Zamieszanie wokół najnowszej biografii Lecha Wałęsy autorstwa Pawła Zyzaka, a co za tym idzie - wokół Instytutu Pamięci Narodowej, skłoniło mnie do następujących przemyśleń.
Odwiedziłem sobie wczoraj stronę owej instytucji. Od razu rzuciła mi się w oczy lista projektów i zadań, którymi się zajmuje (jest ona umieszczona po lewej stronie witryny). Czytam: Komisja do Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu, akcja „Twarze bezpieki”, Żydzi polscy i Żydzi w Polsce, Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej, akcja polegająca na zmianie nazw ulic (którym patronują nierzadko komuniści i PRL-owscy dygnitarze). Potem przypominam sobie, ile to już razy natrafiłem w mediach na relację z różnych kampanii, akcji i projektów sygnowanych znakiem IPN-u, takich jak np. „Życie za życie”; o stronach internetowych takich jak:
www.13grudnia81.pl,
www.marzec1968.pl,
www.popieluszko.pl,
www.sierpien1980.pl,
www.pilecki.ipn.gov.pl. Można by tu przytoczyć jeszcze wiele przykładów.
Dlaczego to wszystko piszę? Otóż dlatego, że moim zdaniem przy Instytucie nie powinno się majstrować, a już z pewnością nie jest to zadanie polityków. Instytut jest Polakom bardzo przydatny – i to właśnie w takiej formie, w jakiej w tej chwili istnieje. Nie uważam, że jest to instytucja pozbawiona wad. Wydaje mi się także, że praca Zyzaka jest po prostu kiepska merytorycznie, dużo w niej ideologicznych zapędów, które nie powinny mieć miejsca w opracowaniu naukowym. Uważam ponadto, że młody historyk z Krakowa wyświadczył IPN-owi niedźwiedzią przysługę, przeciwnikom tej instytucji dając do ręki bardzo mocne argumenty. W ferworze medialnej dyskusji, a raczej jednostronnych ataków, ledwo słyszalne będzie stwierdzenie prostego faktu, że książkę Zyzaka wydało wydawnictwo Arcana i że instytut nie ma z nią nic wspólnego. Z kolei społeczeństwo otrzyma z opiniotwórczych mediów czytelny przekaz – IPN jest instytucją zakłamaną, nienawistną, plującą na autorytety, kierowaną przez żądnych krwi prolustracyjnych siepaczy (którym pewnie przypięta zostanie łatka propisowskich oszołomów).
Podsumowując chcę powiedzieć, że widzę pozytywną rolę tego ostatniego w kształtowaniu pamięci i tożsamości naszego społeczeństwa. Przez ostatnie 50, albo i więcej lat nikt tak naprawdę nie uczył nas historii. Teraz stracony czas chce nadrobić IPN. Nie przeszkadzajmy mu w tym.
Jeśli zaś chodzi o osobę Lecha Wałęsy… Cóż, od lat twierdzę, że prawda ma to do siebie, że broni się sama. Cała sprawa jest problematyczna, bowiem ani historykom nie wolno zakazać badań historycznych, ani rządowi czy mediom odebrać prawa do obrony symbolu polskiej demokracji. Wydaje mi się, że jeśli były prezydent jest czysty, to nie powinien niczego się obawiać – szczególnie, że ma za sobą najważniejsze osoby w państwie (poza urzędującym prezydentem), najważniejsze media i większość społeczeństwa. Nikt panu prezydentowi nie chce odbierać zasług. Także ja, który widzę jak ogromną rolę odegrał w historii Polski. Chciałbym tylko, żeby w równym stopniu doceniono Annę Walentynowicz. Nie wiem, czy to możliwe. Kiedyś dr Barbara Fedyszak Radziejowska powiedziała, że zazdrości Czechom mądrości, bo oni czczą przede wszystkim pamięć aksamitnej rewolucji, a nie pamięć Vaclava Havla. Może coś w tym jest?