Część samorządowców strasznie nie lubi nowego obowiązku, jakim jest raportowanie na koniec czerwca sytuacji w mieście. Wiąże się to z głosowaniem o absolutorium. Wprawdzie wyniki z reguły są w stu procentach do przewidzenia, ale ta konieczność wysłuchiwania mieszkańców, którzy mówią jak jest, wprowadza władzę w stan nerwowości. Jak to wyglądało w Sopocie?
Tu zapraszam do wysłuchania mojego wystąpienia:https://youtu.be/mwctQogz-LY
A tutaj opis sesji Rady Miasta:
Zawsze mam wątpliwości, czy polecać Państwu śledzenie przebiegu sesji Rady Miasta Sopotu. Targają mną bowiem dwa przeciwstawne uczucia. Z jednej strony wiara w sens patrzenia władzy na ręce. Z drugiej świadomość, że zachęcanie kogoś do oglądania marnej jakości spektaklu jest formą intelektualnego nadużycia.
Ostatnie przed wakacjami spotkanie radnych i władzy od lat przebiega w podobnej atmosferze. Przez piękne okna magistratu wpada jasne, czerwcowe światło. Nieopodal ćwierka raz po raz ptaszyna, jakby zdziwiona faktem, że ktoś może siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu, zamiast cieszyć się wolnością i początkiem lata. Mimo wczesnej godziny, salę wypełnia ciepłe powietrze, które faluje w rytmie pomruków rzutnika. Jeszcze tylko dwie, trzy godziny dzielą naszą władzę samorządową od upragnionego ostatniego dzwonka, obwieszczającego ponad dwumiesięczną przerwę w obradach.
Lato czeka, a za lasem rzeka. Tyle że najpierw trzeba wysłuchać co ma do powiedzenia pierwszy wśród równych. A ten jakiś dziś zaspany i nie w sosie. Tam w Warszawie przegłosowano kilka lat temu nowe przepisy. No i teraz trzeba na koniec politycznego sezonu odczytywać jakiś „Raport o stanie miasta”. No trudno, skrobnie się kilka punktów o sukcesach. Potem przeczyta i po sprawie – myśli prezydent, sięgając z nieukrywanym trudem po propagandowy biuletyn, w którym posłuszni urzędnicy umieścili opis niebywałych osiągnięć swojego szefa. Monotonny głos kołysze audytorium. Udało mi się wszystko. I to i tamto. Czy naprawdę muszę wam to mówić?
Radni patrzą na tę heroiczną walkę w milczeniu. Mogliby przecież jakoś pomóc. Przygotować swoje spostrzeżenia. Zachęcić do dyskusji kontrującym wystąpieniem, które przełamuje dojmujący ciężar nudy. Zmotywować jakimś pytaniem, nawet ustalonym wcześniej. Ale przecież plecak i gitara już spakowane. Pitagoras, bądźże zdrów!
Jeszcze tylko przeżyć te dwa głosy mieszkańców zapisane na liście przemawiających. I po co oni się zgłosili? Że też im się chce… Mogli sobie wygrać wybory, a nie teraz przyłazić i udawać, że coś da się zmienić. O weźmy tego tam, z Krakowa. Będzie nam tu opowiadał o wymierającym Sopocie. Po co to mu? A ten drugi? A nie, tego się nie czepiamy – ten zdaje się po stronie status quo. To będzie dobrze. Jeszcze tylko oni. A potem do widzenia wam, canto, cantare.
A przecież karty dawno rozdane. Większość wie, co ma robić. Po pierwsze zawsze stać murem za prezydentem. Żadnych wątpliwości. Żadnych pytań. Mniejszością nie ma się co przejmować. Matematyka i tyle. Zresztą na nich są dwie metody. Tym partyjnym pomacha się przed oczami jakimś antyrządowym bon motem. Pójdą w to w ciemno, emocje zawsze wygrywają. A tych bezpartyjnych, to wrzucimy do jednego worka z pierwszymi. Co to za stanie okrakiem na barykadzie, jak idą wybory? Symetryści się znaleźli. No i najważniejsze. Przecież muszę być jutro we Wrocławiu. Zdjęcia sobie zrobić z kolegami. To są poważne sprawy.
Lato, lato, nie płacz czasem, czekaj z rzeką, czekaj z lasem. O, a co to? Na sali tłum gastronomików. Jakaś dyskusja się wywołała. Że ktoś zbiera podpisy na ulicy przeciwko restauracjom na plażach i wydmach. Ten z Krakowa i bezpartyjni. Ale dobrze, bo nasi już się włączają. Po kolei. Przy Tobie Najjaśniejszy Panie stoimy i stać chcemy. Sopot jest piękny, przecież wygraliśmy tyle rankingów. I co z tego, że jakaś wydma jest niszczona. To teraz ja coś dorzucę – myśli prezydent otwierając plecak wypełniony zgranymi hasłami o demokracji, trudnych finansach, pandemii i konstytucji. Jest też zestaw ratunkowy, czyli argumenty ad personam. Temu z Krakowa powie się, że ma kompleksy, bo przegrał wybory. A temu radnemu, co go wspiera, też coś dorzucę. Jeszcze ten jeden wysiłek i wyjeżdżam z Sopotu zaczynać poważną kampanię – w sezonie i tak się tu przecież nie da żyć.
Inne tematy w dziale Polityka