Pan Chochełko Pan Chochełko
57
BLOG

Pan Chochełko gra larum

Pan Chochełko Pan Chochełko Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Pan Chochełko pewnego razu obudził się z zapłakanymi oczyma, zaciągając pod szyję kołderkę. Na wygiętych w podkówkę ustach mrokiem osiadał strach.

- Hop, hop - zawołał. Czytałem akurat bardzo mądrą książkę, a może kląłem szukając zapodzianego gdzieś rachunku za prąd, w każdym razie ofuknąłem go: - Nie teraz...

Gdy zajrzałem do niego nieco później, wciąż siedział na pospiesznie wymyślonym przeze mnie dla niego łóżeczku. Istne siedem nieszczęść. Żal było patrzeć. 

- Co się stało?

- Widziałem zło  - zakrztusił się, zanosząc płaczem.

- Jak mogłeś widzieć zło? Mogłeś co najwyżej widzieć coś złego. Pewnie coś ci się przyśniło... Nie bój się, jesteś tu bezpieczny.

- Widziałem zło - w jego głosie zabrzmiał uparty ton. - Widziałem je w ziemi, ogniu, wodzie i powietrzu. Widziałem je w sobie... - zamilkł i mruknął zdumiony. - W tobie też je widziałem.

Zapaliłem papierosa i popatrzyłem gdzieś ponad jego głową: - Jak wyglądało?

- Nie wiem. Zapomniałem. Przecież śniłem. Ale je widziałem. Było trochę jak kot, takie zwinne - Pan Chochełko zrobił ruch ręką i pojawiła się Tablica Ogloszeń i szukał: - Było jak konik polny, hycało tu i tam. I nawet się śmiało, ale nie tak jak ja. Czasami ty tak się śmiejsz z ludzi - znów spojrzał na mnie ze zdumieniem -  tak... tak... szyderczo.  I widziałem jak wszystko więdnie, gdy tak hycało. Widziałem jak umierają małe dzieci, jak ludzie się biją, chorują. I czułem głód i pragnienie i strach i byłem bezradny a ono hycało i hycało, po ludziach, po zwierzątkach, po niebie hycało. I tam gdzie coś było, później nie było nic. I nawet chciało przyjść do mnie...  A ja miałem tylko tę kołderkę i zacząłem wołać: hop, hop!... - i znów zaczął chlipać.

- Oj, przestań - powiedziałem twardo, po męsku - niektóre sny mają to do siebie, że są gorsze niż jawa. Zdarzyło się i tobie. Co czytałeś przed snem?

- O chłopcu, który z ogrodu kradł jabłka z kolegami i później, jak dorósł, było mu głupio.

- No to na przyszłość nie czytaj przed snem Augustyna Aureliusza.  To łobuz był. Lepiej "Serce" Amicisa albo polskojęzyczną instrukcję obsługi chińskich zabawek.

Nie zaśmiał się. Co prawda oczy mu wyschły, odprężył się, ale miał podbródek cały zbrudzony obawą, jak lodami, albo sokiem z malin.

- Wiesz, był raz chłopiec, co bębnił w bębenek, gdy coś mu się nie podobało. A ja ci dam w prezencie trąbkę -przyrzekłem. - Gdy tylko przyśni ci się zło, albo jakimś cudem tu przylezie, to zatrąb, zatrąb mocno, na larum.

- Ucieknie?

- Tak- powiedziałem. - Nie wiem - pomyślałem - Ale gdy będzie najstraszniejsze, nie będziesz sam. Będziesz dzielny...

*

Pan Chochełko zaczął radośnie dmuchać w tę cholerną trąbkę, więc poradziłem mu, żeby ćwiczył gdzieś w kąciku akapitu, bo uszy puchną, a póki co na Tablicy Ogłoszeń znalazłem dla niego piosenkę

A wy, gdy usłyszycie trąbkę, pamiętajcie, że to Pan Chochełko staje do walki.

Mam brązowe oczy i kilka książek na półce

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości