Soren Sulfur Soren Sulfur
1672
BLOG

Szacunek do organów państwa

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 62

Od kilku dni zastanawiałem się, jak powinienem się zabrać do notki na temat szacunku do organów państwa. Miało być o kampanii wyborczej, urzędzie Prezydenta RP, obustronnym – choć niekoniecznie symetrycznym – przemyśle pogardy. Najtrudniejszą rzeczą, z jaką się zmagałem, było zbilansowanie proporcji pomiędzy konkretem a abstrakcją. Kiedy bowiem, jakiś czas temu, z Okręgowej Rady Adwokackiej otrzymałem maila z artykułem jednego z profesorów-socjologów, o szacunku, w którym napiętnowano jednego polityka za to, że nie podał ręki drugiemu politykowi, to z takiego pouczania „z wysokości” poczułem tylko brak szacunku.

Po wysłuchaniu dzisiejszego wyroku w sprawie Mariusza Kamińskiego pomyślałem, że ta notka jest w tych okolicznościach „nienapisywalna”. Niewykonalna.

A jednak jest, choć zamiast o szacunku do Prezydenta RP (i z uwagi na równoważenie szans w kampanii wyborczej – również do kandydatów na Prezydenta RP) będzie o szacunku do polskich sądów. Szczególna trudność wyrażenia mych myśli sprowadza się również do tego, że z jednej strony nikt mnie nie przekona, że kara wymierzona przez sąd pierwszej instancji Mariuszowi Kamińskiemu jest sprawiedliwa, a z drugiej, że otwarta krytyka konkretnych wyroków polskich sądów grozi odpowiedzialnością dyscyplinarną w ramach korporacji.

Wartością samą w sobie jest zaufanie do polskich sądów. Zaufanie polegające na tym, że nawet jeśli się samemu z wyrokiem nie zgadza, to należy być co najmniej powściągliwym w ocenie, gdyż sąd z założenia widzie sprawę lepiej, obiektywnie, sprawiedliwie i bez emocji. Na szali bowiem są wartości znacznie wyższe niż partykularne interesy danych osób czy moje przekonania – tymi wartościami są stabilność państwa, powaga władz, które go reprezentują. To jest moje państwo, mój kraj, moja duma, idea ważniejsza, niż wszystko, co sobą reprezentuję; wartość, od której ważniejszy jest chyba tylko Bóg.

Choć może się to kłócić z moimi intuicjami, to kierując się powyższymi założeniami, wytłumaczalne jest samo przypisanie winy Mariuszowi Kamińskiemu. Przecież prawie nikt, spośród wypowiadających się, nie ma dostępu do akt, a przy tym fachowej wiedzy. Grono tych osób ogranicza się do sądu, obrony, prokuratury, prokuratorów wyższego szczebla jak ówcześnie Janusz Kaczmarek (który inna sprawa, że zaskoczony jest wyrokiem) czy ówczesny Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Mam też na uwadze autoironiczne powiedzenie „nie znam się, to się wypowiem”, które wymusza dystans.

Zaskakujący jest jednak wymiar kary – i to przy założeniu, że Mariusz Kamiński dopuścił się wszystkich zarzucanych mu czynów. Kara, która jest znacząco wyższa niż to, czego domagała się prokuratura. Kara pozbawienia wolności bez warunkowego jej zawieszenia wobec osoby, która dotychczas była niekarana. Oczywiście zdarzają się takie przypadki, ale w praktyce dotyczą one albo najcięższych przestępstw, albo sytuacji, gdzie nie może być mowy o resocjalizacji skazanego w inny sposób. Zgodnie bowiem z założeniami Kodeksu karnego z 1997 r., karę pozbawienia wolności stosuje się w ostateczności, gdy zawieść mają inne środki (dyrektywa ultima ratio).

Spodobało mi się początkowo zachowanie składu orzekającego, który przy rozpoczęciu rozprawy żartował wobec dziennikarzy, skracał dystans, rozluźniał stresującą atmosferę, jaką wywołuje u przeciętnego człowieka sąd. Pomyślałem wówczas, że to dobrze, iż tym ludziom (składowi orzekającemu) władza nie uderzyła do głowy i zwyczajnie, tak po prostu, mają na uwadze komfort psychiczny drugiego człowieka. Pomyślałem ponadto, mając na uwadze doświadczenia wyniesione z praktyki, że skoro jest tak zabawnie, to oskarżony będzie uniewinniony i czeka nas tylko rytualne odsłuchiwanie przepisanych prawem formułek. W tej ocenie pomyliłem się bardzo, bo odczytany wyrok, o ile się uprawomocni w tym kształcie, łamie oskarżonym życiorysy (i mówię tu o fakcie, abstrahując przy tym od sprawiedliwości lub niesprawiedliwości takiego rozstrzygnięcia). To były więc żarty i uśmiechy towarzyszące wymierzaniu komuś cierpienia, którym zawsze z założenia jest sankcja karna.

Dla mnie żadnym pocieszeniem jest nieprawomocność wyroku; fakt, że jeszcze wypowie się o sprawie sąd drugiej instancji. Trudno apriorycznie zakładać, że sąd pierwszej instancji na pewno się pomylił i będzie to skorygowane. Być może sąd drugiej instancji uzna, że nie ma czego korygować, nawet w zakresie wymiaru kary. Podkreślić jeszcze raz należy, że nie znamy akt.

Najtrudniejsza jednak myśl, z jaką staram się zmierzyć, jest to czy na ołtarzu szacunku do organów państwa, mojego państwa, można położyć cierpienie niewinnej osoby. Przy jednoczesnych wątpliwościach co do tej niewinności, bo po pierwsze, obiektywizm zatraca się w ogniu politycznych sporów, a po drugie, nie posiada się pełnej wiedzy. Mam doskonałą świadomość tego dylematu.

Nie bez obciążeń moralnych wciąż jednak opowiadam się za szacunkiem do własnego państwa. Wymusza to jednak na mnie postawę pełną pokory wobec każdego skazanego. Chciałoby się patetycznie dodać, że taka jest ścieżka adwokata, jego etos, ale co do tego też nie mam niezbitej pewności.

 

Soren

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka