Paweł Bravo Paweł Bravo
37
BLOG

Scarlett poczęta

Paweł Bravo Paweł Bravo Kultura Obserwuj notkę 14

Niech ci, co muszą, bo mają dyżury, pilnują dziś sejmu i paru innych miejsc, gdzie lokatorzy tkwią w przeważnie mylnym przekonaniu że popychają jakieś istotne sprawy w dobrą stronę. Szczególnie karzełkowato to wygląda kiedy na wózku wiozą coś pisanego wielką literą, na przykład Życie. Tak często wydaje się nam nierealne, cudze, przypadkowe, szyderczo wyprane z sensu, że każdy czas ma swoich Dostojewskich. Nam się w tej roli przytrafili politycy, przekonani, że od machnięcia łapką w głosowaniu nad zdaniem wymęczonym w debatach, przy których trzynasowieczna teologia na Sorbonie jest wcieleniem lekkości wywodu, coś się zmieni w mentalności, sumieniach i horyzontach życiowych obywateli. A tymczasem zmienić się może tylko cena usunięcia ciąży, dostępnego bez najmniejszych problemów w rubryce ogłoszeń drobnych każdej gazety.

 

Dyżurni niech cierpią. A my zostawmy tych zaklinaczy rzeczywistości i pójdźmy do kina na doprawdy lepszego i uczciwszego kuglarza. Im bardziej błahy wydaje się jego film, tym bardziej zaskakuje, że wcale nas nie nudzi - choć przecie Woody Allen powtarza się w paru sprawach na okrągło, bo jak mówi w filmie "Scoop" - wyrosły w judaizmie nawrócił się na narcyzm.

Zobaczymy więc historyjkę, w którym prawdziwym motorem poczynań jest chęć zwęszenia newsa; nie pytanie - co się zdarzyło?, tylko - jak zdobyć na to dość podkładek, żeby dać to do druku? Ale to nie jest branżowy film dla dziennikarzy zjedzonych wątpliwościami co do statusu poznawczego własnej roboty. Grę z prawdą toczy też świat angielskiej arystokracji, w który wpada przypadkiem dwoje Amerykanów - po raz kolejny (po filmie "Wszystko gra") uchwycony w całej swojej teatralnej istocie. Ale to też nie jest film o scenicznym podziale świata na 'upstairs' i 'downstairs' (jak Gosford Park Altmana). Ten zabawny filmik, czujemy to pomimo dystansu, jaki budzi w nas komizm naciąganej intrygi kryminalnej, jest o nas, o wielkich gestach i tanich karcianych sztuczkach, które uprawia każy z nas bez względu na zawód i środowisko.

Gdyby tak na chwilę wyłączyć intelekt, to dla oczu najważniejsze jest w tym filmie przepiękne koliste zakręcenie młodości i starości, sobie nawzajem niezbędnych. Allena nie trzęsie tylko jego firmowa żydowsko-nowojorska neuroza. Tym razem trzęsie go po prostu starość bezprzymiotnikowa. Dlatego Johannson jest wobec niego jeszcze młodsza, tak świeża i zieloniutka, że aż prawie niewinna, ani krztyny tego erotyzmu, od którego ciarki chodziły w poprzednim filmie (pamiętacie ją przy stole pingpongowym?). Jak się kończy ten mecz starości z młodością tego wam nie powiem, żeby nie psuć przyjemności. Widać jednak, że Allen urywa go na siłę, w sposób wymuszony potrzebą zakończenia filmu po 90 minutach, bo taki korowód nie ma początku ani końca.

Idźcie więc nacieszyć się absurdem w najlepszym wydaniu. Niech widok Scarlett w kostiumie kąpielowym (te ramiona!) zachęci was dziś do niewłączania telewizora w porze wieczornych wiadomości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura