perbrand perbrand
56
BLOG

Kult superwyborcy

perbrand perbrand Polityka Obserwuj notkę 2

            Za sprawą tematu przewodniego obecnego numeru „Politicusa”* można zauważyć dosyć świeże i fascynujące zjawisko w sposobach postrzegania polityki. Tym zjawiskiem są oficjalnie ogłoszone narodziny nowego rodzaju wyborcy. Który nie jest już wyborcą pospolitym, nie wyróżniającym się niczym szczególnym spośród całej reszty głosującej masy. Proszę wstrzymać na chwilę oddech, by radośnie przywitać przyjście na świat superwyborcy! Któż to zasługuje na tak poważne miano i jaki spełniony warunek wyniósł go do aż tak wyjątkowego statusu? Jedynym takim kryterium oraz zasługą omawianego wyborcy okazuje się…wiek. Nic więcej.

              Rzecz jasna, optymalną sytuację w tym przypadku uzyskuje się wówczas, kiedy wiek jest możliwie jak najniższy. W swoich artykułach Piotr Wołejko i Bartek Majewski wychodzą z założenia, iż wyborca młody jest swego rodzaju nadzwyczajnym elementem elektoratu. I nie są w tym założeniu osamotnieni. W praktycznie wszystkich mediach głównego nurtu pokutuje przekonanie, iż każda partia powinna bezlitośnie bić się o młodzież, próbując twardo zdobyć rząd dusz właśnie na tym polu. Zawsze, wszędzie i za wszelką cenę. Co do tego przemawia jednym głosem także akademicki establishment. No dobrze, ale właściwie dlaczego? Jakie są racjonalne przesłanki dla swoistej fetyszyzacji roli młodych ludzi w wyborach? Skąd się bierze ta, by użyć mocnego sformułowania, czołobitność? W jednym z programów telewizyjnych tuż po elekcji parlamentarnej z 2005 r. prof. Jadwiga Staniszkis wyraziła pogląd, iż partia która nie zdobywa przywileju cieszenia się poparciem młodych ludzi, praktycznie przegrywa wybory, niezależnie od faktycznego wyniku. Mocne słowa. Patrząc na problem w kontekście czysto statystycznym, młodzi ludzie nie słynęli nigdy przecież z masowego udziału w akcie wyborczym. Co innego elektorat tzw. „moherowych beretów”, zazwyczaj karnie stawiający się w lokalach wyborczych. Nawiasem mówiąc, jego rola jest na co dzień mocno przeceniana i demonizowana (vide szyderczo-obraźliwa akcja „Schowaj babci dowód”), co jest już tematem na inny artykuł. Przy rozpatrywaniu tej problematyki można zaobserwować powszechną skłonność do radykalizacji i przesadnego przedstawiania sytuacji w barwach czarno-białych (ciemnogród kontra kwiat polskiej młodzieży). Otóż śmiem twierdzić, iż traktowany z jajcarskim przymrużeniem oka radiomaryjny elektorat, przy całej swojej osobliwości i kontrowersjach, de facto nie różni się diametralnie od większości głosującej młodzieży. Mam tu na myśli umiejętność mniej lub bardziej precyzyjnego uzasadnienia podjętego wyboru politycznego. Dodajmy do tego potęgę podświadomego oddziaływania coraz bardziej wszechobecnego pijaru, w którym tak namiętnie celuje aktualny rząd. Od jego (pijaru, nie rządu) wpływu nie jest wolny właściwie nikt, lecz „moherowe berety” wykazują nim chyba najmniejsze zainteresowanie, z pewnością inne niż licealiści czy studenci. Zaś ofensywa działań z zakresu public relations trwa bezustannie, w końcu nie bez powodu wśród analityków polskiej polityki coraz większą karierę robi znany od dawna na Zachodzie termin „postpolityka”. Ze smutkiem trzeba też w tym miejscu przywołać brutalną prawdę, iż najmłodsza część młodzieży nie przejawia skłonności do interesowania się polityczną „bieżączką”. Do czasu jednak. Zainteresowanie radykalnie wzrasta w momencie zasiadania przed telewizorem przy „Szkle kontaktowym” i programach Kuby Wojewódzkiego czy Szymona Majewskiego, prosto ze stacji zwanej przez złośliwych „Tusk Vision Network”. Fakt, być może audycje te potrafią od czasu do czasu bawić do łez, jednak ich wysublimowanie intelektualne niespecjalnie wykracza poza poziom niektórych produkcji TV Trwam albo Radia Maryja. Do tego dochodzi problem z obiektywizmem i realnym pluralizmem opinii mainstreamowych mediów, szczególnie o postkomunistycznym rodowodzie.*[1] Niestety, niepokojąco wielu młodych ludzi nie żyjących polityką (o co trudno mieć do nich pretensje), gotowych jest lekką ręką dokonać politycznego wyboru głównie na podstawie treści wyżej wymienionych rozrywkowych programów. Z czego ponadprzeciętnie wyrobieni politycznie studenci nauk humanistycznych nie zawsze zdają sobie sprawę. Moda na bezpardonowe wyśmiewanie się z IV RP (która, przyznajmy uczciwie, dostarczyła ku temu wielu powodów) i konkretnych partii nie sprzyjała i stale nie sprzyja atmosferze rzeczowej debaty ani chłodnej, wyborczej kalkulacji. Dostarczając tym samym nadmiernej taryfy ulgowej innym formacjom politycznym, które przecież też nie próżnują w sensie satyrycznym. Ponadto młodzież zdaje się przywiązywać zbyt duże znaczenie dla równie nowoczesnych, co trzeciorzędnych dla istoty politycznego sporu kwestii jak styl, kreacja wizerunku, sfera werbalna, udane występy w mediach albo opinie licznych „autorytetów” różnego autoramentu. Dlatego, cały czas abstrahując od podziałów na polskiej scenie politycznej, zalecałbym więcej ostrożności przy akcentowaniu wagi udziału młodzieży w wyborach. Ogromna jej część doskonale wie kogo darzyć sympatią, a kogo wręcz przeciwnie. Jednak, oprócz operowania pustym frazesami i banalnymi sloganami, niezupełnie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego. Nie chciałbym dokonywać tutaj krzywdzącej generalizacji, której niestety czasami nie sposób uniknąć  przy próbie opisania ogólnych zależności. Oczywiście warto by młodzież głosowała, tak jak warto by każdy głosował. Piotr Wołejko celnie zauważył w swoim artykule, iż antypisowsko nastawiona, rozpalona do czerwoności młodzież była w stanie wykrzesać z siebie imponującą wyborczą siłę. Problem w tym, iż była to siła czysto negatywna, destrukcyjna, zorientowana zdecydowanie „anty”, a nie „pro”. Szczerze mówiąc- to żadna sztuka ani dowód na polityczno-obywatelską dojrzałość, której przecież można by wymagać od każdego superwyborcy. Nie będzie żadnym odkryciem, że niechęć jest taktycznym spoiwem dobrym tylko na krótką metę. Młodzi wiedzieli doskonale przeciwko czemu występują, natomiast więcej trudności przysparza deklaracja czego oczekują w zamian. Chociażby z tego powodu nie sądzę, by rozsądne było przypisywanie ich głosom oraz motywacji nieporównywalnie większej wartości niż pozostałej części elektoratu, włączając w to osławione „mohery”.

