Po krótkiej przerwie spowodowanej jesienią i księżycem, wracam znów do naszego sierpniowego pobytu w Beskidzie Niskim. Przyszła bowiem kolej na Magurę Małastowską. To ostatnia nasza wycieczka piesza, choć do powrotu do Krakowa pozostały jeszcze wtedy dwa weekendowe dni. One jednak zaplanowane zostały nam przez krewnych i miały zostać spędzone w specjalny sposób. Na razie jednak trwał piątek, zapakowałam więc dzieci do samochodu i pojechałam w stronę Gładyszowa.
Droga wije się tam stromymi serpentynami przez Przełęcz Małastowską. Na samej przełęczy znajduje się parking, gdzie zostawiliśmy samochód. Stąd do szczytu jest blisko, zaledwie dwa kilometry niebieskim szlakiem, zanim jednak tam się skierowaliśmy, odwiedziliśmy cmentarz wojenny z 1915 roku.
To najpiękniejszy cmentarz spośród tych, które do tej pory widzielimy. Otoczony lasem, zadbany, uporządkowany. Równe rzędy drewnianych krzyży przedziela szeroka aleja, na końcu której zbudowana została kaplica.
Na tabliczkach nagrobnych nazwiska austriackie, czeskie, polskie.
W bocznym rzędzie wypatrzyliśmy jedną macewę.
W innym miejscu ktoś dostawił na krzyżu figurkę Matki Bożej.
Opuściliśmy cmentarz i ruszyliśmy na szlak. Po kwadransie (wg mapy, nasz "kwadrans" trwał trochę dłużej :) dotarliśmy do schroniska PTTK im.prof.St.Gabryela, gdzie daliśmy sobie chwilę wytchnienia
po czym ruszyliśmy w dalszą drogę, w trakcie której minęliśmy górną stację narciarskiego wyciągu krzesełkowego,
pnie rozdarte,
pnie zgrubiałe,
pnie zwalone
i obrośnięte.
Wreszcie dotarliśmy na szczyt,
gdzie pożegnaliśmy się z niebieskim (i zielonym, który dołączył od schroniska) szlakiem, wybierając czarną ścieżkę spacerową. Biegnie ona na południe w dół zbocza, przez las, w którym skryły się jeszcze dwa cmentarze wojenne z okresu I wojny światowej. Pierwszy z nich odkryliśmy tuż pod szczytem.
Na tym również, jak i na pozostałych dwóch magurskich nekropoliach zaprojektowanch przez Duszana Jurkowicza, widać znamiona inspiracji regionalną architekturą, jednak chylące się ku ziemi krzyże świadczą o długim okresie zapomnienia - zapewne z racji oddalenia zarówno od siedzib ludzkich jak i głównych dróg.
Jednak świeże deski na innych krzyżach i ślady robót ziemnych dają nadzieję na to, że doczeka się on przywrócenia dawnego wyglądu.
Kilometr dalej kolejny cmentarz z zaledwie dwoma kamiennymi krzyżami - jeden na jedynym imiennym grobie i drugi w kamiennym murze, pełniący rolę cmentarnego ołtarza.
Prostokątne kwatery bezimiennych grobów wyznaczają wrośnięte w ziemię kamienie.
W drodze powrotnej las częstował nas słodkimi ostrężynami.
Ostatni odcinek naszej wyprawy wiódł nas zielonym i żółtym szlakiem drogą prowadzącą do Nowicy, tyle że w przeciwnym kierunku.
Wróciliśmy na przełęcz. Już mieliśmy wsiadać do samochodu, gdy moją uwagę zwróciła umieszczona po lewej stronie drogi strzałka. Okazało się, że wskazuje ona dojście do niewielkiej kapliczki ukrytej w lesie poniżej cmentarza.
Z tabliczki na niej umieszczonej dowiedziałam się, że "Zabytkową XVIII-wieczną Kapliczkę przy szlaku węgierskim na Przełęczy Małastowskiej odbudowali Członkowie K.Ł. "Dzik" w Gorlicach wraz z Nadleśnictwem Gorlice i Łosie". Powyżej, na większej, drewnianej tablicy, wyrzeźbiony został tekst wiersza:
Las szumiał, słońce chyliło się powoli ku zachodowi, a ja nie mogłam stamtąd odejść. Po prostu się zatrzymałam.