Dziś mieliśmy piękny jesienny dzień. Piękna polska złota jesień. Donald nie chciał wstawać, gdzieś jakiś kryzys, nieprzyjemne słowo, gdzieś jakiś prezydent - słowo straszne...
Donald nie chciał wstawać, ale wstał. Zadzwonił Radek i minister Nowak. Nalegali, i wstał. A wcale nie chciał. Nie dość, że jesień, to jeszcze jest jakiś kryzys, i jakiś przebrzydły prezydent. Jak tu wstawać!? skoro się nie chce...
Radek powiedział, że razem z ministrem Nowakiem obmyślili nowy plan - podobno ma być 1000 razy lepszy od poprzedniego. Poprzedni też miał być świetny, pomyślał Donald, ale wcale nie był taki wspaniały... Ech, gdyby nie ta banda kretynów z mediów to byśmy oberwali po czterech literach...
Radek powiedział, że zamiast załatwiać sprawy kryzysu załatwimy prezydenta - ten matoł znów pcha się tam gdzie nie trza - powiedział minister Nowak - utrzemy mu nosa - zakomunikował Radek; nie dostanie samolotu i ogólnie będziemy mu przeszkadzać! HA ha ha, zarżeli obaj.
Donald dopiero wstał, a tu znów trzeba myśleć... To takie krępujące. Załatwić prezydenta, no pewnie, to niezły pomysł, ale czy Radek i minister Nowak nie spiskują przeciwko mnie??? Pomyślał. Ostatnio też doradzali żeby odmówić samolotu no i wcale nie skończyło się dobrze. Co mam o tym myśleć??? Może Radek montuje jakąś akcję i chce mnie wysiudać? Ale minister Nowak? - on też???
Jestem całkowicie skołowany...
Potem myślał. Ponownie myślał. Po raz kolejny pomyślał. A tam! Raz kozie śmierć! Nie zaszkodzi spróbować jeszcze raz! - Jak mówią: do trzech razy sztuka! Zadzwonił do Radka i ministra Nowaka: mój samolot! moje krzesła! moja konstytucja! moja piaskownica!
HA HA HA ...