Soren Sulfur Soren Sulfur
1246
BLOG

Idzie nowe

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 9

Mój znajomy na Facebooku pisze: "To co, za dwa lata widzimy się przy urnach wyborczych?". Blisko. A to dlatego, że PiS znów na fali euforii wypłynie na głęboką wodę, zadzierając ze zbyt wieloma środowiskami i rozproszony nie będzie w stanie wygrać walki na tylu frontach. W latach 2005-2007 byli to lekarze, prawnicy, pielęgniarki, wykładowcy na wyższych uczelniach z PRL-owską przeszłością, media, młodzież. Przyszłe projekty ustaw uderzą w inne grupy interesów (weźmy pierwsze z brzegu: hipermarkety, banki, obecni urzędnicy, media, sędziowie), które zwoływać się będą pod chorągwią Gazety Wyborczej. Afery przytrafiają się i będą przytrafiać się każdemu rządowi, więc nawet bezwględna większość nie zapewnia czteroletniej kadencji, tym bardziej, że Jarosław Kaczyński obciążąny jest fundamentalną polityczną "wadą", tj. nigdy nie idzie w zaparte.

Jest jednak jedno wielkie "ale". Te wybory diametralnie zmienią układ medialny. Pod chorągwią Gazety Wyborczej? Jakiej Gazety Wyborczej? Za kilka lat może w ogóle nie być Gazety Wyborczej. Mając strategicznego sponsora w postaci spółek Skarbu Państwa, posiadając wespół z "Rzeczpospolitą" duopol na tę usługę, zbierając przy tym również większość indywidualnych ogłoszeń sądowych, i tak pogrążała się ona coraz bardziej w kryzysie. Owszem, nakład i sprzedaż był wysoki, pod względem dziennikarskiego warsztatu, grafiki, layoutu i wszystkiego tego, co składa się na formę, a nie materię, wciąż jest to gazeta na bardzo wysokim poziomie. Stać ich na zatrudnianie najlepszych grafików czy pracowników od zarządzania lub administrowania, ale kurek z pieniędzmi nagle zostanie odkręcony. Zaczną się zwolnienia grupowe, cięcia wydatków, oszczędzanie na szacie graficznej i reklamie. Bo jaki ma PiS interes w tym, żeby podtrzymywać ten duopol? W przypadku "wiecznie rządowej gazety", tj. w przypadku "Rzeczpospolitej" mamy taką oto sytuację, że żona redaktora naczelnego startowała do Sejmu z listy wyborczej "Nowoczesnej Ryszarda Petru". I czy PiS przejdzie do porządku dziennego nad miotłą w tej gazecie, jaka miała miejsce w związku z opublikowaniem artykułu o trotylu? Nad nocnym spotkaniem Grasia z Hajdarowiczem przy śmietniku? Trudno mi sobie wyobrazić rynek medialny bez "Rzeczpospolitej", ale ona również jest w niewesołej sytuacji.

I chyba nawet nie o to chodzi, by nagle, za pstryknięciem palcami, wszelkie pieniądze z reklam wytransferować z "Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" do "Naszego Dziennika", "Do Rzeczy", W Sieci". Wystarczy, że PiS się zachowa, tak jak to się odbywa w normalnym kraju, że cedowałby to proporcjonalnie. To już może wystarczyć, by pogrzebać obecny mainstream.

Jednak zarówno redakcje, jak i firmy, także te prywatne, będą się broniły. Chcecie dowód? Proszę bardzo! Otwórzcie najnowszy tygodnik "W Sieci" na 2-3 stronie i zobaczycie reklamę giganta rynku telefonicznego. W pierwszy dzień po wyborach. Spółki o kapitale prywatnym również potrzebują - jeśli nie wsparcia władzy - to przynajmniej spokoju. W jakiś magiczny sposób dotychczas większość firm omijała gazety pro-opozycyjne. Nikt przecież nie chce się prosić o kłopoty.

Taki rozwój wypadków oznacza gigantyczny przepływ kapitału (zarówno publicznego jak i prywatnego) z mediów lewicowych do prawicowych. Skutkiem tego będzie spadek jakości i możliwości promocyjnych tych pierwszych oraz proporcjonalny wzrost znaczenia tych drugich. Jednak pamiętajmy, że i prywatni właściciele dotychczas rządowych gazet, ale też i telewizji, będą chciały wyprzedzić bieg wypadków i... powymieniają redakcje. Wątku telewizji publicznej nawet nie trzeba rozwijać, bo jest to oczywiste. Trudno przewidzieć, co zrobi TVN, już nie tak silny jak kiedyś, no i przecież z nowymi, amerykańskimi właścicielami. "Newsweek" już wiele razy udowodnił, że nie ma problemu z żonglowaniem naczelnymi i przy takim obrocie spraw, Tomasz Lis musiałby znaleźć nowy pomysł na siebie. O zatrudnienie raczej się martwić nie będzie, znajdzie miejsce chociażby w programach informacyjnych na "Polsacie" czy w "TVNie", ale front medialny zostanie przesunięty.

To media w większym stopniu kształtują polityczne sympatie, aniżeli sami politycy. Lewym sierpowym dla rządów PiS-u w latach 2005-2007 były negocjacje prowadzone z Beger na jej niepościelonym łóżku, ponieważ temat był grzany od rana do wieczora w atmosferze historycznego skandalu korupcyjnego na szczytach polskich władz. Jednak 8 lat rządów Platformy; Amber Gold, afera hazardowa, afera podsłuchowa, katastrofa posmoleńska przywróciły proporcje, choć TVN usilnie stawiał znak równości z sałatką Krystyny Pawłowicz.

Co z tego zatem, że PiS się wcześniej czy później potknie i straci władzę? Zwłaszcza w naszym kraju widoczne jest polityczne wahadło, wczoraj centrolewica, dzisiaj prawica, jutro będzie znowu lewica. Sejm to jednak nie wszystko, ba, można powiedzieć, że Sejm to jest niewiele. Istotniejsze jest to, że rynek medialny ulegnie potężnemu i trwałemu przekształceniu. Różnica względem lat 2005-2007 jest taka, że wówczas PiS ściągał prawicowych dziennikarzy do telewizji publicznej (którzy następnie zostali wyrzuceni), a teraz prawicowi dziennikarze już mają swoje tytuły (media T. Rydzyka, "Do Rzeczy", "Republika", "Gazeta Polska", "W Sieci"), które ulegną wzmocnieniu przy osłabieniu mediów lewicowych, a do telewizji "swoich" i tak pośle.

 

Soren

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka