Soren Sulfur Soren Sulfur
1440
BLOG

O terminach ws. Kamińskiego

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 23

O tym, co myślę w sprawie pierwszoinstancyjnego wyroku ws. Mariusza Kamińskiego, napisałem tutaj: http://paragraf23.salon24.pl/639461,szacunek-do-organow-panstwa . Nie rzecz w tym, żebym teraz kogoś bronił czy atakował, lecz chcę skomentować te pretensje, że sąd pisał uzasadnienie 7 miesięcy, a obrona ma na to 14 dni.

Tak, na pierwszy rzut oka jest coś nie w porządku. Sąd przecież kodeksowo ma 14 dni, które może sobie wydłużyć na czas oznaczony, a nawet i jeśli ten termin przekroczy, to co najwyżej można wobec sędziego wyciągnąć konsekwencje dyscyplinarne; i to wszystko. Oskarżony zaś ma się sztywno trzymać terminu, bo w przeciwnym razie niekorzystny dla niego wyrok w pierwszej instancji może się uprawomocnić. Tę intuicyjnie wyczuwaną niesprawiedliwość możemy sprowadzić do stwierdzenia: jeśli sąd sobie nie może poradzić w terminie 14 dni z zawiłą sprawą, to nie można tego wymagać od oskarżonego lub jego obrońcy. On też jest człowiekiem, też ma plany zawodowe, może chcieć wziąć urlop, może mieć dziesiątki innych spraw na biegu.

Tyle, że zazwyczaj wymiar sprawiedliwości dokonuje tu sam na sobie autokorekty w praktyce. Sprawny obrońca zdaje sobie sprawę z dwóch podstawowych możliwości.

Po pierwsze, uchybienie terminowi do wniesienia apelacji może "wziąć na siebie". Tzn. wnieść apelację np. 15 dnia (czyli dzień po terminie) wraz z wnioskiem o przywrócenie terminu motywowanym tym, że to jego osobista wina a nie oskarżonego. Może się tutaj powołać zwyczajnie na swoją niekompetencję, roztargnienie. W takiej sytuacji sprawiedliwość wymaga, by nie karać oskarżonego (w sprawie karnej; w cywilnej zupełnie co innego) za głupotę jego obrońcy i wg utrwalonej linii orzeczniczej przyjmuje się takie apelacje do rozpoznania. Co do adwokata, to sąd ma pełne prawo powiadomić właściwą okręgową radę adwokacką celem wszczęcia przez nią postępowania dyscyplinarnego przeciwko nierzetelnemu obrońcy, ale wcale tego robić nie musi. Zaznaczyć przy tym też wypada wymiar etyczny takiego obrończego wybiegu - nie jest w porządku z góry zakładać, że się o sprawie "zapomni". Jeśli jednak adwokat rzeczywiście uchybi terminowi przez własną niesolidność, to jego obowiązkiem jest wziąć odpowiedzialność na siebie ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Druga możliwość jest dość często spotykaną praktyką. Otóż zasadniczo chodzi o to, by w terminie zaskarżyć wyrok na korzyść w zamierzonym zakresie (z reguły w całości) i przedstawić zarazem podstawowe zarzuty lub po prostu te, na które zdążyło się w danym czasie wpaść. Zgodnie z dominującym stanowiskiem sądów powszechnych i Sądu Najwyższego (choć często zdarzają się orzeczenia przeciwne), można następnie uzupełnić apelację poprzez dodanie nowych zarzutów. Co więcej, wg tego samego poglądu, sąd z urzędu zobowiązany jest dostrzec pozostałe uchybienia sądu pierwszej instancji, choć nie były one podnoszone w apelacji, i wyrok zmodyfikować. Oczywiście nie powinno się jednak zakładać takiej inicjatywy ze strony sądu, gdyż jest to po pierwsze ryzykowne, a po drugie sąd nie ma motywacji, by za wszelką cenę doszukiwać się uchybień w niekorzystnym dla oskarżonego wyroku. Taką motywację ma adwokat, za to mu płacą, w tym się specjalizuje i teoretycznie to on powinien być w tym najlepszy. Istnieją również przepisy, które pozwalają sądowi drugiej instancji wyjść nawet poza zakres zaskarżenia (bezwzględne przyczyny odwoławcze; rażąca niesprawiedliwość wyroku; poprawienie kwalifikacji prawnej przy tych samych ustaleniach faktycznych), ale dotyczy to - w uproszczeniu - bardzo istotnych i rażących uchybień.

Pomijam również kwestię, że praktyka inaczej będzie/może wyglądać na gruncie nowelizacji procesu karnego, która niedawno weszła w życie, gdyż sprawa Mariusza Kamińskiego będzie rozpatrywana jeszcze "na starych przepisach".

Tyle odnośnie pretensji do naszego wymiaru sprawiedliwości jako takiego.

Natomiast podnoszone są jeszcze zarzuty tego rodzaju, że uzasadnienie zostało sporządzone, w tej przecież istotnej sprawie politycznej, na około dwa tygodnie przed wyborami. Termin idealny do rozgrywania sprawy w mediach na sposób właśnie polityczny, a nie czysto merytorycznie prawniczy. Tutaj sprawa do oceny jest prosta. Temida ma zawiązane oczy, terminami przez pryzmat zewnętrznych wypadków nie powinna się przejmować i skoro sąd teraz ukończył uzasadnienie, to teraz powinien je doręczyć stronie. Żadnej zwłoki, by komuś sprzyjać lub robić na złość. To jest obowiązek sądu i nawet nie ma o czym mówić. Inaczej jednak, jeśli sędzia tak czasowo kierował swoją pracę, by na przestrzeni tych wszystkich miesięcy akurat wstrzelić się na kilka dni przed wyborami z jej zakończeniem. Byłoby to naturalnie nieakceptowalne, ale ewentualne głosy oburzenia będą się opierać na insynuacjach. Niczym więcej.

 

Soren

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka