Paweł Bravo Paweł Bravo
68
BLOG

Molly w krainie poliglotów

Paweł Bravo Paweł Bravo Polityka Obserwuj notkę 11

Będzie o niezłej, niezamierzonej komedii.

Usłyszeliście pewnie mnóstwo ciepłych słów o „Drodze Molly“. Skromny film na jeden z ulubionych tematów kina, czyli o przemianie, dojrzewaniu, dorastaniu do pełni. Dziewczyna szuka po omacku chłopaka, który zrobił jej dziecko - po czym, kiedy już go wreszcie znajdzie, nieźle skonsternowanego całą sytuacją, stwierdza, że to nie jego szukała, lecz wiary w siebie, czy jak tam wolicie to nazwać. Ot, jedna więcej odsłona historii sierotki, w wariancie opty.

I z tego powodu na pewno nie byłoby tyle szumu u nas, tym bardziej, że na liście płac niemal żadnych znanych nazwisk. Tak chętnie się tym zajęli nasi krytycy, bo rzecz nakręcona przez Niemkę dzieje się w Polsce. A zatem jest ciekawość, jak nas pokazali, co u nas zobaczyli, jak wypadamy… może w obcej kamerze błyśnie ta wytęskniona diagnoza stanu polskiej duszy, z którą polskie kino się ociąga – niepomne swojej dziejowej misji w planie narodowym (ech, współczuje im).

Zagon publicystów rzucił się więc rozbierać nieszczęsny filmowy Wałbrzych, a tymczasem, zapewniam was, reżyserka potraktowała ten zapadnięty krzywo w ziemię, liszajowaty miejski pejzaż jako pejzaż właśnie, czysto estetycznie. Wałbrzych w filmie to esencja obcości, egzotyki – co jest ważne dla stanu ducha bohaterki. Zgodnie z logiką opowieści Molly musi trafić gdzieś daleko, na bardzo obcy ląd.

Ale to, czy to Śląsk, czy Berdyczów, znaczenia żadnego nie ma i proszę nie wierzyć nikomu, kto wam truje, że pani Atef patrzy na dolnośląską biedę inaczej niż na poręczne dekoracje. Niby kamera wciska się blisko przyziemnego szczegółu, ale świat nie pachnie i nie drapie w policzek. Wszystko spowija mgielka typowa dla modnej maniery realizmu magicznego.

Nawet pora roku jest umowna, opowieść i jej morał są przecież uniwersalne.
I tu pojawia się problem, co prawda tylko dla polskiego widza. Dla wygody w pisaniu scenariusza założono, że Irlandka Molly nie będzie miała problemów z porozumieniem w obcym kraju i większość tubylców będzie w stanie rozmówić się z nią jako tako po angielsku. Wszystko dookoła obce i niepewne, ale przynajmniej da się dogadać.

I to razi. Raz po raz rechotałem serdecznie i złośliwie, słysząc jak wszyscy niemal mieszkańcy niższych pięter społecznych Wałbrzycha gadają po angielsku. Jasne, kaleczą wymowę ale składają do kupy nieraz dość złożone zdania. Komizm sytuacji, gdy małomiasteczkowe prostytutki, ich klienci, jakaś barmanka, nawet taksiarz mówią po angielsku, utrudnia wejście w tę historię. Z tym taksówkarzem to tak się uśmiałem, że mało bym przegapił jawną aluzję do "Krótkiego filmu o zabijaniu" i tą niewiedzą naraził się potem cmokierom.

Mówcie mi co chcecie, ja wiem, że to alegoria, że poezja, a nie socjologia, ale to śmieszne i basta.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka