Nigdy nie poznałam Jarosława Kaczyńskiego, a na żywo widzialam go raz tylko - dzięki salonowi24, na trzecich salonowych urodzinach.
I nigdy nie mogłam do końca się przekonać, że opowieści wspólpracowników o tym, jak to facet jest inteligentny, przenikliwy i pełen monthypytonowskiego poczucia humoru -- są prawdziwe. Nawet kiedy moja ukochana "babcia Jadzia" (moja prawdziwa Babcia też tak miała na imię) czyli Jadwiga Staniszkis snuła opowieści o tym jak to w kobietach wzbudza uczucia opiekuńcze - słuchałam tego trochę jak bajek o żelaznym wilku.
Po Smoleńsku - nie tylko w jego wypadku, co jest polskim medialnym absurdem i miarą medialnej niekompetencji - nieco inaczej zaczęły go pokazywac media.
Ale też chyba on sam w ramach "zmiany", w którą niektórzy nie moga uwierzyć i widzą w niej tylko piarowską zagrywkę, zaczął sam siebie traktowac inaczej. Swoje słabości zobaczył w nowym świetle - jak atuty. I staly się tymi atutami - bo wszystko naprawdę zależy od naszego nastawienia wobec rzeczywistości.
Wiem, że nawet gdyby wciąż pokazywał się nam jako kłótliwy apodyktyczny pieniacz - i tak po Smoleńsku głosowałabym na niego, bo nikt inny nie da nam szansy na wyjasnienie smoleńskiej katastrofy a to jest najważniejsze.
Ale teraz, nawet jeśli mój Kot głosowałaby na Jarosława, to ja naprawde nie mam innego wyjscia:)))