Pytanie to nie daje mi spokoju od dłuższego czasu – jaki jest cel funkcjonowania w życiu publicznym osób pokroju pana Jana Filipa Libickiego? Słynny senator Platformy Obywatelskiej, zdążył zaliczyć sześć (sic!) partii politycznych w swojej karierze, co jest chyba jego największym osiągnięciem. Co ludzie tego pokroju wnoszą do pracy senatu, czy jest sens utrzymywać tego typu „gwiazdy medialne” z naszych podatków?
Od dłuższego czasu Libicki znajduje się na topie, za sprawę wynurzeń, które publikuje na wszelkiego typu blogach o tematyce politycznej. Niewątpliwie jest gwiazdą, taką trochę Dodą elektrodą polskiej polityki. Raz prowokuje i szokuje, innym razem kogoś opluje, a raz na jakiś czas powie coś wartego uwagi. Jego ulubione tematy? Zdecydowanie Jarosław Kaczyński, Prawo i Sprawiedliwość oraz media ojca Tadeusza Rydzyka. Niezwykle trafnie podsumował go jeden z publicystów, nazywając „kaczologiem” – specjalistą od Kaczyńskiego.
Przejdźmy do działalności politycznej pana senatora - jak wspomniałem, w ciągu swojej kariery zdążył zaliczyć sześć partii politycznych (ZChN, Przymierze Prawicy, PiS, Polska Plus, PJN, Platforma Obywatelska) i jak sam przyznał, w dotychczasowej karierze nie napisała ani jednej ustawy. W wywiadzie z Robertem Mazurkiem nie potrafi udzielić jasnej odpowiedzi na pytanie dotyczące sensu swojego bytu w życiu politycznym.
Czy potrzebujemy w parlamencie specjalistów od Kaczyńskiego, ludzi, którzy zamiast na pracy skupiają się na prowadzeniu blogów i udzielaniu wywiadów? Sądzę, że nie, najgorsze, że za wszystko płacimy my, obywatele.
*
Moje zarzuty kierowane są nie tylko w stronę Libickiego, ale jego użyłem jako wyjątkowo wyrazisty przykład.