Grudeq Grudeq
140
BLOG

Siła Polski leży na wschodzie

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 4

            III Rzeczpospolita bardzo dobrą politykę zagraniczną miała. Tak przynajmniej wynika z porównania dawniejszej polityki z obecnymi ekscesami zagranicznymi Kaczystowskiej Warszawy. Tacy ministrowie jak Skubiszewski, Geremek, Bartoszewski, Cimoszewicz, Rosati, Olechowski czy Meller byli o wiele bardziej szanowani na zachodzie niż obecna pani minister SZ Anna Fotyga. Polska lat 90- tych była liczącym się krajem Europy, ba! świata całego. Wielokrotnie w naszej stolicy odbywały się ważne konsultacje międzynarodowe. Ktoś kto sądzi inaczej – głęboko się myli. To zobaczmy w czym się mylę.

            Podstawowym hasłem po odzyskaniu suwerenności w 1989 roku była dołączenie do krajów zachodniej Europy. Do ówczesnego EWG i NATO. Nasze elity to postawiły jako główny cel polityki zagranicznej. A tymczasem absolutnie zapomniano o naszej wschodniej i południowej granicy. Zapomniano co było poważnym błędem, zwłaszcza wobec rozpadu ZSRR i odzyskania niepodległości przez Ukrainę, Białoruś i kraje Bałtyckie. Oskarżam nasze elity o zaprzepaszczenie szansy Rzeczypospolitej Wielu Narodów.

            Grupa Wyszehradzka okazała się niewypałem. I ktoś kto dobrze orientował się w lekcjach historii powinien był to przewiedzieć. W okresie międzywojennym koncepcja grupy wyszehradzkiej nazywała się Ideą Międzymorza i przez dłuższy czas była lansowana przez ministra Becka. Jej porażka wiązała się z całkowicie odmiennymi interesami poszczególnych krajów, intensywnymi sporami między nimi (Polska – Czechosłowacja, Węgry – Rumunia). Każdy widział w tym sojuszu coś innego. Polacy szansę by stworzyć równorzędne państwo wobec potęgi ZSRR i Niemiec, Czesi musieli w tym uczestniczyć z przymusu, Węgrzy chcieli odzyskać utracony Siedmiogród, a Rumunii chcieli aby Polacy w razie czego pomogli im w obronie przed Rosjanami, chociaż już Polaków bronić przed Niemcami to nie bardzo. Międzymorze zostało zatopione. Grupa wyszehradzka tak samo.

            Dlaczego nikt nie pomyślał o powrocie do XVI wiecznej Rzeczypospolitej? Cała potęga naszego państwa wzięła się z naszego zwrotu na wschód. Na połączeniu zachodniej techniki, i sztuki ze wschodnim potencjałem surowcowym. Jeżeli grupa wyszehradzka była kierowaniem polskiej uwagi na południe, a tym samym zwiększaniem długości linii granicznej z Rosją (do granicy Polsko – Rosyjskiej dodajemy Słowacko – Rosyjsko, Węgiersko – Rosyjską, Rumuńsko - Rosyjską, przy założeniu, że Ukraina Białoruś nadal pozostają w Rosyjskiej strefie wpływów) to tworzenie Rzeczypospolitej Wielu Narodów byłoby próbą skrócenie granicy Polsko – Rosyjskiej, i także Rosji osłabieniem.

Tworząc grupę wyszehradzką Polska niejako brała na siebie obowiązek obrony krajów południowych przed zakusami Moskwy. O ile jeszcze Polacy chętnie by ginęli w wojnie z Rosjanami (nie chodzi tu o klasyczną wojnę, ale wojnę gospodarczą, kulturową), to Węgrzy, Słowacy, czy Rumunii niezbyt chętnie widzieli siebie w roli obrońców Polskich interesów przed Moskwą.

Rzeczypospolita Wielu Narodów była szansą na osłabienie Rosji, poprzez oderwanie Ukrainy i Białorusi, i tym samym olbrzymim wzmocnieniem Polski. Dlaczego nie dało się tego zrobić. W XVI wieku taki plan wypalił i przez 200 lat tereny Polski i Ukrainy w porównaniu z krajami Europy były oazami spokoju i dobrobytu. Wojny prowadziliśmy na terytorium obcym, szlachta bogaciła się na handlu zbożem, nasi królowie i magnaci byli bardzo ważnym źródłem zarobków dla włoskich architektów, artystów, malarzy.

            Tymczasem w latach 90-tych pozorowano jedynie politykę współpracy z krajami wschodnimi. Co prawda Polska była pierwszym krajem który uznawał niepodległość i Litwy i Ukrainy, ale to jest tylko gest. Jednym z pierwszych dyplomatów akredytowanych jesienią 1918 roku w Warszawie był przedstawiciel Weimarowskich Niemiec – i czy to spowodowało że Niemcy stali się najlepszymi przyjaciółmi Rzeczypospolitej w międzywojniu.

            Podstawową osią sporu z Litwą była kwestia ustosunkowania się Polski do zajęcia Wilna przez generała Żelgiowskiego w roku 1920. Spór to jest prawie nierozstrzygalny bo każdy Polak będzie mówił o Żeligowskim jako bohaterze, a każdy Litwin jako o zdrajcy. Każda ze stron przyznanie racji drugiej stronie traktowała jako rodzaj upokorzenia. Ja bym Litwinów przeprosił. Raz że w pełni ma rację minister Fotyga mówiąc iż kraje większe muszą być o wiele bardziej wyczulone na takie drobne sprawy, na które zwracają uwagę państwa mniejsze (swoją drogą przyznanie się czy nie przyznanie niczego nie zmieniało, historii cofnąć się nie da), a dwa upokorzenie najsłynniejsze kojarzy nam się z Cannossą. Cesarz Henryk upokorzył się przed papieżem. Wielki sukces papiestwa, ot tylko proponuje doczytać co za 10 lat po Cannosie działo się z cesarzem Henrykiem i gdzie przebywał papież Grzegorz.

            Z Ukrainą zaszłości historyczne były jeszcze bardziej drastyczne. Akcja Wisła versus rzeź wołyńska. Zastanawia mnie zawsze dlaczego prezydent Kwaśniewski, ogłoszony na cztery świata strony najlepszym przyjacielem Ukrainy, nigdy nie przyjechała do Kijowa i powiedział. Bracia Ukraińcy! My Polacy was bardzo przepraszamy, za Jaremę Wiśniowieckiego, za to że pozwoliliśmy wepchnąć was w czasie Powstania Chmielnickiego w objęcia Rosjan, i tym samym konflikt domowy przeistoczyć w konflikt międzynarodowy. Przepraszamy was Ukraińcy za to ze nie pomogliśmy wam w czasie Waszych walk o niepodległość po I Wojnie Światowej. Najbardziej zaś chcę was tu przeprosić za to że nasza Rzeczpospolita nie stała się Rzeczpospolitą Trojga Narodów. Był to wielki błąd nasz. Takie słowa z pewnością przysporzyły by nam przyjaciół wśród zwykłych szarych Ukraińców. No cóż pan Prezydent Kwaśniewski wolał być przyjacielem Ukraińskich oligarchów.

            Chcemy budować przyjazne relacje z naszymi sąsiadami na wschodzie. Oprócz sięgania do polityki makro na skali prezydenckiej, trzeba też sięgać do polityki mikro na skali przejścia granicznego. Czy nie może wyjść jakieś rozporządzenia zakazujące patrzenia przez Polskich celników na Ukraińskich gości, jak na bydło jakieś nierogate, potencjalnych przemytników i przestępców (aczkolwiek w większości przypadków racja), ale jeżeli chcemy mieć na wschodzie prawdziwych przyjaciół to wskazane jest aby pierwszy kontakt z państwem Polskim był jak najlepszy. Zgodnie z literą prawa – przemytników kazać, ale odnosić się z pełną kulturą i szacunkiem. Godnie reprezentować Rzeczpospolita. To nie jest niemożliwe.

            Brytyjczycy mają swój Commonowealth. Dlaczego Warszawa nigdy nie wyszła z pomysłem stworzenia Wspólnoty Narodów Rzeczypospolitej, czy Europy Środkowo- Wschodniej? Powiązać te kraje umowami o ułatwieniach w ruchu granicznym, o możliwości swobodnego studiowania na uniwersytetach tych trzech(czterech) krajów (Polski, Litwy, Ukrainy i Białorusi). Ile imprez taka organizacja mogła by stworzyć. Turniej piłkarski, igrzyska sportowe, etc.

            Póki co kierunek w myśleniu Polskich elit nadal zachodni. Dobry kierunek, lecz potęga nasza na wschodzie leży. Kiedy Polskie miasto, gmina będzie miało tyle samo miast, gmin partnerów na wschodzie co w Niemczech można uznać, że Polityka nasza w dobrą stronę idzie. Tylko czy nadrobimy te 17 lat zaległości?

Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka