Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz
2837
BLOG

Nie tylko świnie siedzą w kinie…

Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 148

Siedzą również recenzenci oraz osoby nieufne. Nieufne w przekaz polityków i mediów, bo w Polsce AD 2023 ze świecą szukać obiektywnych, nie wprzęgniętych w polityczną nawalankę, polityków i dziennikarzy. Oczywiście nie zabraniam nikomu bezkrytycznie wierzyć w przekaz Gazety Wyborczej lub Gazety Polskiej, albo w słowa lidera tej czy innej partii, również dotyczące filmu. Wolę jednak, zamiast w ciemno wierzyć zwolennikowi filmu, który go nie widział lub przeciwnikowi, który również go nie widział, samodzielnie wyrabiać sobie zdanie o filmach, również o filmie Agnieszki Holland „Zielona granica”, którego do wczoraj nie widział prawie nikt, a wypowiadali się o nim Premier, Prezydent, lider najważniejszej partii opozycyjnej, dziesiątki publicystów i tysiące blogerów, a Rada Ministrów podjęła w jego sprawie specjalną uchwałę. Poszedłem na ten film, bo nie chciałem na słowo uwierzyć premierowi Morawieckiemu, który – jak się przekonałem – nie obejrzał nawet trailera filmu (świadczy o tym wymyślenie przez niego sceny, w której wodę ze szkłem uchodźcom podają mieszkańcy Podlasia), a mimo to feruje daleko idące sądy.

Jak oceniam „Zieloną granicę” Agnieszki Holland? Jest to film słaby, bezbarwny. Nie zły, czy skandaliczny, ale właśnie słaby. Film nie tylko mnie nie wzruszył czy poruszył, ale po prostu nie wywołał prawie żadnych, pozytywnych czy zdecydowanie negatywnych emocji. Postaci w filmie są jednowymiarowe - polscy i białoruscy żołnierze oraz polscy policjanci, to osoby prymitywne, wolontariusze Grupy Granica ideowi i szlachetni, a uchodźcy strasznie pokrzywdzeni przez los, bo nie ma wśród nich imigrantów ekonomicznych, jacy dominują w realu, a wszyscy co do jednego są ofiarami wojen, prześladowań ISIS lub bomba zburzyła ich dom.

Trudno się wzruszyć sceną opatrywania poranionych stóp uchodźcy, jeśli uchodźca jest w lesie od kilkunastu godzin, a znalazł się w nim bezpośrednio po opuszczeniu samolotu tureckich linii lotniczych. Gdyby w filmie pokazano, że wcześniej był zakwaterowany w hotelu, po czym został przewieziony przez białoruskie służby pod polską granicę, następnie zmuszony do jej przekroczenia i przebył w trudnych warunkach wiele kilometrów, efekt byłby silniejszy, bo widz by skojarzył film z wiedzą na ten temat zaczerpniętą z wiarygodnych relacji, ale białoruscy żołnierze, to w filmie cwani i brutalni łapówkarze, a nie element białoruskiego i rosyjskiego reżimu w ramach operacji „Śluza”.

Nie wzbudzają emocji sceny push backów, bo zapora z drutu żyletkowego rozchyla się jak furtka, o ile tylko polski pogranicznik zechce ją uchylić, a słynna scena przerzucanej przez drut ciężarnej kobiety ma miejsce mimo to, że wcześniej inni uchodźcy przeszli bez problemu pod ogrodzeniem.

Pani Holland deklaruje w wywiadach, że film oparty jest na faktach. Oczywiście faktem jest, że uchodźcy napierają ze strony białoruskiej na polską granicę, ale są to tłumy inspirowane i przymuszane do tego przez białoruskie służby, zaś w filmie widzimy kilka małych, rozproszonych grupek, a jedna z nich kilkakrotnie napotyka na swojej drodze tych samych polskich pograniczników.

Powstał film na bardzo ważny, niezwykle gorący i aktualny temat. Film, który mógł być wizytówką polskiej kinematografii i kraju, który z determinacją broni przed napływem nielegalnej imigracji nie tylko Polskę, ale resztę Europy. Film powstał niestety z mało szczytnych motywacji. Twórcy nie ukrywają, że chodzi im o pokazanie państwa polskiego, jego funkcjonariuszy i mieszkańców Podlasia, jako osoby nieprofesjonalne, nieetyczne, po prostu złe, a ci dobrzy są w zdecydowanej opozycji do państwa polskiego pod rządami PiS. Jedna z postaci filmu, poproszona, by użyczyć swój samochód do pomocy w wywożeniu uchodźców z lasu mówi: „Zawsze głosowałam na Platformę, a jak trzeba było stałam ze świeczką pod sądem”. Ale odmawia pomocy, bo boi się utraty pracy…

Gdyby Agnieszka Holland skupiła się na faktach, znalazłaby inspirację do bardziej przekonujących, bardziej wzruszających i głębiej pozostających w pamięci scen, ale ten nośny temat został przez reżyserkę zmarnowany, bo starała się przyłożyć nielubianej władzy. Powstał film tendencyjny i odniósł niezasłużony międzynarodowy sukces, bo wpisał się w zapotrzebowanie na pokazanie uchodźców, którzy walczą o życie mimo, że większość z nich, to imigranci ekonomiczni.

Polskie państwo nie ma niestety recepty na tego typu sytuacje, nie realizuje akcji promocyjnych, nie dba na bieżąco o prestiż i wizerunek Polski, a tylko doraźnie reaguje na pojawiające się ataki. Formacja polityczna sprawująca ósmy rok rządy w Polsce nie korzysta z dostępnego narzędzia, jakim jest kultura masowa, między innymi kinowe i telewizyjne filmy i oddała to pole osobom nieżyczliwym lub wręcz Polsce wrogim. Co prawda powstają filmy pokazujące ważne i piękne fragmenty polskiej historii z finansowym udziałem państwa (Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, Telewizja Polska, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Polska Fundacja Narodowa, samorządy), ale albo są przegadane i po prostu nudne, np. „Raport Pileckiego” albo niezgodne z prawdą historyczną, np. „Kamienie na szaniec”, albo nieuczciwe i tendencyjne jak omawiany film, który nie był finansowany przez instytucje polskiego państwa, a innych państw.

Na koniec słowo o sloganie „tylko świnie siedzą w kinie”. Biuletyn Informacyjny Armii Krajowej w 1942 roku zamieścił artykuł informujący o tym, że pieniądze z biletów, jakie zostawiają widzowie w kinach podczas niemieckiej okupacji na terenie Polski, są przeznaczane na dozbrajanie niemieckiej armii i w związku z powyższym haniebne jest chodzenie do kina. Jeśli mamy tę zasadę zastosować obecnie, to oznacza, że pieniądze z dystrybucji filmów idą na cele niezwiązane z interesem Polski i Polaków, a w konsekwencji wszyscy, którzy idą do kina, nie tylko na najnowszy film Agnieszki Holland, mogą być nazwani „świniami”. Czy o to chodziło polskim żołnierzom strzegącym polskiej granicy, którzy przypomnieli ten slogan i Panu prezydentowi Dudzie, który za nimi go powtarza?


Tekst premierowo ukazał się na portalu gruszka.com.


Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura