Pan Chochełko Pan Chochełko
94
BLOG

Pan Chochełko i moja smutna radość

Pan Chochełko Pan Chochełko Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Pan Chochełko strasznie się rozleniwił i policzki zrobiły mu się pucułowate. Całymi dniami wysiadywał w fotelu, przed kominkiem i łupał orzechy wielgachnym dziadygą. Czasem tylko wychodził na dwór, brodził po kolana w śniegu, dokarmiał sikorki słoniną i posypywał ziarno do karmnika. Za domem miał paśnik dla leśnych zwierzaków, sapał i kichał dokładając wonnego siana.

 
Rąbnąłem grzecznie w kołatkę u drzwi.
- Wejdź, wejdź!– krzyknął radośnie. – Tylko śniegu nie nanieś.
- Takiemu to dobrze – burknąłem i całym sobą, wkładając w to maksimum zdolności okazałem swoją dezaprobatę, naburmuszenie i ogólny brak entuzjazmu.
Spojrzał ni to współczująco, ni złośliwie: – Stało się coś?
Nieee – siadłem przed choinką. – Po prostu jestem w nastroju nieprzysiadalnym.
To czemu przysiadłeś?– zachichotał teraz już wybitnie szczęśliwy.
Wyhodowałem żmiję.  
Żadnych żmij! Żadnych os! Niczego, co żądli i kąsa! Chcesz zepsuć mi humor! Zawsze przychodzisz, by zepsuć mi humor – wyraźnie się zezłościł, a mi z miejsca poprawił się nastrój... – O tobie mówiłem, Panie Chochełko...
 
Zapadła cisza. Dziadek do orzechów miażdżył niczemu nie winne skorupki, odsłaniając intensywnie pachnące wnętrze i przywołując myśl o torcie, kawie i likierze.
 
- Idź sobie – powiedział kategorycznie. – Psujesz mi humor...
Spojrzałem na niego: – Przyszedłem zły, siadłem, chciałem się ogrzać. Teraz mnie wyganiasz. 
- I dlatego postanowiłeś mi popsuć wieczór?
- Chciałem, żebyś ruszył tyłek, podszedł do okna i popatrzył na świat...
- Pada śnieg. Skrzypi, jak po nim chodzić. Jest kilkanaście stopni poniżej zera.
- Na mój świat... – mruknąłem.
- Aaaa.... – westchnął z głębokim niezadowoleniem.
- No co? Nie podoba ci się? – zapytałem zaczepnie.
- U was jest tak szaro i deszczowo i wszyscy jacyś tacy zabiegani, nerwowi. Biegacie po pracy na zakupy, gadacie o pieniądzach, szykujecie się na wizyty ludzi, których czasem nie lubicie i którzy nie przepadają za wami... Ponurzy jesteście i źli.
Teraz ja westchnąłem. Właściwie nie wiedziałem co mu powiedzieć. Popatrzyłem w ogień, chwyciłem za pogrzebacz i zacząłem bawić się węgielkami. Dziadek do orzechów niestrudzenie pracował.
- Robimy to często po to, żeby później odgarnąć od siebie czas, troski i powszedniość i mieć dla najbliższych parę dni, albo choćby godzin. Tak, jak odgarnia się brudny śnieg. Żeby pomyśleć, dlaczego kładziemy na stole pusty talerz, dlaczego od lat śpiewamy, że Bóg się rodzi, a moc truchleje... Po to to chyba robimy.
- Kuleje? Kto kuleje? – zainteresował się nagle.
- Aleś ty głupi, Panie Chochełko – zaśmiałem się gorzko, a gasnąca iskierka odwzajemniła mają smutną radość.
 

 
 

Mam brązowe oczy i kilka książek na półce

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości