Pana Chochełko obudził dym w moich płucach i we krwi. Nikotyna, kofeina i słońce. Pan Chochełko przetarł zaspane oczy, przeciągnął się i zobaczył Tosia.
Toś skradał się ostrożnie. Pan Chochełko w pierwszej chwili przestraszył się i chciał jak najszybciej zrobić wiele drobnych kroczków jak najdalej od Tegoś, ale po chwili zrozumiał, że jest większy, ośmielił się i strach ustąpił ciekawości. – Nie jestem taki jak Toś. Jestem Panem Chochełko– powiedział głośno, by upewnić się w tym przekonaniu.
Toś wyciągnął grzbiet, wyciągnął pazurki i zaczął drapać wątłą strukturę zdania o wszystkie te ą, ę, i, ó, ź, ż, ć, ś, aż potargane sło
wa zacz
ęły gub
ić
swoją str
ukt
u rę
i rozs ypały
się
po mat
rycy moni
tora.
- Niedobry Toś, niedobry – szepnął czule Pan Chochełko. Toś w odpowiedzi nieprzystojnie obrócił się do niego ogonem i bez dania racji czmychnął.
- Nie jestem sam. To dobrze – pomyślał Pan Chochełko. – Ale czym jest Toś?
I zamknął oczy. A wtedy pokazałem mu Wielką Tablicę Ogłoszeń. Jest na niej wszystko, co będzie Panu Chochełko pomocne. Pojęcia, obrazy, przywidzenia, złudzenia i stare legendy ludzkości.
Pan Chochełko długo wpatrywał się w Tablicę Ogłoszeń, aż znalazł Tosia i odczytał słowo „kot”; słowo „kot” ożyło i zaczęło gonić „mysz”. Pan Chochełko zaśmiał się radośnie i klasnął w łapki. Słowo „kot” było "budyniowe", nieco bledsze niż koty redaktora Leskiego. – Koty są budyniowe – pomyślał Pan Chochełko. – Nie wszystkie – podpowiedziałem i pokazałem mu nieco złośliwie niebieskiego kota. – Są koty budyniowe i są koty niebieskie – z mądrą miną powiedział Pan Chochełko. – Koty są jakie zechcesz – szepnąłem. – Ale dlaczego niebieskie jest niebieskie, a nie budyniowe? Czybudyniowe nie może być niebieskie, a niebieskie budyniowe? – zapytał. – Nie może. Dla twojego dobra. Żebyś poznał ład – odpowiedziałem ze smutnym uśmiechem. Pan Chochełko podrapał się po czuprynce: – A czym jest ład? – Logosem – pomyślałem i zaciągnąłem się dymem cygaretki. A Pan Chochełko zasnął, z ziarnem poznania zasianym na dnie niewinnej duszy.