PeZet PeZet
43
BLOG

Złoty strzał

PeZet PeZet Polityka Obserwuj notkę 6
Wielu publicystów popełniając felietony na temat Prawa i Sprawiedliwości oraz Jarosława Kaczyńskiego zauważyło, moim zdaniem trafnie, jedną charakterystyczną rzecz w efektach rządzenia poprzedniej ekipy. I bez znaczenia jest tu fakt, czy były to teksty pozytywnie oceniające rządy byłego premiera, czy też negatywnie.

Chodzi mianowicie o miażdżące zwycięstwo PiS w potyczce o elektorat z Samoobroną i LPR. Partia braci Kaczyńskich przejęła prawie wszystkich wyborców byłych koalicjantów. Jest to efekt wielu działań PiS. W ostatnich wyborach, aktualni liderzy opozycji zebrali 32% głosów (poprawa o 5%), LPR otrzymał 1% (strata 6%), a Samoobrona 1,5% (strata aż 9%). Trzeba zaznaczyć, ze frekwencja była większa niż w wyborach w 2005 roku, wiec ta ‘pisowska’ poprawa o 5% może zawierać zdecydowaną większość byłych wyborców SO i LPR.

Za czasów poprzedniej koalicji, smutnego triumwiratu z rozsądku, dwie mniejsze partie koalicyjne zaczęto, słusznie, nazywać w mediach ‘przystawkami’. PiS ośmieszał ‘partnerów’, a Ci podkładali się dodatkowymi błędami np. próbą zrobienia z Janusza Kaczmarka premiera Najjaśniejszej.

Problem w tym, że dla PiS, walka o głosy zwolenników SO i LPR była łatwym zadaniem, w porównaniu z prawdziwą batalią o wyborców PO. I nie mam tu na myśli walki za pomocą różnic programowych czy też próby przeforsowania konkretnych ustaw, których oczekiwali wyborcy... ‘przeciwników’. Chodzi mi raczej o takie zagranie, które doprowadziłoby do rozbicia rywali. Osiągniecie rozłamu w konkurencyjnej partii jest w polskiej polityce kluczem do sukcesu. Rozłam w LPR (mały, bo mała to partia) i SO były pierwszym krokiem do zniszczenia ‘przystawek’. Tak miało być i teraz.

PiS próbował wielokrotnie rozbić PO. Najpierw próbowano doprowadzić do awantury ‘przy pomocy’ Jana Rokity. Owszem pewne tarcia ‘premiera z Krakowa’ z Grzegorzem Schetyną były (chociażby o kształt list krakowskich do wyborów), a więc grunt do wytworzenia nieodwracalnego podziału istniał. PiS jednak, popełnił fatalny błąd, który spowodował, ze plan się nie udał. Wydawało się, ze Jarosław Kaczyński ma prawdziwego asa w rękawie, który rozbije Platformę. Żona Rokity w barwach PiS, fantastyczny powód do tego, by Rokita albo przeskoczył do partii braci, albo zaczął znów budować w mediach POPIS, co doprowadziłoby do spięcia z lewym skrzydłem PO czy tez ‘dworem Tuska’. Krakowski poseł wszystkich jednak zaskoczył. Zrezygnował z polityki życząc swojej partii wygranej. Plan Prawa i Sprawiedliwości upadł.

Równolegle PiS starał się wytworzyć w mediach (korzystając z słusznych przesłanek – takich jak sytuacja w stolicy) aurę nadchodzącej koalicji POLiD. Na skutek rychłego powstania takiej koalicji prawe, konserwatywne skrzydło PO powinno zacząć ciągnąc swą partię w stronę PiS. To również się nie udało. LiD w ostatnim akcie kampanii wyborczej, ustami Kwaśniewskiego zdecydowanie odciął się od koalicji z PO, w debacie z Tuskiem, momentami ostro atakował, aktualnego już, premiera.

PiS odrzucił więc pomysł pokonania PO za pomocą rozłamu. Okazało się, ze jest to metoda nieskuteczna w przypadku Platformy. Przynosiła co najwyżej takie osiągnięcia jak ta, która skierowała rywalizacje obu partii na przerzucanie się hasłami Polski Solidarnej i Polski Liberalnej.

Na kilka dni przed wyborami, Jarosław Kaczyński wyciągnął najcięższe działa. ‘Sprawa Sawickiej’ miała rozbić PO, pokazać, że partia nie walczy z korupcją. Społeczeństwo, również na skutek żałosnego spektaklu byłej posłanki Platformy, odrzuciło jednak te metody. Doprowadziło to do porażki Prawa i Sprawiedliwości w wyborach.

To co okazało się łatwe w przypadku LPR czy SO, stało się niewykonalne w przypadku PO. PiSowi zabrakło siły, pomysłu, techniki, a może taktyki. Takie są fakty, oczywiście atmosfera wytwarzana przez media wokół ‘przystawek’ różniła się zdecydowanie od tej jaką tworzono wokół PO. Zapewne, po części, może to tłumaczyć PiS.

Warto wspomnieć, ze Platforma Obywatelska również próbowała rozbić PiS, albo solidnie go osłabić. Wystarczy przytoczyć sprawę transferów Borusewicza czy Sikorskiego. Również i ona nie osiągnęła zamierzonego celu. PiS się nie rozpadł, w wyborach zebrał całkiem solidną liczbę głosów – jak na partie rządząca, a PO nie osiągnęła większości.

Nowe wybory, nowa sytuacja polityczna, dwaj główni aktorzy jednak wciąż ci sami. Pytanie było tylko, kto pierwszy wystrzeli.

Platforma doskonale przygotowała atak. Wybrała sobie za ofiarę posła, który raz już był w konflikcie z szefem PiS. Co więcej jest to jeden z największych ekspertów w swojej dziedzinie, i co chyba ważniejsze, posiadający renomę w mediach (tak nieprzychylnych ostatnimi czasy PiSowi). Paweł Zalewski, bo o niego chodzi, jest również wymieniany jako członek umiarkowanej, konserwatywno -liberalnej grupy w PiS (zaliczyłbym tu jeszcze np. Ujazdowskiego czy tez Kowala, albo Kluzik – Rostkowską). Postać więc idealna. Platforma atakuje bardzo niewinnie. Proponuje Zalewskiemu funkcje szefa Komisji ds. Zagranicznych. Niestety okazuje się, ze o ile Zalewski to ekspert w sprawach międzynarodowych, o tyle polityk z niego żaden. Poseł PiS wstępnie zgodził się na propozycję PO. To wystarczyło. Nie liczy się nawet to, że potem wycofał się ze swojej deklaracji.

Sekwencja wydarzeń jest następująca. Kaczyński daje czas Zalewskiemu na zmianę decyzji, w tym samym czasie mamy zalążki konfliktu Ludwik Dorn – prezes partii, partyjne doły PiS wściekają się, media spekulują czy grupka posłów nie przejdzie, wraz z Zalewskim, do PO. Do tego dodać trzeba jeszcze rezygnację 3 wiceszefów PiS – Ujazdowskiego, Dorna i... Zalewskiego, ze swoich funkcji. Publicznej rezygnacji. Następnie mamy prawdziwą telenowelę na temat tego, czy trzej byli wiceprezesi otrzymają prawo głosu na grudniowym zjeździe partii. Putra i Brudziński mówią, że tak. Kaczyński kilka dni temu mówi krótko ‘nie’. Jakby tego było mało Dorn nie zostaje dopuszczony do zadawania pytań Tuskowi w czasie sejmowej debaty. Wypowiada kilka słów za dużo na temat prezesa. Zwłaszcza bolesne są fragmenty o ‘mówieniu jak pijany Kwaśniewski’. Kaczyńskiego broni Kamiński, który natychmiast zostaje oskarżony przez Dorna o przeprowadzenie w nieprofesjonalny sposób kampanii wyborczej. Do tego, nowych szefem klubu parlamentarnego zostaje Gosiewski, człowiek uważany za BMW. W mediach wytwarza się atmosfera, w dużej mierze słuszna, że PiS zamierza odbudowywać swoją pozycje za pomocą takich postaci jak Szczypińska czy Kuchciński. Konserwatywno – liberalne skrzydło Prawa i Sprawiedliwości jeszcze nigdy nie było tak słabe, zjazd okaże się prawdopodobnie kompletną klęską jego nieformalnych szefów. Nie otrzymają nawet mikrofonu do ręki. Podejrzewam, ze w tej sytuacji mogą się nawet nie pojawić na zjeździe, bo i po co? Żeby zostać ośmieszonym? Platforma triumfuje, PiSowi w sondażach spada do 19%.......


Oczywiście nie jest tak, że ta katastrofa PiS jest spowodowana wyłącznie naiwnością Zalewskiego. Stało się tak z wielu czynników – dziwne zachowania Prezydenta, naturalna ucieczka małej części elektoratu do zwycięzców, znikniecie z mediów Jarosława Kaczyńskiego, akurat wtedy, gdy forsowana tam jest niemal non stop partia Tuska (to już zaczyna przypominać ‘cywilizację miłości’, wszystko będzie świetnie, zaufanie, miłość, równość, problemem każdego Polaka zainteresuje się władza itd.), ale również, a może przede wszystkim dzięki znakomitemu strzałowi Zbigniewa Chlebowskiego. Propozycja PO dla Zalewskiego, z zaznaczeniem, ze jest to oferta dla posła, a nie dla całego PiS rozbiła partię braci.

Krew się leje, kula siedzi gdzieś miedzy sercem, a płucem. Tętno pacjenta dramatycznie spada. Grudniowy zjazd partii jest ostatnią szansą na ratunek. Po nim PiSu może już nie być. Czy Jarosław Kaczyński zaaplikuje ciężko rannemu odpowiednią ilość morfiny? I chyba znacznie ważniejsze pytanie: Czy jest on odpowiednim chirurgiem/anestezjologiem by to zrobić?



Pozdrawiam


PeZet
O mnie PeZet

"Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ludzie, którzy przeszli przez ruch kibicowski, są dziś jacyś normalniejsi. Niewolne od patologii kibicowanie wpajało jednocześnie wartości, których nie uczyło ani chore państwo, ani serwujące głupkowatą popkulturę media. Szkoła, uczelnia? Cóż, dawała mniejszą lub większą wiedzę. Ale nader często wychowywała karierowiczów i konformistów. Kibicowanie nie dawało kasy, zmuszało do zdzierania gardła i całodziennego tłuczenia się pociągami, by dojechać na mecz na drugim końcu Polski. Uczyło przy tej okazji bezinteresownej przyjaźni, patriotyzmu, miłości do lokalnej wspólnoty, nonkonformizmu - wobec tych, co chcą nam coś dla własnej korzyści narzucać, odwagi, fantazji czy choćby poczucia humoru." Niezależna Gazeta Polska. Liczba odwiedzin od 23 października 2007 roku: Dziękuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka