Stronnictwo Demokratyczne współtworzyło w 1989 rząd nazywany niekiedy ostatnim rządem PRL, niekiedy pierwszym niekomunistycznym powojennej Polski. Obie nazwy są nietrafne. Był to po prostu rząd przejściowy. I cecha przejściowości na zawsze pozostanie "garbem" - bądź powodem do chwały ekipy Mazowieckiego.
Ten rząd mógł nie powstać
Owszem, "okrągły stół", owszem - wybory do Sejmu kontraktowego. No i namaszczony premier - Czesław Kiszczak. Taki był polityczny kontekst myślenia o przyszłości w połowie 1989 roku.
W zasadzie wyobrażalne było uformowanie przez PZPR rządu, który jeszcze jakiś czas by trwał. Ale nawet komuniści nie wiedzieli po co... I za bardzo upierali się przy Kiszczaku jako kandydacie na premiera.
A rząd bez komunistów... Cóż. Ówczesna perspektywa uwzględniała fakt, że wojsko i policja były w rękach PZPR, zaś i w Polsce, i we wszystkich trzech ościennych krajach stacjonowała Armia Czerwona. I we wszystkich rządzili komuniści.
Inicjatywa w stronę rządu "Solidarności"
Padło hasło "Wasz prezydent, nasz premier" - odważne, lecz - wydawało się - mało poważne (czy raczej: mało realistyczne). Ale...
W udokumentowanej pamięci Stronnictwa Demokratycznego zapisały się dwie daty przełomowe:
15 lipca 1989 w mieszkaniu Lecha Kaczyńskiego (w Sopocie) odbyło się spotkanie z trzema ważnymi postaciami w SD, w tym posłem Tadeuszem Bieniem (potem posłował z KLD). Prawdopodobnie wtedy padło pierwszy raz otwarte pytanie o gotowość wejścia SD do rządu. W późniejszych rozmowach "Soliedarności" i SD w tej sprawie uczestniczyli Jarosław Kaczyński (obecnie PiS) i Grzegorz Bierecki (obecnie SKOK).
7 sierpnia z oficjalną propozycją współtworzenia rządu wystąpił Lech Wałęsa. 9 sierpnia władze SD formalnie "przyklepały" koalicję.
SD nie miało wpływ na obsadę stanowiska premiera. Wałęsa i Kaczyński mówili o Mazowieckim, Geremku i Kuroniu (nie było innych opcji). Ówczesny szef SD po latach mówi, że wskazał Mazowieckiego. Ale dla SD był to wybór: wejść czy nie wejść do rządu firmowanego przez "Solidarność".
Kontekst gospodarczy
Rząd Mazowieckiego powstawał w sytuacji kompletnego załamania gospodarki komunistycznej. Funkcjonowała ustawa Wilczka, postrzegana jako paniczna próba ratowania resztek podstaw ekonomicznych chwiejącego się systemu.
Zarówno ustawa Wilczka, jak i decyzje rządu Mazowieckiego miały w SD niezbyt korzystny odbiór. Zbyt wiele interesów naruszały i zbyt wiele możliwości odbierały. W każdym razie z punktu widzenia SD "czarnym charakterem" tamtego rządu był chyba wówczas Aleksander Hall. Na wyjście z rządu było jednak za późno. Bo dokąd?
Polityczny majstersztyk
Powołanie rządu solidarnościowego - z udziałem SD, ZSL - przy zapewnieniu względnego bezpieczeństwa szefom armii i policji było majstersztykiem. Mazowiecki i jego ludzie "wyprztykali" wówczas stopniowo wszystkich partnerów układu. Ludzie z PZPR zostali płynnie zastąpieni i zmarginalizowani. ZSL przekształciło się w PSL i przetrwało w "układzie" z postsolidarnością (a czasem z "postpezetpeerem") do teraz. SD rozpłynęło się w biznesie i innych partiach, głównie w KLD, UD, a - po latach - PO.
Rząd wyczerpał swoją "przejściową" misję w 1990 roku. Ktoś-tam namówił Wałęsę na przyspieszenie - słusznie. Rząd Bieleckiego, zgodnie z oczekiwaniami, przyspieszył... I bardzo dobrze.
* * *
Po rządach Mazowieckiego / Bieleckiego nowy system polityczny w Polsce powinien był wyjść z fazy "przejściowej" i zacząć się stabilizować. I być może byłaby na to szansa. Ale jakiś cymbał zaproponował w Sejmie odwołanie rządu Hanny Suchockiej. I gromada interesownych ludzi ten wniosek poparła.
Wniosek paradoksalny: dzięki temu - może przypadkiem - najtrwalszym elementem systemu politycznego w Polsce stał się Waldemar Pawlak.
_________________
* przypis do tytułu: nie chciałem pisać o wielu ojcach, a zmieszczenie dzieci, kuzynostwa i sąsiadów nie wchodziło w grę przy limicie ilości znaków.