Paweł Bravo Paweł Bravo
72
BLOG

Otwarty umysł łatwiej wyprać

Paweł Bravo Paweł Bravo Polityka Obserwuj notkę 8
W sobotnich gazetach lubię to, że można je czytać w niedzielę. Wtedy najostrzej widać, że nie po główne wiadomości człowiek tam sięga, bo i tak już wszystko wie z netu albo telewizji, tylko po to interpretacje, postaci, żółć, śmiech i smaczki (w tym także te różne urocze drobiazgi newsowe, których się szuka na ósmej stronie).

Wieści z grajdołka leżakowały sobie zatem w kuchni wraz z włoszczyzną na niedzielny rosół, za to mogłem zacząć sobotę od Christophera Caldwella. Robiony przezeń tygodnik The Weekly Standard jest wart osobnej uwagi i jako jedno z głównych forów myśli neokonserwatywnej zdążył już zyskać nawet u nas dobrą albo złą sławę – to zależy jak kto lubi to środowisko. Choć w tym kowbojskim piśmie panuje przeważnie styl pisania „z biodra“, to nieraz trudno mi się przezeń przebić, bo większość to materiały tak bardzo amerykańskie, że w moich oczach ginie połowa odniesień i całą ich firmową złośliwość diabli biorą.

Ale jest też Caldwell w wersji euro – raz na tydzień drukuje dość długi komentarz w „Financial Times“ na tematy nam bliższe. Co więcej, przeważnie Onet zamieszcza te teksty w swojej polskiej edycji FT, tak jak wczorajszy, z którego zaczerpnąłem tytuł. Streszczać zatem nie warto, zajrzyjcie sami, rzecz jest o smutnej zależności, że im bardziej kto otwarty na świat, tym łatwiej go poddać praniu mózgu.

Z początku wydaje się to paradoksalne, ale Caldwell pokazuje, jak ważne jest zachwianie poczucia rzeczywistości u więźnia - a to trudniej osiągnąć u ludzi twardo przywiązanych do swojej wizji świata, wychowanych w respekcie dla raz na zawsze ustalonego ładu. Jest to komentarz do historii brytyjskich marynarzy, tak łatwo przeflancowanych przez Irańczyków, Caldwell przypomina z tej okazji wojnę w Korei i amerykańskich jeńców, którzy wracali z Międzynarodówką na ustach.

Wniosek, że wojna to nie zabawa dla umysłów ciekawych świata nie jest zbyt odkrywczy. Ale u Caldwella fajny jest właśnie ów prosty hebel, który przykłada do pokręconej europejskiej postnowoczesności. Dwa tygodnie temu pisał z sympatią o Sarkozym, którego przecież często oskarżają o „amerykanizm“. Francja jego zdaniem ma już problem rasowy taki, jaki istniał (a może dalej istnieje) w Ameryce i wobec tego trzeba zmienić model przestrzegania prawa na bardziej surowy, nie wdający się w empatyczne rozważania na temat wykluczenia takiej lub innej grupy. Podstawą musi być legalistyczny przymus przestrzegania przepisów, bo nie ma co liczyć, że imigranci czują wewnętrzną powinność kasowania biletu (w marcu doszlo w Paryżu do gigantycznej całodziennej zadymy, która zaczęła się od awantury pewnego murzyna z kanarem). 

W społeczeństwie wielokulturowym jest wiele pól dialogu. Nadzór nad przestrzeganiem prawa raczej do nich nie należy. Policja amerykańska stosuje ostre metody, bo ludzie nie wiedzą czego się spodziewać po obcych. Oczywiście jest to trochę smutne i bezosobowe. Europa ma wciąż stróżów prawa typowych dla świata, w którym „właściwe postępowanie“ jest czymś oczywistym dla wszystkich. (…)

Ponieważ takie społeczeństwo się zawaliło, system jest na wyczerpaniu. Nadzór nad przestrzeganiem prawa w Europie zamerykanizuje się: będzie oparty nie na konsensusie, lecz rozwiązaniach stricte legalistycznych. A to dlatego, że w społeczeństwie wielokulturowym jedynym sposobem, aby zachować równość i nie faworyzować żadnej grupy, jest zdjęcie z policjantów obowiązku „rozumienia“ ludzkich zbiorowości, jakie nadzorują.

Zwróćcie uwagę, że choć w tym tekście Caldwell zachęca, żeby się z chuliganami nie patyczkować, parę ważnych szczegółów różni jego spojrzenie na społeczeństwo od mentalności naszych czcicieli ładu i porządku w rodzaju szeryfa Ziobry. Ja wolę oryginał. Co sobota.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka