piekarz piekarz
807
BLOG

Bilans płatniczy

piekarz piekarz Polityka Obserwuj notkę 3

Wstęp
Bilans płatniczy jest jednym z popularnych tematów ekonomicznych, na który to też statystyczny Polak zaczepiony na ulicy będzie miał swoje zdanie. Na temat, czy korzystny jest bilans dodatni czy też ujemny mają też niestety swoje zdanie politycy.

Praktycznie każdy rząd stara się kreować poziom bilansu. Zwykle dąży się do uzyskania dodatniego bilansu płatniczego, głownie ze względu na wartości estetyczne. Ludzie wolą myśleć, że jako naród jesteśmy na plusie. Przykładając miarę swoich doświadczeń z gospodarką do bilansu płatniczego państwa uważają, że dodatni bilans jest dobry. Oczekiwaniom tym naprzeciw wychodzi rząd, stosując różne metody które niestety zwykle szkodzą gospodarce.

Wszelkie bilanse mają to do siebie, że im większej grupy ludzi dotyczą, tym mniej zawierają informacji - przykładowo bilans całego świata jest zerowy. Należy zachować rozsądek czytając czy też powołując się na takie dane. Ryzykownym jest wyciąganie daleko idących wniosków tylko z samego bilansu. A nazywanie jakiejś jego wartości korzystnym bądź też niekorzystnym jest wręcz nadużyciem.

Wpływ bilansu na gospodarkę
Do bilansu płatniczego dużą wagę przykładali merkantyliści. Wierzyli oni, że państwo zawsze powinno utrzymywać dodatni bilans płatniczy. By tego dokonać władze państwowe miały promować eksport oraz wprowadzić cła ochronne.

Pierwszym ekonomistą, który zakwestionował podział „eksport - dobry, import - zły" był Adam Smith. Założenie jest proste. Każda transakcja handlowa (wyłączając oszustwa) jest korzystna dla obu stron. Jeżeli dwa podmioty dokonują wymiany to oba oczekują, że ta wymiana przyniesie im korzyść. Inaczej, nie podjęłyby trudu przeprowadzenia tej transakcji. Mając to na uwadze twierdzenia, że jakakolwiek suma korzystnych transakcji może być niekorzystna zakrawają na absurd lub karkołomne iluzję szaleńców.

Błędy merkantylistów brały się z nieprawdziwego założenia, że to pieniądze (w tamtych czasach złoto i kosztowności) stanowią o bogactwie narodu. Niestety, tak prosto nie jest - inaczej jedna prasa drukarska wyeliminowałaby głód i nędze na świecie. Midas chociaż mógł zmienić wszystko czego dotknął w złoto, w żaden sposób nie mógł sprawić, by gospodarka produkowała więcej dóbr. Co dziwne, merkantyliści uważali, że handel między podmiotami wewnątrz kraju jest korzystny - dopiero gdy przepływ towarów odbywał się przez sztuczną „granicę państwa" korzystne zjawisko stawało się złe.

Współczesna ekonomia jednakże dalej chętnie zajmuje się bilansami. Z niewyjaśnionych przyczyn twierdzi, że niektóre bilanse w niektórych warunkach mogą być korzystne a inne nie. Trudno jej jednak udzielić odpowiedzi na pytanie dla kogo mniej lub bardziej korzystne. Rozpatrzmy, jak różne poziomy bilansu mogą wpływać na gospodarkę.

Bilans ujemny
Popularne jest twierdzenie, że ujemy bilans płatniczy jest niekorzystny. O popularnym, i zarazem niesłusznym podejściu „prostego człowieka" już pisaliśmy. Jako jeszcze jeden przykład weźmy pobliski sklep spożywczy. Bilans płatniczy każdego z nas z naszym pobliskim sklepikiem jest ujemny. Nikt jednak nie wprowadza w ramach własnego gospodarstwa domowego cła na chleb z tego sklepu.

Ekonomia głównego nurtu, mimo iż w zasadzie nie uważa ujemnego bilansu za coś złego, popełnia pewien błąd w interpretacji takiego stanu. Uważa się bowiem, że ujemny bilans płatniczy oznacza eksport kapitału. O ile w historii być może miało to miejsce, to nie możemy się zgodzić, że jest to prawo. Ujemny bilans płatniczy nie oznacza bowiem eksportu kapitału, a tylko eksport jednej z jego form - pieniędzy.

Możliwa jest sytuacja, gdzie ludzie dążą do zmniejszenia posiadanego przez siebie zasobu pieniędzy w celu wymiany ich na dobra konsumpcyjne. Dobrze to zjawisko opisał Ludwig von Mises: „Nie jest potrzebne żadne działanie władz, by powstrzymać mieszkańców Nowego Jorku przed wydaniem wszystkich pieniędzy w handlu z pozostałymi czterdziestoma dziewięcioma stanami. Tak długo jak jakikolwiek Amerykanin przykłada jakąkolwiek wagę do posiadania pieniędzy, będzie się spontanicznie o nie troszczył(...). Ale jeśli żaden Amerykanin nie będzie zainteresowany posiadaniem gotówki, to żadne monitorowanie handlu zagranicznego, ani zapisy dotyczące płatności międzynarodowych, nie zapobiegną całkowitemu odpływowi pieniędzy z Ameryki". W tym momencie należy jeszcze zwrócić uwagę, na ekspansje kredytową. Niektórzy ekonomiści utrzymują, że zwiększenie podarzy pieniądza wpłynie korzystnie na eksport zwiększając konkurencyjność towarów krajowych na zagranicznych rynkach. Jednakże należy zauważyć, że ekspansja kredytowa jest jednym z powodów przez które ludzie uciekają od pieniądza na rzecz dóbr konsumpcyjnych. Przeto próba „poprawienia" bilansu przez obniżenie stóp procentowych prowadzi więc de facto do jego „pogorszenia".

Jednakże dążenie do zmniejszenia ilości pieniędzy nie jest jedyną przyczyną przez którą może nastąpić eksport pieniędzy. Istnieje bowiem możliwość, że za gotówkę zagranicą kupowane są maszyny niezbędne do produkcji bądź potrzebne surowce - czy to z braku ich na terenie kraju, czy też z powodu korzystniejszej ceny. Możliwe też jest, że kupowane są dobra konsumpcyjne, których wytworzenie w kraju byłoby droższe niż import tych dóbr, bądź też nakłady niezbędne do zapoczątkowania ich produkcji w kraju nie miałby szans się zwrócić w rozsądnym czasie. W obu tych przypadkach eksport pieniędzy przekłada się na rzeczywisty import kapitału, co stoi w sprzeczności z twierdzeniami ekonomi głównego nurtu.

Bilans dodatni
Zdecydowanie rzadziej krytykowany jest bilans dodatni. Jednakże i tutaj współczesna ekonomia popełnia pewien błąd. Mianowicie uważa się, że dodatni bilans jest niekorzystny gdy kraj zmaga się z inflacją. Nie jest to jednak prawdą.

Inflacja oraz związane z nią przegrzanie gospodarki zwykle bierze się z nadmiernej ekspansji kredytowej banku centralnego. Rząd obniżając sztucznie stopy procentowe kreacją pustego pieniądza wpływa na decyzje przedsiębiorców. Wraz z łatwiejszym i tańszym kredytem, pewne inwestycje stają się ekonomicznie uzasadnione - skraca się ich okres zwrotu, czy też inwestycja jako taka staje się opłacalna. Jednakże jest tu popełniany błąd. Gdyby rząd nie wpływał na stopy procentowe dodatkowe dobra kapitałowe niezbędne do realizacji tych projektów byłby dostępne na rynku, gdyż jedynym sposobem obniżenia stóp procentowych byłaby większa skłonność obywateli do oszczędzania, czyli powstrzymania się od konsumpcji kapitału. W sytuacji, gdy stopy procentowe są obniżane sztucznie, wraz z wzrostem podaży pieniądza wzrasta popyt na dobra kapitałowe. Skoro jednak nie spadł popyt na dobra konsumpcyjne (do których produkcji potrzebne są te same dobra kapitałowe), cena dóbr kapitałowych musi wzrosnąć. Wraz z wzrostem ceny dóbr kapitałowych, inwestycje na powrót stają się nieopłacalne. W tej sytuacji bank centralny może zaprzestać ekspansji kredytowej co doprowadzi do zarzucenia błędnych i nieopłacalnych inwestycji - czyli recesji. Może też tą ekspansję kontynuować co w efekcie doprowadzi do przegrzania gospodarki i załamania waluty.

Pojawienie się w czasie ekspansji kredytowej zagranicznych pieniędzy nie wpływa jednakowoż na inflację. O ile rząd państwa z którego te pieniądze pochodzą nie stosował ekspansji kredytowej pieniądz ten ma pokrycie w pewnych dobrach kapitałowych dostępnych w tym państwie - wziął się bowiem z oszczędności jego obywateli. W tej sytuacji nie nastąpią efekty które towarzyszą kupowaniu dóbr kapitałowych pustym pieniądzem wykreowanym przez bank centralny. Jeżeli jednak owe zagraniczne pieniądze są puste mamy do czynienia z odmiennym zjawiskiem - spekulacją charakterystyczną dla każdego przedsiębiorcy. Oznacza bowiem, że wystarczająca ilość przedsiębiorców uważa, że zagraniczny rząd będzie trzymał inflację w ryzach i nie doprowadzi do jej nadmiernego wzrostu - inaczej przedsiębiorcy nie przyjęliby jako zapłaty pieniędzy tego rządu. Nie nam decydować, czy uważają słusznie czy nie, nie znając konkretnych uwarunkowań. Jednakże krytyka takiego zachowania z definicji jest równoważna krytyce inwestowania jako takiemu.

Podsumowanie
Na koniec przytoczmy, co o bilansie handlowym pisał znany z celnych przykładów Fryderyk Bastiat w "Economic Sophisms":

„M.T. wysłał z Le Havre do Stanów Zjednoczonych statek z ładunkiem francuskich dóbr, głównie tych znanych jako specjalność paryskiej mody, na sumę 200.000 franków. Taka była wartość zadeklarowana w urzędzie celnym. Kiedy ładunek dotarł do Nowego Orleanu, musiał zapłacić koszty przewozu w wysokości 10 procent i cło w wysokości 30 procent, co dało w sumie 280.000 franków. Towar został sprzedany z zyskiem 20 procent, czyli 40.000 franków, za sumę 320.000 franków, za którą jego doradca kupił bawełnę. Bawełna, po uwzględnieniu kosztów transportu, ubezpieczenia, prowizji, itp., kosztowała w sumie 10 procent więcej, więc po przybyciu do Le Havre jej koszt wynosił 352.000 franków. Taką też sumę wpisano do rejestrów celnych. Ostatecznie M.T. na transakcji, po powrocie, zarobił 20 procent, czyli 70.000 franków, innymi słowy sprzedał bawełnę za 422.400 franków.

Jeśli pan Lestiboudois tego zażąda, mogę przesłać Mu odpowiednie dane z ksiąg M.T. Wtedy zobaczy, że w kolumnie kredytów rachunku strat i zysków, oczywiście jako zysk są dwie sumy: 40.000 franków i 70.400 franków i M.T. jest w pełni zadowolony, że w tym wypadku jego wyliczenia są bezbłędne.

A co na temat tej transakcji powiedzą panu Lestiboudois cyfry w księgach urzędu celnego? Powiedzą mu, że Francja wyeksportowała 200.000 franków, a zaimportowała 352.000 franków. Wówczas szanowny delegat wywnioskuje, że "oszczędności zostały przejedzone i zmarnowane, że M.T zubożał i jest na dobrej drodze do zrujnowania się, bo oddał obcym 152 000 franków swego kapitału".

Jakiś czas później M.T. wysłał kolejny statek z podobnym ładunkiem naszych wyrobów przemysłowych wartych 200.000 franków. Niestety, wychodząc z portu, statek zatonął. M.T. nie pozostało nic innego, jak zapisać w księgach, co następuje:

"Dobra różne należne X".: 200.000 franków za zakup ładunku przewożonego przez statek N.

"Zyski i straty": 200.000 franków strat przez "całkowitą i ostateczną utratę" ładunku.

Tymczasem, urząd celny do swojego rejestru wprowadził 200.000 franków jako eksport, a ponieważ nie będzie miał w tym wypadku nic do wpisania jako import, to wynika z tego, że pan Lestiboudois i Urząd uznają katastrofę statku za czysty zysk dla Francji, w wysokości 200.000 franków.

Można też, idąc dalej, wyciągnąć z tego wniosek następujący, że zgodnie z teorią bilansu handlowego, Francja ma prostą możliwość podwojenia swojego kapitału dosłownie w każdej chwili. Wystarczy tylko, że przepuści swoje towary przez urząd celny, a następnie wrzuci je do morza. W tym przypadku eksport będzie równy wartości jej kapitału, a importu nie będzie, bo nawet nie byłby możliwy. Będziemy mogli zarobić tyle, ile zdoła połknąć ocean."

 

W kooperacji
z Panią  Piekarzową

piekarz
O mnie piekarz

Polecam: Jak działa wolny rynek Zakładanie firmy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka