Odkąd władzę straciło Prawo i Sprawiedliwość, a przejęła ją Platforma Obywatelska publicyści propagujący tzw. IV RP lubią przyłapywać media na tym, że na grzechy obecnie rządzących patrzą przez palce, podczas gdy w czasach rządów PiS wszystkie rzeczywiste i domniemane przewiny władzy piętnowały bez opamiętania.
Celuje w tym zwłaszcza czołowa publicystka "Rzeczpospolitej" Joanna Lichocka, która wypowiadała się na ten temat już kilkakrotnie. Taki jest też wydźwięk jej poniedziałkowego tekstu "Kłopoty salonu z Tuskiem". Lichocka przywołuje słynne słowa premiera Tuska o kastrowaniu pedofilów i pełną zakłopotania reakcję "liberalno-lewicowych" publicystów, którzy zwrócili Tuskowi uwagę na niestosowność takiej deklaracji, choć zrobili to i tak bardzo delikatnie. Gdyby jednak na podobne słowa zdobył się premier Jarosław Kaczyński, nie zostawiono by na nim suchej nitki - dowodzi publicystka Rzepy. Podobnie jest z brutalnym potraktowaniem kibiców Legii przez policję czy rzekomym wstrzymaniem reklamy parodiującej Tuska, nie mówiąc już o "prześladowaniu" takich ludzi jak Anita Gargas czy Sławomir Cenckiewicz. Ponieważ tych wszystkich grzechów dopuściła się ekipa PO, nie wzbudziły one protestu mediów. Po PiS w takiej sytuacji byłaby natomiast już tylko mokra plama - przekonuje Lichocka.
Pani redaktor z "Rzeczpospolitej" ma oczywiście rację. Liberalne media inaczej patrzą ma PO, a inaczej na PiS. Jest to jednak całkowicie uzasadnione. Na tej samej zasadzie inaczej w sądzie traktuje się wielokrotnego przestępcę, który po raz kolejny kogoś zamordował, a inaczej przykładnego obywatela, któremu przypadkiem zdarzyło się popełnić zabójstwo w afekcie.
W przypadku Tuska deklaracja o kastrowaniu pedofilów wynikała zapewne z emocji chwili, być może było to także obliczone na efekt PR-owski. Wszyscy jednak i tak wiedzą, że Tusk i jego partia nigdy nie byliby w stanie wcielić w życie podobnych pomysłów. Przeszkadza im w tym nie tylko liberalny sposób myślenia o państwie, ale i brak politycznej odwagi do wcielania kontrowersyjnych pomysłów.
Inaczej Kaczyńscy. Dla obserwatorów sceny politycznej jest oczywiste, że ich filozofia polityczna jest niechętna liberalnej demokracji. Że ich myślenie o polityce przesiąknięte jest elementami autorytaryzmu, a ich ideałem jest omnipotentne, centralistycznie zarządzane państwo (choć też okazali się mocni głównie w słowach). Trudno się więc dziwić, że media strzegące liberalnych kanonów patrzą na poczynania takiej formacji z większa dozą nieufności.
Zresztą nawet chyba redaktor Lichocka zgodzi się, że gdy na początku obecnej dekady do Sejmu dostała się pokaźna reprezentacja Samoobrony, media na Leppera i kolegów patrzyły z większym sceptycyzmem niż na inne formacje. Nikogo to nie dziwiło i nie gorszyło. Dla wszystkich było oczywiste, że Lepper może być dla demokratycznych standardów większym zagrożeniem niż inni. Więc teraz nie powinno gorszyć to, że PiS jest traktowany inaczej niż PO.