partyzantka partyzantka
670
BLOG

Co z przewodnikiem turystycznym - otworzyć zawód?

partyzantka partyzantka Polityka Obserwuj notkę 6

W związku z planami nowego ministra sprawiedliwości, który zamierza w końcu naruszyć interesy karteli trwa dyskusja na temat otwarcia zawodów. I słusznie - bo w Polsce trudność w dostępie do pewnych (i to ilu!) zawodów przechodzi wszelkie pojęcie. Sprawa będzie trudna do przeforsowania, "cechy rzemieślicze" poszczególnych zawodów okopały się w swoich twierdzach i zaciekle bronią swoich interesów. Co oczywiście nie przekłada się na jakość świadczonych przez nie usług.

Ja poruszę przykład tylko jednego zawodu, który ma być otwarty. W dzisiejszej Rzepie posłużył on także red. Warzesze, stąd i mój post na ten temat. A ponieważ ta sprawa mnie trochę dotyczy - tym chętniej zabiorę głos w dyskusji. Oby mi tylko ten post nie przeszkodził w zdobyciu certyfikatu - jestem jeszcze przez egzaminem :)

Kto czytał dziś tekst red. Warzechy już zapewne wie o jakim zawodzie mówię - bo nie chodzi o taksówkarza, do których także redaktor się odnosi. Mam na myśli przewodnika. I tutaj wyjaśnienie - przewodnik nie jest pilotem wycieczek. Więcej - pilot często nie może oprowadzać grup, np. nie może tego robić w 10 miastach Polski. By to robić, trzeba mieć ukończony kurs przewodnika tego miasta (to np. Warszawa, Kraków). Pilot, który jedzie tam z grupą musi mieć więc zapewnionego kogoś, kto ma uprawnienia w oprowadzaniu po nim. Podobnie jest w wielu krajach na świecie. Pilot wtedy pełni rolę tłumacza, gdy grupa nie zna języka (choć często w praktyce wygląda to tak, że ów "przewodnik" chodzi z grupą i nic nie robi podczas gdy całą robotę odwala właśnie pilot). W zamyśle więc przewodnik jest specjalistą od miasta, miejsca, obiektu - pilot zaś ma przybliżyć ogólnie grupie miejsce czy historię czy temat podróży, nie ma zaś obowiązku, ba, nie ma prawa, nie powinien wchodzić w kompetencję przewodnika. W teorii.

Piloci często jeżdżą z grupami po całym świecie, trudno więc, by byli specjalistami we wszystkim. Oczywiście ich obowiązkiem jest przygotować się do wycieczki merytorycznie by wprowadzić grupę w specyfikę miejsca, historię, kulturę, zwyczaje - głównym zadaniem pilota jest jednak logistyka. Ma on panować nad wszystkimi szczegółami podróży - dojazdem, hotelem, wyżywieniem. Bo często jeszcze tylko on zna język. Oddzielny kurs (w każdym mieście Polski np. inny) trzeba zrobić na przewodnika wycieczek, oddzielny na pilota. Inne są egzaminy upoważniające do wykonywania tych zawodów.

Wróćmy jednak do Rzeczpospolitej. Łukasz Warzecha pisze tak:

Szlag mnie trafia, kiedy obrońcy swojego kawałka tortu wmawiają mi, że po otwarciu zawodu taksówkarza albo przewodnika turystycznego będę miał gorzej jako klient, bo jakość usług znacząco się pogorszy. Tak jakby teraz była fenomenalnie wysoka i jakby gwarantowała to licencja. Zdarzało mi się słuchać różnych przewodników w rozmaitych miejscach i niektórzy z nich byli beznadziejni. A przecież licencję mieć musieli. Znam też osoby, które z biznesem turystycznym nie mają nic wspólnego, ale posiadają taką wiedzę i taki dar dzielenia się nią, że mogłyby zastąpić więszkość przewodników w naciekawszych miejscach. [...] Obrońcy licencjonowania zawodów nie kierują się moim dobrem. I nie życzę sobie, żeby się nim przejmowali. Jestem wystarczająco dorosły i świadomy, [...] żeby stwierdzić, który przewodnik opowie mi coś ciekawego.

W gruncie rzeczy się zgadzam, choć.. No właśnie. Rzeczywiście jest tak, że masa przewodników jest tragiczna. Ba, wielu pilotów także. Jakoś jednak zdali egzaminy i licencję dostali. Wniosek: musieli coś wiedzieć, by je zdać bądź mieli wielkie szczęście i wylosowali łatwy zestaw. Czy jednak zaufali by Państwo komuś, kto nie przeszedł w żaden sposób weryfikacji swoich umiejętności bądź wiedzy?

Moim zdaniem problemem jest nie to, że do wykonywania zawodu przewodnika czy pilota trzeba zdać egzamin tylko to, że ów egzamin nie weryfikuje faktycznych umiejętności.

Egzaminy są przygotowywane w sposób dość złośliwy. I zamiast weryfikować faktyczne predyspozycję, wiedzę, umiejętności - często chodzi w nim o to, by za wszelką cenę utrudnić i uniemożliwić zdającemu osiągnięcie sukcesu. Ba, zdarza się, że w pytaniach znajdują się błędy - żadna odpowiedź nie jest prawodłowa. A wydaje się, że egzaminy przygotowywane są przez specjalistów. Pewien ksiądz, przewodnik i pilot opowiadał, że zadał pytanie pani egzaminator co musi umieć. A ona ze złośliwym uśmiechem odpowiedziała: wszystko. Potem na egzaminie wylosował pytanie o kościoły.. I zapytał, czy ma odpowiadać po czym komisja stwierdziła: tak! może się czegoś nauczymy.. W końcu poprawił merytorycznie pytania i odpowiedzi egzaminacyjne dotyczące religii.

Jest też trochę tak, że jeżdząc na wycieczki indywidualne faktycznie możemy wybierać i przebierać w wyborze przewodników. Inaczej jest jednak, gdy jedziemy gdzieś grupą zorganizowaną. Tam często nie ma się wyboru - ewentualnie można zdecydować się na zwiedzanie samodzielne. I mamy nadzieję, że zarówno pilot jak i przewodnicy w konkretnych miejscach czy miastach będą kompetentni. I faktycznie - bywa różnie. 

Nie wydaje mi się jednak by otwarcie zawodu przewodnika czy pilota tę sytuację zmieniło. Jednak ta niekompetencja może ujawnić się na większą jeszcze skale - egzaminy, choć całkowicie niedoskonałe, jednak wymuszają nabycie dość obszernej wiedzy. Problem leży więc wg mnie w kiepskiej weryfikacji potencjalnych przewodników i pilotów a nie w konieczności zdania egzaminów.

 

partyzantka
O mnie partyzantka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka