Piotr Szymon Łoś Piotr Szymon Łoś
505
BLOG

Winny oczywiście Cygan...

Piotr Szymon Łoś Piotr Szymon Łoś Polityka Obserwuj notkę 1

     To była tylko kwestia czasu, że po pożarze zabytkowego zamku, słowaccy nacjonaliści poruszą problem społeczności romskiej. Wina dwóch chłopców jest jednak nie w tym, że spowodowali pożar, ale że w ogóle są Romami...

     Z przerażeniem patrzę, jak wzrasta napięcie na Słowacji po pożarze zamku Krasna Horka. Romowie (Cyganie) barykadują się w domach, obawiając się linczu ze strony nacjonalistów słowackich – podają agencje. Wierzę, że do niczego nie dojdzie, tak jak i u nas udało się ugasić (może tylko przygasić) napięcie w Limanowej.

      Myślący człowiek wie, że wzniecić taki pożar mógł każdy chłopiec bawiący się zapałkami, zapalniczką czy próbujący zapalić niedopałka, jak w tym przypadku. Narodowość nie ma tu nic do rzeczy; mógł to być również słowacki chłopiec albo turysta.

    Niestety jednak problem społeczności cygańskiej na południu Europy jest duży, wobec powyższego najłatwiej wykorzystać taką sytuację do okazania niechęci wobec tej etnicznej grupy. Współczuję władzom słowackim, bo rzeczywiście są w trudnej sytuacji. Ale na tym poprzestanę, bo aż tak dalece nie obserwuję wydarzeń na Słowacji czy Węgrzech.

     Przy tej jednak okazji czytam opinie internautów polskich, którzy wypowiadają się o Romach, także w kontekście ich sytuacji w Polsce. Z wypowiedzi tych widać wyraźnie, że ludzie nie mają wiedzy, a to, co piszą wypływa z obiegowych opinii.

     - Dziwi fakt, że ludzie chcieliby wysłać Romów do „swojego kraju”. Czyli dokąd? Przecież Romowie nie mają własnej ziemi ani państwowości. W Polsce są polskimi obywatelami ze wszelkimi prawami i obowiązkami z tego wynikającymi.

    - Jednym z powodów niechęci do Romów jest powszechna opinia, że Romowie nie pracują, bo nie chcą i oczekują li tylko na pomoc społeczną. Z pewnością jest część Cyganów, którzy nie garną się do pracy. Uogólnianie jednak tej opinii do całej społeczności jest nadużyciem.

    Mało kto zauważa, iż gros polskich Romów wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu pracy. I najczęściej ją tam zdobywają. Krajami najpopularniejszymi są Wielka Brytania i Niemcy. Były w Polsce liczne skupiska romskie (Mława, Limanowa, Czarna Góra i inne), które obecnie wyludniają się, bo niemal całe rodziny wyjeżdżają „za chlebem” do innych krajów. Stąd w miastach tych spotyka się głównie starszych Romów, bo młodzież pracuje poza Polską. Mówią o tym sami Romowie, znają sytuację cyganolodzy, samorządowcy i władze państwowe. Widać to również na portalach społecznościowych, gdy Romowie piszą o swoim miejscu zamieszkania.

    Czy Romowie mogliby pracować w Polsce? Tak. Ale jest kilka przyczyn, że emigrują. Na rynku pracy miejsc jest mało, więc problem bezrobocia dotyka ich tak samo jak i Polaków. Szanse na pracę Romów zmniejsza brak wykształcenia ogólnego i wyuczonego zawodu. Najważniejszym jednak problemem jest brak zaufania pracodawców. Przedsiębiorcy najczęściej obawiają się ich sumienności i boją się kradzieży. Stereotyp, mówiący o tym, że każdy Cygan to złodziej, jest najmocniej zakorzeniony. I wreszcie, co najbardziej zadziwiające, wielu potencjalnych pracodawców jest ogólnie niechętnie nastawionych do Romów, na zasadzie „nie, bo nie”. Taką postawę tłumaczą złymi doświadczeniami własnymi lub swoich bliskich. Najgłośniejsza była sprawa dwudziestokilkuletniej Romki, matki dwójki dzieci, której nie przyjął do pracy dyrektor czy właściciel jednego z marketów w Dęblinie. Inna młoda kobieta otrzymała zapewnienie pracy u fryzjera, ale gdy właściciel zakładu usługowego zorientował się, że ma do czynienia z Romką, natychmiast poinformował, że miejsca już brak. I podobnych przykładów jest więcej.

    - Dwa lata temu, w dniu pielgrzymki Romów do sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej, na rynku w Limanowej usłyszałem pytanie: kto tych Romów wynosi na piedestał? Dlaczego nie ma asystentów edukacji do polskich dzieci, dlaczego Cyganie dostają zasiłki?

    W Żurominie zaś na Mazowszu powiedziano mi w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, że Romowie otrzymują zasiłki na tych samych zasadach jak Polacy. Nie jest więc prawdą, że w tej materii są traktowani jakoś szczególnie. Bieda romskich siedlisk, jaką tam zobaczyłem jest porażająca. Może w mniejszej skali, ale podobną sytuację widziałem w Opatowie. O fatalnych warunkach mieszkaniowych Romów w Sandomierzu kilka lat temu prasa pisała szeroko. To, co może dziwić, a może i denerwować, to umiejętność „upominania się” Romów o pomoc państwa. Kto jednak broni Polakom skutecznie starać się o zasiłki i wszelką pomoc społeczną, jeśli tylko ona faktycznie się należy? Praca pań z ośrodków pomocy społecznej jest w tej materii niedoceniana, bo to one, robiąc wywiady środowiskowe, najlepiej orientują się w faktycznych potrzebach rodzin, zarówno polskich, jak i romskich. Poza zwykłą ludzką wiedzą, jak to u Kowalskich jest, muszą stosować się do prawa i przeprowadzać stosowną procedurę, a przede wszystkim przeliczać dochody rodziny i na ich podstawie przyznawać zasiłki. Rom czy Polak – obywatel państwa polskiego ma takie same prawa do pomocy.     

    - Romowie rzeczywiście mają problem z wykształceniem. Przez lata z różnych powodów nie posyłali dzieci do szkół. Dziś to się powoli zmienia, spotykam nawet starszych Romów, którzy, choć sami są analfabetami, zachęcają młodych, żeby jednak się uczyli. Rozumieją już coraz bardziej, że wykształcenie jest jednym z kroków do lepszej egzystencji – w Polsce lub za granicą. Lepiej ta kwestia wygląda u Romów od pokoleń osiadłych (południe Polski), gorzej zaś u tych ze szczepu Polska Roma (głównie Polska centralna i wschodnia), którzy dopiero od 1964 roku (z nakazu władzy ludowej) zaczęli się osiedlać na stałe. Sprawą zajęło się Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, przygotowując szereg projektów na rzecz społeczności romskiej. Dzięki temu w lokalnych skupiskach pojawili się asystenci edukacji romskiej (pochodzenia romskiego), którzy na bieżąco rozwiązują problemy na linii szkoła – uczeń – rodzice. Oni też, znając swoje środowisko, zachęcają dzieci i młodzież cygańską do nauki. Nie twierdzę, że już problemu nie ma, bo jest, ale zmiany są wyraźne, choć powolne.

     Nie każdy Rom to złodziej, tak jak nie każdy Polak to pijak. Nie każdy Rom to leń, tak jak nie każdy Polak to tytan pracowitości.

    Problemów romskich nie rozwiąże się przez dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Poprawa ich sytuacji, a co za tym idzie, lepsza integracja ze społeczeństwem (w Polsce, na Węgrzech czy na Słowacji) to praca na wiele lat: dla państwa, samorządów, społeczności lokalnych, ale – co podkreślam z całą mocą – także dla samych Romów. Projekty na rzecz społeczności romskiej, jakie są prowadzone w Polsce, nie są skierowane przeciwko Romom. Zakładają one jednak, że Romowie muszą także chcieć zmienić swoje myślenie – wierność kulturze i tradycji nie przeszkadza w rozwoju intelektualnym i zawodowym. Sytuacja tych Romów, którzy już to rozumieją (a starszyzna romska akceptuje), stopniowo się poprawia.

    Polacy natomiast, mający wielowiekowe tradycje tolerancji dla mniejszości narodowych i religijnych, od połowy wieku XIX do dziś, na polskich współobywateli innych narodowości patrzą z góry. A wystarczyłoby tylko lepiej poznać sąsiadów o innej kulturze, wierze czy kolorze skóry, zamiast wyładowywać na nich swoją niechęć, zamiast obrzucać epitetami i uogólniać opinie na podstawie incydentalnych wydarzeń.                 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka