Bartosz Oszczepalski Bartosz Oszczepalski
510
BLOG

Solidarny z aparatem

Bartosz Oszczepalski Bartosz Oszczepalski Polityka Obserwuj notkę 1

 Heraklit uważał, że wszystko jest zmienne. Gdyby jednak żył w dzisiejszej Polsce musiałby zrewidować swoje poglądy. Istnieje bowiem jedna rzecz, która nigdy nie ulegnie zmianie i jest to eseldowski aparat.

 

Sojusz Lewicy Demokratycznej wybierając na konwencji Leszka Millera na przewodniczącego partii przypieczętował swoją polityczną śmierć. Dodajmy, że śmierć zasłużoną i oczekiwaną zarówno przez środowiska ideowej lewicy i kręgi prawicowe. Znamienne jest to, że bodajże jedyny, wyraziście lewicowy kandydat, członek wewnątrzpartyjnej Platformy Socjalistycznej przegrał z kretesem z symbolem największej porażki tej formacji, twardogłowego neoliberała, zwolennika podatku liniowego, człowieka, który liberalizował prawo pracy, dostawał nagrody od organizacji pracodawców Businnes Centre Club  i wysłał nasze wojska na zbrodniczą wojnę do Iraku. Aparat wolał jednak „swojego”. Beton eseldowski naiwnie uwierzył w siłę sprawczą „kanclerza”, który tak jak kiedyś rządami twardej ręki może wyprowadzić Sojusz z wielkiego marazmu. Działacze tej partii tym samym pokazali, że nie dość, że chorują na postępujące schorzenie zwane bezideowością, to jeszcze nie posiadają politycznej wyobraźni i nie rozumieją współczesnych realiów. Tęsknota za przeszłością, w której Sojusz wygrywał wybory, przesłoniła im rozsądne myślenie.

Szczerze to trudno uwierzyć w to, że po sukcesie partii Janusza Palikota, ktokolwiek jeszcze mógłby dokonać cudu i wskrzesić postkomunistycznego trupa. Niemniej jednak wydawało się, że SLD nie ma nic do stracenia i musi chociaż podjąć walkę o socjalny elektorat, szczególnie w sytuacji, gdy to Janusz Palikot zagospodarował lewicę obyczajową. Zamiast czerwonej, wywieszono jednak białą flagę. Warto zauważyć, że nawet w prymitywnej wersji polskiego neoliberalizmu, różne siły polityczne w obawie przed utratą poparcia są zmuszone do tego, żeby uwypuklać pewne postulaty lewicowe. Jak się okazało, wszystkie oprócz SLD. Zwróćmy uwagę na to jak zachowują się polskie partie i ugrupowania polityczne, które dostały się do Sejmu.  Solidarna Polska oraz Prawo i Sprawiedliwość, czyli formacje deklarujące się jako prawicowe, nie rezygnują z retoryki prosocjalnej. Można nawet powiedzieć, że walczą ze sobą o legitymizację wśród prospołecznego elektoratu, czego dowodem są słuszne zarzuty posłów Solidarnej Polski, Tadeusza Cymańskiego i Jacka Kurskiego wobec Kaczyńskiego, który gdy sprawował rządy obniżał podatki dla najbogatszych obywateli. Kaczyński choć w kwestiach gospodarczych jest niekonsekwentny, to ma na tyle wyobraźni, żeby zrozumieć, że jego wyborcy nie zaakceptują np. postulatu prywatyzacji szpitali. Tę zależność rozumie także Janusz Palikot. Uważany za neoliberała przedsiębiorca z Biłgoraja, już po wyborach nawiązał ścisłą współpracę z Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej, kierowaną przez znanego lewicowego działacza Piotra Ikonowicza, która zaowocowała już kilkoma ciekawymi projektami ustaw. Nawet neoliberalna Platforma Obywatelska i jej koalicjant Polskie Stronnictwo Ludowe wiedzą, że aby rządzić to oprócz liberalnych i deregulacyjnych reform, trzeba „kupić” społeczeństwo np. poprzez ograniczenie wpływów prywatnych funduszy emerytalnych.

Analizując dotychczasową karierę polityczną Leszka Millera, można śmiało powiedzieć, że w swojej obsesyjnej manii deregulacyjnej tak bardzo się zatracił, że zgubił podstawowy samoinstynkt, który posiadają inni politycy zasiadający w ławach sejmowych, a który polega na tym, że wdrażanie skrajnie leseferestycznych i wolnorynkowych koncepcji spotka się prędzej czy później z oporem społecznym. Można powiedzieć, że w swoim nieubłaganym i dogmatycznym neoliberalizmie Miller bardzo przypomina Leszka Balcerowicza, który zawsze operował kilkoma ekonomicznymi schematami i dość lekceważąco odnosił się do swoich oponentów próbujących zburzyć jego idealny światek, w którym niewidzialna ręka rynku rozwiązuje wszystkie problemy obywateli. „Terapia szokowa”, która zaaplikował Polakom ten ekonomista przyczyniła się do powiększenia nierówności dochodowych i skokowego bezrobocia, a w konsekwencji do utraty zaufania do klasy politycznej.   

Idee Balcerowicza pielęgnował Miller w okresie, gdy był premierem. Jakie mało to przełożenia na wynik wyborczy Sojuszu w 2005 roku, wszyscy pamiętamy. Tym razem jednak jego powrót na stanowisko przewodniczącego dla tej partii może być jeszcze bardziej opłakany. Były premier podczas niedawno odbywającej się debaty na kieleckim uniwersytecie prowadził ostrą polemikę ze studentem o lewicowych poglądach, który zarzucił mu związki z biznesem i organizacjami pracodawców. Co ciekawe wyjątkowa zgodność nastąpiła pomiędzy nim a studentem, który jak się później okazało jest zwolennikiem Unii Polityki Realnej. Należy przypuszczać, że poparcie obydwu partii będzie za jakiś czas utrzymywało się na podobnym poziomie a Miller drugi raz w swoim życiu będzie miał okazję patrzeć na wyprowadzenie sztandaru swojej partii. Chyba tylko taki nokaut od wyborców, może rozkruszyć eseldowski beton.

Bartosz OSZCZEPALSKI

 

Idealista, który wyznaje realizm polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka