Europoseł Jacek Kurski nie może się pogodzić z tym, że dał się złapać na oszustwie. Grozi procesem, nie poczuwa się zupełnie do zwrotu pobranych niesłusznie diet. Z tego co mówi wynika, że już dawno przekazał je na Radio Maria i TV Trwam. A to, jak się wydaje, studnia bez dna i wyciągnąć stamtąd z powrotem nic się nie da. Nie oddadzą, co grozi tym, że Kurski w razie konieczności zwrotu diet będzie musiał dołożyć „z własnej” kieszeni.
Przypomnijmy, że kilka dni temu TVN24 wyemitowała materiał, z którego wynikało, że polscy europosłowie, w tym Jacek Kurski, unikali uczestniczenia w posiedzeniach komisji Europarlamentu. Kamera uchwyciła jak posłowie zjawiali się, aby podpisać listę obecności i po kilku minutach zmywali się po angielsku. Diety w wysokości 304 euro wypłacano właśnie na podstawie podpisu. Najpewniej nikt z europosłów prócz Polaków nie wykazał się podobnym sprytem.
Taka wpadka powinna skutkować odejściem w niesławie oszustów. Wszyscy, oprócz Kurskiego, sprawiają wrażenie skruszonych. Głupio im się najpewniej zrobiło, ciekawe czy dlatego, że dali się złapać, czy dlatego, że oszukiwali? Ale nie Kurskiemu. Ten idzie w zaparte niczym Kaczyński w sprawie Ślązaków. Czy się stoi czy się leży 300 euro się należy, a Kurski na posiedzeniach był i basta. A nawet jak go nie było to i tak był. A spóźnił się, bo przesunięto godzinę posiedzenia, o czym nie wiedział. To, że gdyby naprawdę nie wiedział to przyszedłby godzinę wcześniej to już drobny szczegół, nie wart roztrząsania... Taki pasztet usiłuje „mistrz retoryki” sprzedać ciemnemu ludowi. I beton PiS-owski to przyjmie niczym objawienie. Taka to religia z Kurskim w roli apostoła!
Ciekawe co będzie dalej?
