomicie. Pojawił się zarzut, jak się domyślam, związany z tym, że jego autorka przeczytała tylko powieść Dahla pod tytułem „Matylda” – sama wprawdzie twierdzi, że nie tylko, ale w to akurat wierzyć nie musimy – że tam dorośli są źli i głupi. I to jest fakt. Rodzice Matyldy to ludzka nędza. Jej ojciec handluje starymi samochodami, z prawdziwym mistrzostwem oszukując swoich klientów, a mama Matyldy to próżna cizia, oboje cały wolny czas spędzają przed telewizorem (dla Dahla telewizor, podobnie zresztą jak guma do żucia, jest wynalazkiem iście szatańskim), licząc pieniądze, i jedyne co zaburza ich szczęście, to to, że ich córka zamiast oglądać z nimi telewizję, woli się uczyć i czytać książki. Ale nawet i tam, nauczycielka Matyldy jest wręcz ideałem. Poza tym, u Dahla, pomijając czarownice i demony, złych dorosłych jest tyle samo, co złych dzieci. Charlie ma cudownych rodziców i dziadków, Danny wspaniałego i oddanego tatę, sierota Luke niezwykłą babcię, również sam Dahl w swoich wspomnieniach marnego słowa nie kieruje pod adresem swojej rodziny. U Dahla bowiem kochająca rodzina to podstawa wszystkiego. Zły świat jest albo na zewnątrz, jak na przykład w szkole, albo jest światem wiedźm. Dahl, z tego co rozumiem, nie wierzył w Boga, Bóg u niego nie występuje w jakimkolwiek kontekście, ale mam mocne przekonanie, że to wyłącznie przez to, iż jedyne chrześcijaństwo jakie znał, to Kościół Anglikański i na podstawie swoich doświadczeń uznał, że z innymi religiami może być już tylko gorzej. Zresztą sam to przyznaje we wspomnieniach,     

       Czytając kolejne opowiadania, czy powieści Dahla, musimy dojść do wniosku, że jeśli on miał jakąś autentyczną obsesję, to sprowadzała się ona do najbardziej szczerego potępienia siedmiu grzechów głównych, a więc gnuśności, obżarstwa, pychy, zawiści, nieczystości, chciwości, gniewu. Jeśli przestudiujemy dokładnie jego wspomnienia z lat szkolnych i później z czasów wojny, jego opowiadania dla dzieci, jego wierszyki, a nawet te nieszczęsne opowiadania dla dorosłych, nie zobaczymy tam nic innego jak adorację uprzejmości, skromności, mądrości i bardzo głębokiej uczciwości. U Dahla źli, pyszni, chciwi i głupi, tak jak ten biedak z opowiadania „Landlady”, niezmiennie ponoszą karę. Śmiem zaryzykować opinię, że nawet owa nieszczęsna kobieta z opowiadania „The Last Act”, której tak okropnie nam żal, została ukarana za to że ulegała złym pokusom. Żal nam jest jej okropnie, ale tak to wygląda. Jednocześnie, skromność, dobroduszność, czy szczodrość – niezmiennie wygrywają.

      No i rodzina. U Dahla rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu. W swoich wspomnieniach pisze on w pewnym momencie, że jemu było bardzo łatwo je spisywać po latach, bo od momentu, gdy po raz pierwszy opuścił dom udając się do szkoły z internatem, aż do samego końca, regularnie co tydzień wysyłał list do swojej mamy, ona owe listy zachowała do końca życia, a jemu nie pozostawało już nic innego, jak je zwyczajnie przepisać.

     Taki jest ten Roald Dahl. Czytajmy Roalda Dahla, jego książki dla dzieci, jego wiersze, opowiadania dla dorosłych, no i te dwa tomy porażających wręcz wspomnień, bo naprawdę nie ma wielkiego wyboru… no może poza Coelho, Musierowicz i jej wybitnie uzdolnioną córką.

 

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresemwww.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki. No dobra, będę skromny. Dahl jest znacznie lepszy.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości