Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz
133
BLOG

Odróżnić recydywistę od przypadkowego przestępcy

Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz Polityka Obserwuj notkę 86

Odkąd władzę straciło Prawo i Sprawiedliwość, a przejęła ją Platforma Obywatelska publicyści propagujący tzw. IV RP lubią przyłapywać media na tym, że na grzechy obecnie rządzących patrzą przez palce, podczas gdy w czasach rządów PiS wszystkie rzeczywiste i domniemane przewiny władzy piętnowały bez opamiętania.

Celuje w tym zwłaszcza czołowa publicystka "Rzeczpospolitej" Joanna Lichocka, która wypowiadała się na ten temat już kilkakrotnie. Taki jest też wydźwięk jej poniedziałkowego tekstu "Kłopoty salonu z Tuskiem". Lichocka przywołuje słynne słowa premiera Tuska o kastrowaniu pedofilów i pełną zakłopotania reakcję "liberalno-lewicowych" publicystów, którzy zwrócili Tuskowi uwagę na niestosowność takiej deklaracji, choć zrobili to i tak bardzo delikatnie. Gdyby jednak na podobne słowa zdobył się premier Jarosław Kaczyński, nie zostawiono by na nim suchej nitki - dowodzi publicystka Rzepy. Podobnie jest z brutalnym potraktowaniem  kibiców Legii przez policję czy rzekomym wstrzymaniem reklamy parodiującej Tuska, nie mówiąc już o "prześladowaniu" takich ludzi jak Anita Gargas czy Sławomir Cenckiewicz. Ponieważ tych wszystkich grzechów dopuściła się ekipa PO, nie wzbudziły one protestu mediów. Po PiS w takiej sytuacji byłaby natomiast już tylko mokra plama - przekonuje Lichocka.

Pani redaktor z "Rzeczpospolitej" ma oczywiście rację. Liberalne media inaczej patrzą ma PO, a inaczej na PiS. Jest to jednak całkowicie uzasadnione. Na tej samej zasadzie inaczej w sądzie traktuje się wielokrotnego przestępcę, który po raz kolejny kogoś zamordował, a inaczej przykładnego obywatela, któremu przypadkiem zdarzyło się popełnić zabójstwo w afekcie.

W przypadku Tuska deklaracja o kastrowaniu pedofilów wynikała zapewne z emocji chwili, być może było to także obliczone na efekt PR-owski. Wszyscy jednak i tak wiedzą, że Tusk i jego partia nigdy nie byliby w stanie wcielić w życie podobnych pomysłów. Przeszkadza im w tym nie tylko liberalny sposób myślenia o państwie, ale i brak politycznej odwagi do wcielania kontrowersyjnych pomysłów.

Inaczej Kaczyńscy. Dla obserwatorów sceny politycznej jest oczywiste, że ich filozofia polityczna jest niechętna liberalnej demokracji. Że ich myślenie o polityce przesiąknięte jest elementami autorytaryzmu, a ich ideałem jest omnipotentne, centralistycznie zarządzane państwo (choć też okazali się mocni głównie w słowach). Trudno się więc dziwić, że media strzegące liberalnych kanonów patrzą na poczynania takiej formacji z większa dozą nieufności.

Zresztą nawet chyba redaktor Lichocka zgodzi się, że gdy na początku obecnej dekady do Sejmu dostała się pokaźna reprezentacja Samoobrony, media na Leppera i kolegów patrzyły z większym sceptycyzmem niż na inne formacje. Nikogo to nie dziwiło i nie gorszyło. Dla wszystkich było oczywiste, że Lepper może być dla demokratycznych standardów większym zagrożeniem niż inni. Więc teraz nie powinno gorszyć to, że PiS jest traktowany inaczej niż PO.

moje ulubione kolory to biały i czarny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka