pleoneksia pleoneksia
49
BLOG

Jak nie poparłem pewnej fundacji

pleoneksia pleoneksia Kultura Obserwuj notkę 9

Droga do osiedlowego monopolowego biegnie koło kościoła. Jako, że jestem stałym bywalcem tego sklepu, a także znanym i szanowanym jego klientem, co to nigdy nie spożywa alkoholu na terenie sklepu, jak powie, że butelki odniesie, to odniesie, zawsze grzecznie się ukłoni, nawet zaprawiony bełkocze z umiarem, acz szarmancki być nie przestaje (pani Róża powiada - że młodsze ekspedientki nawet mnie z tego powodu między sobą jakoś nazywają), drogę tę pokonuję w świątek piątek i niedzielę, a zdarza się, że nawet kilka razy w ciągu dnia. Niedzielna wędrówka do monopola różni się od tej w tygodniu pracy. Pod kościółkiem wystają bowiem rozmaitej maści czupiradła i nawiedzeńce, już to coś usiłujące sprzedać, już to do czegoś namawiające.

 

Ostatniemi czasy tych typków rozmaitech nieco się namnożyło, jakby się na wiosnę plenić zaczęli. Kupić to ja nigdy nic od nich nie kupuję, od dnia gdy mnie jeden zagadnął, czy czegoś nie trzeba, a ja powiedziałem, że owszem, że dobry i tani spirytus by się przydał, bo mam trochę wiśni w domu, a nie zjem ich, bo żołądek już nie ten, ale chciałem zalać spirytusem i naleweczkę zrobić, tak mu nakłamałem, a on mi obiecał, że w przyszłym tygodniu przywiezie i że dobry i z pewnego źródła. I nie przyjechał w następnym tygodniu, ani za tydzień ani w ogóle. Więc - jak rzekłem - nic tam nie kupuję, ale gdy co rozdają, zawsze chętnie biorę.

Taki ze mnie homo sovieticus pełną gębą nalaną, że z wiarą wyznaję zasadę naczelną, która większa i donioślejsza jest, niźli wszytki przykazania i urządzenia boskie:

 

Brać, gdy dają, uciekać, kiedy biją.

 

Brać, bo okazja może się nie powtórzyć, uciekać, bo każdy mędrzec wie, iż grzbiet na siebie razy zawsze jeszcze przyjąć zdąży i nie tylko zdąży, ale i przyjmie ich jeszcze ilość niemałą i że razów - jak powiada [mian. filozof] - mnożyć ponad konieczność nie należy.

 

Wiosna pod kościółkiem przybrała w tym roku barwy walki o życie. Wolontariusze z jakiejś prożyciowej organizacji wystawali przed Świątynią Pańską i wiernemu ludowi bożemu oraz zwykłym, przypadkowym przechodniom, jak ja (niech się tu tylko Szanowny, acz na punkcie określeń drażliwy, kolega bloger coryllus nie obrazi o to, że sobie "zwykłość" przypisuję) rozdawali ulotki. Ja na te ulotki nie zwracałem specjalnie uwagi, ale atakowany nimi z pasją i regularnością, zgromadziłem na kupce makulatury całkiem pokaźny stosik. Były to ulotki organizacji „Fundacja Pro - Prawo do Życia”. Czegóż ta fundacja może chcieć? Cóż ma ona do zaproponowania - byłem ciekaw.

 

Fundacja, jak to z fundacjami bywa, chce pieniędzy, a konkretnie pieniędzy z tzw. jednego procenta. Na co fundacja potrzebuje tych pieniędzy? Tego z ulotki nie bardzo mogłem się dowiedzieć. Sądziłem, że pewnie na to, żeby, najogólniej mówiąc, zapobiegać aborcji. Metod takiego zapobiegania znam wiele, pewnie nie wszystkie spotykają się z powszechną akceptacją, dałbym jednak swój jeden procent takiemu prożyciowcowi, który powiedziałby np. że ktoś rozważa możliwość aborcji, ponieważ jego środki na utrzymanie rodziny są niewystarczające, wobec tego mój jeden procent przekazany na pomoc tej osobie może aborcji zapobiec. Albo takiemu prożyciowcowi, który by do mnie przyszedł i powiedział, że katolicka rodzina właśnie postanowiła zaadoptować dziecko zgwałconej nastolatki, tylko że z pieniędzmi u nich krucho. Wtedy siadłbym nad PITem i w odpowiednim miejscu zamiast Fundacji Wyznawców Wielkiego Kondoma wpisałbym nazwę odpowiedniej fundacji prożyciowej. I bylibyśmy wszyscy zadowoleni. Dlaczego więc tego nie zrobię w odniesieniu do Fundacji Pro?

 

  • Po pierwsze „Fundacja Pro - Prawo do Życia" wcale nie pomaga takim osobom, które podejmują decyzję o donoszeniu ciąży, mimo iż istotne okoliczności przeciwko temu wyborowi przemawiają. Na stronach Fundacji próżno szukać informacji, ilu nieletnim matkom, ofiarom gwałtu, rodzinom, które zdecydowały się na przygarnięcie niechcianego dziecka,  itd. Fundacja pomaga. Czym więc się ona zajmuje? Szczerze mówiąc, nie bardzo wiadomo. Cele fundacji nie zostały wyszczególnione (zakładka "O nas" na stronie Fundacji jest pusta). Wiemy, że fundacja ma jakiś związek z wystawą "Wybierz życie", że jej członków łączą przekonania, wiemy też, są oni "świadomi" jakiejś wojny i chyba tę wojnę prowadzą i na nią zbierają. Miałżebym i ja na tę ich wojnę się dorzucić? Wojnę z kim i o co?

 

  • Po wtóre fundacja promuje wystawę "Wybierz życie". Tu dwa słowa wyjaśnienia: nie mam nic przeciwko przedstawianiu w przestrzeni publicznej poglądów, nawet skrajnych. Niech sobie, jeśli kto chce, wykupi przestrzeń na bilbordzie, wieżowcu (albo postawi bilbord, wieżowiec) i niech głosi tam, co mu się rzewnie podoba. Nie godzę się jednak na to, by w przestrzeni publicznej dokonywano manipulacji, takiej jak w wypadku zestawienia rozkawałkowanych płodów z ciałami ofiar działań wojennych. Pomijam niesmak związany z eksponowaniem ludzkich zwłok na plakatach.

 

  • Po trzecie wreszcie, sposób w jaki prożyciowa fundacja usiłuje dotrzeć do moich pieniędzy jest na tyle osobliwy, że aż budzący podejrzenia . Fundacja chce mnie nakłonić, żebym 1% przekazał na ratowanie dzieci nienarodzonych. Dlaczego na ulotce nie mógłby być przedstawiony uśmiechnięty dzieciak z matką i z hasłem, powiedzmy: "Dla tego jednego uśmiechu - warto!" Dlaczego tu w ogóle nie ma żadnego pozytywnego odniesienia? Praktyka marketingowa wskazuje przecież, że jeśli chcesz od kogoś wyciągnąć pieniądze, powinieneś go czymś zachęcić, skusić. Mały, rozbabrany glucik nie skłoni mnie do wyłożenia pieniędzy, perspektywa, że takie gluciki, zwielokrotnione i powiększone do niebotycznych rozmiarów wychyną zewsząd „ze słowem prawdy” na tych swoich usteczkach–nieusteczkach i będą na mnie patrzeć z każdego zakątka miasta tymi swoimi oczkami-nieoczkami, machać tymi galaretowatymi rączkami-nierączkami, również jakoś nie przekonuje. Wszystko to, utrzymane w stylistyce śmierci odstręcza, odrzuca, wywołuje obrzydzenie. Ta stylistyka śmierci królująca wszędzie tam, gdzie prożyciowcy mówią o życiu, jest zresztą znamienna. Przynajmniej marketingowo wiedzie ona jednak na manowce.

 

To trzy powody, dla których nie dam pieniędzy „Fundacji Pro - Prawo do Życia”. Spośród fundacji opowiadających się za życiem skłonny jestem natomiast wspomóc te, a) które problem aborcji chcą rozwiązać u źródeł, propagując edukację seksualną, ucząc odpowiedzialności, upowszechniając wiedzę o antykoncepcji, oraz te, b) które nastawione są na pomoc konkretnym ludziom, ludziom, którzy dokonali nieraz – nie waham się użyć tego słowa -  heroicznego wyboru.

 

Tym zaś, którzy toczą jakąś mityczną wojnę ze swoimi urojeniami, tym nie dam grosza złamanego, choćby mi każdą drogę do mojego monopolowego po wielokroć uprzykrzali. Moją bowiem byłoby to winą, gdybym ich urojenia wojenne finansowo wspierał. Zaprawdę, oni dosyć mają swej nędzy.

pleoneksia
O mnie pleoneksia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura