Mieli 88 tys. dolarów (jakieś 270 tys. złotych) długu jeszcze trzy lata temu i nie spali po nocach. Mieli trzynaście kart kredytowych, w których spłacali tylko minima i pożyczkę na samochód do spłacenia. Kary, spóźnione spłaty, roczny procent sięgający 30, ciągłe telefony z banku...
Gdy od stresu zaczęło im walić się zdrowie (a z tym przyszły nowe rachunki), poszli po pomoc. Plan spłaty był drastyczny: obcięli wszystkie jeszcze nie obcięte wydatki (łącznie z kablówką premium), spłacali podwójne minimum każdej karty. Aby się dalej nie zadłużać, używali tylko karty debetowej a każdy zaoszczędzony grosz szedł na spłaty. Po trzech i pół roku udało się: pozbyli się długu i mogli wreszcie spokojnie spać po nocach. Udało się, choć jedno z nich czasowo było bezrobotne.
Małżeństwo X z Nowego Jorku. Ale takich historii coraz więcej. Jaki kryzys, tacy bohaterowie. Niektórzy trzeźwieją od kryzysu, inni dalej wierzą w nieodpartą siłę plastyku, że na akcjach można zarobić 1000 proc. w kwartał, ceny domów "zawsze rosną", a w razie czego przyjdzie jakiś "stymulator" i pomoże. Ciekawe ilu jeszcze takich na "zielonej wyspie" Polska?
Ciekawe jak wyglądają nasi bohaterowie?
76870