Piter1 Piter1
276
BLOG

Technologia wyborów - dawniej i dziś

Piter1 Piter1 Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

Zmieniło się dużo od czasów PRLu po to, aby nie zmieniło się nic. Zmieniły się tylko techniki nacisku i manipulacji. To oczywiście jest konsekwencją "uwolnienia" kraju w 1989 (czytaj porozumienia zainteresowanych stron), zmian systemu gospodarczego oraz naturalnego, coraz szybszego rozwoju technologii komunikacyjnych.

W kontekście nadchodzącego maratonu wyborczego 2014/2015 odżyły mi wspomnienia o jedynych wyborach z czasów komuny, w których uczestniczyłem - były to słynne "wybory" do sejmu w 1985 roku.

Jako podchorąży rezerwy odbywałem wtedy służbę wojskową w "strategicznej" jednostce bojowej na obrzeżach Warszawy (rakiety były niesprawne, ale świnie w chlewiku tuczyły się dobrze - tak, tak...). Oprócz grafikowych służb, ja i inni z Warszawy codziennie rano jeździliśmy "trepowozem" do jednostki, a po południu wracaliśmy do domu. Zdziwienie nastąpiło, kiedy w piątek po południu podchorążowie mieszkający daleko zostali puszczeni rutynowo na weekend do domów, a nas trzech ze stolicy, rozkazem dowódcy, zakwaterowano do niedzieli w jednostkowym internacie. Na nic zdały się protesty i prośby o uzasadnienie rozkazu - zbliżały się wybory, my byliśmy elementem niepewnym, a frekwencja warszawska musiała być zgodna z planem dowództwa.

No i zaczęło się - przez całą sobotę graliśmy w ping-ponga z przerwami  na picie spirytualiów (coraz częstszymi w miarę upływu czasu) - owe bez trudu sobie zabezpieczyliśmy w ilości na pluton wojska. W niedzielę o godz. 7.00 ktoś zaczął uporczywie dobijać się do naszego pokoju - dostał od nas parę wiąch, ktoś rzucił butem w drzwi... To był dowódca (pułkownik). Tubalnym głosem, przenikającym chyba ściany bunkrów, poprosił nas o pójście na wybory, bo cała jednostka już zagłosowała.

Po godzinie męczarni, związanych ze wstaniem z łóżek i zorientowaniem się, gdzie w ogóle jesteśmy, zjawiliśmy się w kantynie (komisji wyborczej), złożyliśmy podpisy, pobraliśmy karty i wrzuciliśmy je w tej samej czystej postaci do urny (nie wiem do tej pory, czy lepiej było to poprzekreślać, podrzeć czy...?). Komisja odetchnęła i o godz. 9.00 udała się na zasłużony poczęstunek wewnętrzny typu śledzie, kiełbasa i gorzała.

Nacisk był bezpośredni i sytuacja nieprzyjemna dla obu stron, ale wynik (frekwencja) został osiągniety!!!

A teraz nasze czasy: zabierz babci dowód, ujawnij się w korporacji, że krytykujesz PO, to nagle zmienia się otoczenie; bycie PISowcem oznacza wykluczenie i kłopoty w pracy, czyli prędzej czy później bezrobocie. Ja się z tym nie kryłem, ale z racji mojego stanowiska, były to tylko drwiące uśmiechy.

I piękny przykład demokracji z czasów warszawskiego referendum o odwołanie bufetowej - nie idź do urny, nie głosuj! I wynik (frekwencja, ale w odwrotnym znaczeniu) został osiągnięty!!!

Nachalna propaganda robi galaretę z mózgu  ludziom stojący z boku polityki. Bieńkowska przez dwa dni była furorą na przesłuchaniach w KE, trzeciego dnie okazało się, że to totalna kompromitacja. Słońce Peru Prezydentem Europy!!! - a on po prostu uciekł przed gniewem ludu. Afer nie ma, Lolo Pindolo z uśmiechem paraduje po sejmie, Piechociński robi z siebie idiotę a Kopaczowa gubi szlak na szerokim, czerwonym dywanie. Ale w mediach jest zachwyt i tylko ten zawistny Kaczor jak zwykle mąci i judzi...

Układy betonuje się w podobny sposób - zmieniły się tylko technologie, techniki, otoczenie i bieżące strategie, pozwalające na zablokowanie rzetelnej informacji. Brak takiej informacji i nachalne straszenie PISem skutkuje lemingozą. I to jest przerażające - znam wiele osób rozsądnych, rzetelnych, pracowitych i uczciwych, które momentalnie głupieją, gdy rozmowa schodzi na tematy polityczne. Nie chcą w ogóle dyskutować, a jeżeli padnie tekst, że rządy PO tak naprawdę nie dbają o Naród, tylko o swoje partykularne profity, to kończy się wzruszeniem ramion i westchnieniem typu "daj spokój, nie mówisz tego poważnie, no chyba że jesteś jakimś narodowcem lub faszystą". Ręce opadają.

PO nie chce  władzy oddać, bo może stanąć przed trybunałami za różne sprawy.... A lemingi uśmiechają się głupawo i  jak mantrę powtarzają "Polacy, nic się nie stało..."

Czas na podsumowanie tych różnych czasów: mamy iść na wybory jak wojsko w 1985 roku (duża frekwencja), ale nie wrzucać do urny pustych kart, lecz je zgodnie ze swoim sumieniem wypełnić. Praca u podstaw, czyli rozmowa i zachęcanie biernych sąsiadów/znajomych/kolegów/koleżanek etc. do pójścia na wybory. Prostowanie lemingów też wchodzi w grę, ale tu jestem pesymistą.

 

 

 

Piter1
O mnie Piter1

Polityka zawsze mnie interesowała obok normalnych życiowych spraw. Oczywiście muzyka i różne sporty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo