Jak Jarek z Żoliborza wybrał Beatę na premiera, czuło się w powietrzu patos podszyty dowcipem. Ostatnio okazało się, że polski „Szydłowiec”, to nawet latać nie umie. Zmieścić w jednym samolocie dubeltowych pasażerów? Tego chyba by nawet Monty Python nie wymyślił. To właśnie unikalne zjawisko „atmosferyczne” miało miejsce podczas powroty wycieczkowiczów z Londynu. Stanowili ich reżimowcy oraz dokooptowana rzesza dziennikarzy. Na całe szczęście pilot nie wysłał swego rozumu na wakacje i się nie zgodził na taki ścisk w samolocie. Można zrozumieć zachowanie delegacji rządowej, wszak im więcej redaktorów na pokładzie, tym bardziej można im się podlizać, a nawet do nich przytulić lub dyskretnie z nimi pocałować. Jak widać, słychać i czuć reżim smoleński lubuje się w powietrznych dyskotekach za wszelką cenę.
Jak już się wszyscy normalni ludzie dowiedzieli, że ta, co to z wora wyskoczyła lubi ścisk, głos zabrała inna Beata. Ta zaś, rzeczniczka niezwyciężonego rządu tubylca Jarosława, została wyprorokowana przez Marylę Rodowicz w piosence „To był maj, pachniała Saska….”. - „Cywilna" instrukcja HEAD nie została złamana w związku z ubiegłotygodniowym lotem delegacji rządowej z Londynu – palnęła „najmądrzejsza i nieomylna”.
Jak widać, głupota ma swoje zalety, można latać bez GŁOWY. Instrukcja „Head” jest stricte wojskowa.
Naiwnie tłumaczy również wszelkie wpadki rządu „wszechwiedzący” senator Jackowski. Ciekawe, co on spożywa, bo gada od rzeczy? Ten „ekspert” jest w każdej telewizji, podobnie, jak wyświetlany onegdaj film: „Trup w każdej szafie”.