           W artykule Pawła Rybickiego pobrzmiewa złowieszczo teza, iż polskie partie nie reprezentują interesów młodych ludzi. W takim razie dlaczego jednak głosują, i to na przeróżne partie? Czy polska młodzież potrafi klarownie wyartykułować swoje potrzeby? Czy istnieją przede wszystkim jednolite potrzeby, wspólne dla wszystkich młodych obywateli? Przypomnę, że partie polityczne to organizacje skupiające swoich członków i sympatyków na zasadzie pewnej wspólnoty poglądów. Stąd ubiegłoroczna wyborcza porażka ugrupowania które nie było nośnikiem żadnych treści politycznych, czyli Partii Kobiet, której los czekałby niechybnie Partię Młodych, jeśli taki twór kiedykolwiek miałby powstać. Tytułowi superwyborcy mają bardzo różne poglądy, albo najczęściej nie posiadają ich wcale. Naturalnie, istnieją partie klientelistyczne zrzeszające ludzi również na podstawie wspólnoty interesów (np. Krajowa Partia Emerytów i Rencistów, o poparciu na granicy błędu statystycznego). Wydaje się mimo wszystko, iż na przekór często słyszanej romantyczno-ideowej retoryce, sam młody wiek[2]nie jest czynnikiem determinującym czyichkolwiek interesów społeczno-politycznych. Ani gwarantem „normalności” życia politycznego, cokolwiek miałoby to oznaczać.    


  

[1]kwintesencją „niezależności” dziennikarskiej była okładka „Polityki” tuż przed niedzielą wyborczą 2007, która  

  pokazywała obecnego premiera zrywającego z pola kwiaty i wielki napis „Tusku, musisz!”. Ot, Polska właśnie.

 

[2] ani żaden inny

 

--------------------------------------

* Ten krótki artykuł ukaże się (prawdopodobnie:) w najnowszym numerze pisma studentów instytutu politologii Uniwersytetu Wrocławskiego "Politicus".W razie czego zapraszam na stronę http://www.homopoliticus.fora.pl/.

perbrand
O mnie perbrand

"- Jakim prawem?! - Prawem, a nie lewem , towarzyszu." fragment dialogu z "Ceny" Waldemara Łysiaka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka