Trochę parafrazując tytuł ksiązki Paula Watzlawicka, wersję polską można by ująć tak:
Jesteśmy w sytuacji beznadziejnej, ale nie traktujmy tego tak serio!
To mi chodzi po głowie, jako komentarz do obecnej sytuacji. Jesteśmy wszyscy w sytuacji beznadziejnej, bo demokracja jest całkowicie beznadziejna. Sugestie nieśmiałego Ladaco-Kamińskiego, że jak wygra PO to będzie tu rządzić przez 70 lat i wszyscy będziemy żyli w pueblach, między bajki należy włożyć. W demokracji zmiana warty jest nieunikniona, więc jeżeli z kolei wygra PiS a potem weźmie jeszcze samorządy a później trzy czwarte sejmu, to i tak musi w końcu przegrać, bo demokracja jest beznadziejna i ci co dużo wzięli, od tych wiele się będzie wymagać. Jest beznadziejna, dla tych, co myślą, że mają rację absolutną i to wystarczy do rządzenia.
Jako statystyczny głos wyborczy z przyjemnością myślę i pogrążam się w odmętach tej beznadziejności. Jednak od czasu do czasu wychylam swój parszywy, nabity demokratycznym bełkotem łeb i próbuję zwęszyć, czy ktoś mi tej beznadziei nie odbierze poprzez swą pełną grozy powagę. Będąc potworem z ciemnej głębiny beznadziejności demokracji, mam troszkę obawy przed iluminacjami społecznymi.
"Doszedłem do wniosku, wraz z moimi politycznymi przyjaciółmi, że w tej sytuacji jest szansa dla kraju. Jaka to szansa? By z tego pozytywnego odruchu społecznego, odruchu jedności, który powstał po 10 kwietnia, wyniknęło coś, co zmieni jakość naszego życia publicznego. Będzie w nim więcej współpracy. A przez to zmieni się jakość innych dziedzin życia.Na lepsze zmieni się codzienne życie Polaków."
Panie premierze zmieni się, bo…….?