Paweł Kowal Paweł Kowal
1540
BLOG

Parnerstwo niedokończone

Paweł Kowal Paweł Kowal Polityka Obserwuj notkę 23

Partnerstwo Wschodnie potrzebuje nowego impulsu a nie dyplomatycznej kołysanki o tym, jak jest dobrze, że w ogóle powstało. Warszawski szczyt takiego impulsu nie da z wielu powodów - Europa jest zajęta naprawdę czym innym, w Polsce nie ma polityka, który z relacji ze Wschodem uczyniłby w Unii swoje kredo, a sztandarowa dla Partnerstwa Ukraina zamęczyła i tak już znużoną naszym wschodnim sąsiadem Unię... W tych warunkach szczyt odbywa się tylko dlatego, że trwa polska prezydencja i rząd Tuska chce się pochwalić w kampanii wyborczej międzynarodowym spotkaniem. Inaczej spotkanie takie przekładano by lub je zmarginalizowano. Z tego punktu widzenia faktycznie dobrze, że szczyt się w ogóle rozpoczął i, że w tym składzie.

Unia pochłonięta jest czym innym niż relacje ze Wschodem. Tak naprawdę wydarzeniem wczorajszego dnia było udane głosowanie w Parlamencie Europejskim w Strasburgu nad pakietem sześciu aktów legislacyjnych (sześciopakiem) dotyczących zarządzania europejską gospodarką, nie zaś początek warszawskiego zjazdu. Także w ramach samej polityki sąsiedztwa Partnerstwo przegrało batalię o uwagę unijnych możnych z krajami północnej Afryki. Jeszcze przed prezydencją polska dyplomacja miała pewien pomysł na antidotum na taki rozwój wypadków. Chodziło o włączenie się do działań na południu Europy, po to by zachować sterowność w polityce wschodniej. Dlatego rozwijano wtedy intensywne relacje z Tunezją. Jednak, jak zwykle w polskiej robocie, zabrakło determinacji i systematyczności, by utrzymać ów trend. W rzeczywistości, o ile Południe zawsze może liczyć na kilka państw w UE, które popchną do przodu w Brukseli sprawy krajów basenu Morza Śródziemnego, o tyle na wschodzie z podobnym lobby jest krucho. Skoro Niemcy nie uważają Partnerstwa za swoje, Polska powinna szukać partnerów w Szwecji i wśród sąsiadów w Europie Środkowej. A tu nagle zainteresowanie Sztokholmu Partnerstwem zmalało a wśród unijnych sąsiadów z regionu nie ma ani jednego, który udzieliłby Polsce koniecznego wsparcia. Z tego punktu widzenia pogorszenie relacji Polski z Litwą jest dla nas szczególnie niedobre.

Co gorsza żaden z polskich polityków „od spraw zagranicznych” (prezydent, szef dyplomacji, premier) nie jest kojarzony w UE jako ekspert od polityki wschodniej, gotowy twardo lobbować za nią, tak jak było z Lechem Kaczyńskim. We współczesnej polityce ten brak personifikacji problemu osłabia jego wymiar. Gdy lobbując na rzecz Wschodu występuje ogólnie „polska dyplomacja”, która ustala szczegóły spotkania i dokumentów to jednak nie ta sama sytuacja, w której można by powiedzieć np. "ale Komorowski nigdy się na to nie zgodzi", albo „ale Sikorski bez tego a tego nie ustąpi". Pewne błędy w polityce wschodniej, szczególnie wobec Ukrainy, popełnione po 2007 roku zostały naprawione, ale ani Komorowski ani Sikorski ani tym bardziej Tusk nie traktują polityki wschodniej, jako „swojej”. Z punktu widzenia polskich interesów to niedobra wiadomość. Leżąc w tej części Europy i będąc Unii powinniśmy mieć jakiś element „wschodniej obsesji”, zafiksowania na punkcie rozszerzenia, zdolności łączenia tego postulatu z wizją rozwoju Polski i jej interesami. Bez tego walka o Wschód Europy nie będzie efektywna, tylko stanie się płaską urzędniczą przepychanką w Brukseli, co również jest ważne, ale nie wystarczy do osiągania celów.

Nikt tego oficjalnie nie powie, ale sztandarowa dla Partnerstwa Ukraina tak naprawdę nie uważa tego projektu za poważną propozycję. Żeby się o tym przekonać wystarczy porozmawiać z dowolnym ukraińskim politykiem. W Brukseli zapomniano, ze model z czasu, kiedy do Unii aspirowały kraje Europy Środkowej już dawno nie funkcjonuje. Ukraińcy traktują UE bardziej partnersko, transakcyjnie: na zasadzie "coś za coś". Problem jednak z Ukrainą nie leży w tym jak Ukraińcy postrzegają Unię, ale w tym, że relacje unijno-ukraińskie od czasów Kuczmy są jak polityczny thriller bez końca: Gongadze, Pomarańczowa Rewolucja, spór Juszczenko-Tymoszenko, kryzysy gazowe, wybory w 2010, a ostatnio zatrzymanie byłej premier. Niezależnie od tego, kto i w jakiej sprawie ma rację, jeśli zestawić ten ciąg wydarzeń z ogólnym „zmęczeniem rozszerzeniem”, a nawet zaledwie mówieniem o rozszerzeniu, to rezultat jest prosty: Ukraina, przez pryzmat której wielu w Brukseli postrzega państwa Partnerstwa, zepsuła reputację tej grupie krajów.

Skoro zatem wszyscy są zmęczeni, mają inne rzeczy na głowie, to wydaje się, że przyjeżdżają do Warszawy raczej żeby swoją absencją nie utrudniać życia premierowi Tuskowi w trakcie kampanii wyborczej (w większości są to politycy z Europejskiej Partii Ludowej, do której należy PO) niż z faktycznego zainteresowania Partnerstwem Wschodnim, skoro ani nie można wyraźnie powiedzieć, że czekamy na kraje Partnerstwa w Unii, ani nie można dołożyć wyraźnie więcej pieniędzy na tę inicjatywę, to wyciągnijmy wnioski z wydarzeń w Afryce Północnej, gdzie kluczową rolę odegrała zrewoltowana młodzież. Nowym impulsem dla unijnej polityki wschodniej powinno być zniesienie wiz i powołanie Uniwersytetu Partnerstwa Wschodniego. Te dwie sprawy trzeba postrzegać, jako inwestycję w przyszłość, na czas, kiedy w europejskiej agendzie znajdzie się więcej miejsca na Partnerstwo. Zapowiedź zniesienia wiz ratowałaby naszą reputację, byłaby konkretnym znakiem otwarcia szczególnie dla młodych Gruzinów, Mołdawian, Ukraińców, którzy wychowali się już po upadku Związku Radzieckiego i kompletnie nie rozumieją, dlaczego znajdują się w swoistej "czarnej dziurze" pomiędzy Rosją a Unią.

Uniwersytet to pomysł na koncentrację środków finansowych. Skoro nie ma ich wiele, to niech zostaną konkretnie wykorzystane: uczelnia byłaby „widocznym znakiem” Partnerstwa i swoistą "arką przymierza" dla młodych elit tych krajów, która przeprowadziłaby je do czasów, gdy pojawią większe możliwości działania. Konieczne jest powołanie nowego uniwersytetu na wschodniej granicy Polski, który przygotowywałby kadry na czas, gdy kraje Partnerstwa rozpoczną wdrażanie zawartych umów stowarzyszeniowych i następnie akcesyjnych. Partnerstwo jak kania dżdżu potrzebuje konkretu, którego przesłanie będzie zrozumiałe dla partnerów na Wschodzie.  

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka