Foto: Paweł Supernak / PAP
Foto: Paweł Supernak / PAP
Paweł Ozdoba Paweł Ozdoba
497
BLOG

Rząd nadziei czy strachu?

Paweł Ozdoba Paweł Ozdoba Polityka Obserwuj notkę 10

 

Niewiele ponad dwa tygodnie po wygraniu przez Prawo i Sprawiedliwość wyborów parlamentarnych, kandydatka na Premiera RP - Beata Szydło, ogłosiła listę ministrów w swym rządzie. Póki co przez jednych jest postrzegany jako rząd nadziei. Przez innych jako rząd strachu. Czy rzeczywiście uzasadnionego?

Wyniki wyborów prezydenckich, a zarazem parlamentarnych pokazały bardzo silny trend w społeczeństwie, które domagało się przede wszystkich jednej postawy: zmiany. Wyniki, które uzyskali w wyborach prezydenckich: Paweł Kukiz, a także sam Andrzej Duda, były sygnałem ostrzegawczym dla dotychczasowej, parlamentarnej elity, zresztą nieco już skostniałej (wielu posłów zasiadało w parlamencie od lat ’90 – tych.) Potwierdzeniem i umocnieniem tych nastrojów społecznych było zdecydowane zwycięstwo w wyborach parlamentarnych Prawa i Sprawiedliwości, bardzo przyzwoity wynik Komitetu Wyborczego Kukiz’15, ale także pojawienie się na scenie politycznej ultralewicowej partii Razem. Do tego należy dodać również promowaną przez media partię Ryszarda Petru.

Biorąc pod uwagę powyższe, obywatele osiągnęli swój cel. Oczywiście póki co połowicznie – poprzez częściową wymianę elit politycznych, jednakże rząd Beaty Szydło ma szansę dokończyć dzieła i stać się symbolem zmiany jakościowej w Polsce. Od nominacji ministerialnych partii rządzącej minęło kilkadziesiąt godzin, ale już można zaobserwować jakie nastroje zapanowały po ogłoszeniu składu Rady Ministrów. Można było się spodziewać, że mainstream okrzyknie rząd PiS „powrotem do przeszłości”. Po części tak też się stało biorąc pod uwagę nominacje dla Zbigniewa Ziobry, Antoniego Macierewicza czy Mariusza Kamińskiego, ale czy rzeczywiście może to być powrót do „starych, mrocznych czasów”?

Przede wszystkim warto się zastanowić czy w ogóle takie czasy miały miejsce, ale pozostawmy tę kwestię na marginesie i wróćmy do początku artykułu. Wspomniałem, że wyborcy oczekiwali zmiany. Trzeba przyznać, że zmiana nastąpiła nie tylko w składzie parlamentarnym. Obserwując nominacje mamy powód sądzić, że zmiana jakościowa nastąpi także w wielu ministerstwach. Prawdopodobnie następcy ministrów z rozdania PO – PSL, nie będą musieli się natrudzić, aby wyróżnić się na tle swych poprzedników. Postaci Macierewicza czy Kamińskiego zostały  w ogromnym stopniu zdemonizowane przez mainstream, tylko ze względu na partykularne interesy środowiska Platformy Obywatelskiej. W ostatnim czasie wielokrotnie przypominano, uczciwość Kamińskiego, który zwrócił ogromną odprawę w wysokości 130 tysięcy złotych, przysługującą mu z tytułu odwołania z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Kamiński przyznał, że kwoty odpraw są tak nieprzyzwoicie wysokie, że nie może jej przyjąć. Podobnie rzecz ma się z Macierewiczem, który prywatnie jest sympatycznym człowiekiem, a zarazem nieprzejednanym antykomunistą.

Osobą, która może z całą pewnością budzi niepokój mainstreamu i części społeczeństwa jest Zbigniew Ziobro – nowy „stary” Minister Sprawiedliwości. To kolejna ofiara „jazgotu” i demonizowania przez media, choć akurat Ziobro, także „ma swoje za uszami”. Pamiętajmy, że swego czasu Ziobro otrzymywał świetnie wyniki, jak choćby ten w 2007r. gdy w okręgu krakowskim zdobył ponad 160 tys. głosów. Nie ulega wątpliwości, że Ziobro w składzie rządu to efekt kalkulacji koalicyjnych wewnątrz całej Zjednoczonej Prawicy. Biorąc pod uwagę „wąską ławkę” w Solidarnej Polsce, trudno było znaleźć kogoś, kto mógłby trafić do rządu, otrzymując ważne ministerstwo. Kaczyński wespół z Szydło wybrali mniejsze zło, ryzykując wizerunkowo, ale zarazem łagodząc wewnętrzne napięcia.

Oprócz wyrazistych postaci jakimi są bez wątpienia Zbigniew Ziobro, Antoni Macierewicz oraz Mariusz Kamiński, rząd Prawa i Sprawiedliwości składa się także z części typowo „technicznej”. Z całą pewnością możemy w ten sposób nazwać fachowców, których trudno będzie krytykować za brak doświadczenia czy fachowości. Konrad Szymański, Anna Streżyńska, Dawid Jackiewicz, prof. Piotr Gliński czy w ogóle nie związany ze światem polityki Mateusz Morawiecki to symbole nowej „dobrej” zmiany, której oczekiwali obywatele. Możemy być pewni, że w tej kadencji potencjał intelektualny nowych ministrów zdecydowanie przewyższa ten, z którym mieliśmy do czynienia w poprzedniej, której symbolem były wypowiedzi minister Teresy Piotrowskiej dotyczące samolotów „bez głowy”.

Oczywiście, każdy z nas może wiele oczekiwać (i powinien) od nowych ministrów, natomiast warto zauważyć, że rząd Prawa i Sprawiedliwości jest rzeczywistą zmianą. W bardzo ciekawy sposób rząd Beaty Szydło podsumował kojarzony z lewicowymi sympatiami dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego, który  powiedział: „W mojej ocenie ten rząd to rząd audytu i transformacji instytucji państwa.”

Większość nazwisk nowo wybranych ministrów pojawiała się na tzw. politycznej giełdzie, którą przedstawiały media. Nie dziwą zatem nominacje dla Elżbiety Witek, Witolda Waszczykowskiego, Konstantego Radziwiłła czy Krzysztofa Jurgiela. Dziwić może co najwyżej brak prof. Piotra Naimskiego na fotelu Ministra ds. Energetyki czy  Jarosława Sellina, który miał być pewniakiem do objęcia fotelu szefa Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Podsumowując, nowy rząd Prawa i Sprawiedliwości jest realną zmianą z podziałem na część polityczną oraz techniczną, uwzględniając, kontynuację z lat 2005 – 2007, gdzie część z nowych ministrów, miała już okazję pracować jako wiceministrowie. W ostatecznym rozrachunku, doświadczenie może mieć także duże znaczenie. Czy „rząd nadziei” spełni pokładane w nim ufności? Okaże się niebawem.

 

Paweł Ozdoba

Follow me on Twitter: @PawelOzdoba

 

 

 

"Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrej zwyciężaj".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka